Nic nie zwiastowało takiej porażki wicemistrzów Polski. Radomianie na inaugurację rozgrywek zaprezentowali się z dobrej strony, pokazali charakter i wygrali z wymagającym przeciwnikiem. Na dodatek starcie z BK Ventspils rozpoczęli naprawdę dobrze. Głównie za sprawą zagranicznego zaciągu.
Podopieczni Wojciecha Kamińskiego systematycznie powiększali swój dorobek i objęli prowadzenie. W pewnym momencie wydawało się nawet, że zdołają odskoczyć przeciwnikowi, ale ten miał Folarina Campbella i Aigarsa Skele. Wymieniony duet regularnie odpowiadał na ciosy Rosy.
A ta w drugiej kwarcie wpadła w poważny kryzys. Wicemistrzowie Polski długo nie mogli sobie poradzić z własną indolencją. Przełamanie nastąpiło po kilku minutach, ale to był tylko jednorazowy przebłysk, bo nie poszły za tym kolejne celne rzuty. Nic dziwnego, że BK Ventspils zaliczył serię 25:2 i praktycznie przypieczętował swoje zwycięstwo.
Po przerwie gracze Kamińskiego zdołali się poprawić w ofensywie, zwłaszcza w rzutach z dystansu, ale na odwrócenie losów meczu było już zdecydowanie za późno. Gospodarze mieli wszystko pod kontrolą, co zresztą potwierdzili w ostatniej kwarcie, w której również okazali się lepsi od naszego zespołu.
Taka porażka nie może być zaskoczeniem, skoro większość zawodników przeważnie pudłowała. Ani jednego rzutu na osiem prób nie trafił Tyrone Brazelton, czyli jeden z liderów Rosy. Właściwie tylko Gary Bell nie miał się czego wstydzić, bo połowa jego prób była skuteczna (7/14 z gry).
To pierwsza porażka Rosy w rozgrywkach Ligi Mistrzów.
BK Ventspils - Rosa Radom 74:53 (15:20, 20:6, 17:15, 22:12)
BK: Campbell 17, Deane 16, Zakis 9, Skele 8, Mbodj 8, Ate 5, Lomazs 3, Ziedins 0, Leimanis 0, Kuksiks 0.
Rosa: Bell 17, Jeszke 12, Jackson 10, Sokołowski 10, Zegzuła 2, Brazelton 2, Witka 0, Bojanowski 0, Adams 0, Bonarek 0.
ZOBACZ WIDEO: Polska biegaczka przeżyła bardzo trudne chwile. "Martwiłam się nawet o śniadania"