[b]
WP SportoweFakty: Sezon 2015/2016 jeszcze trwa, a pan już zdecydował się na transfer do nowego klubu. Skąd ten pośpiech?[/b]
Artur Mielczarek: Dostałem naprawdę dobrą ofertę z Trefla Sopot. Został mi jasno przedstawiony plan, który będzie obowiązywał w przyszłości. Wiem, jakie są dokładne cele zespołu i to mnie bardzo skusiło do tego, żeby podjąć decyzję już teraz. Całe negocjacje przebiegały mega profesjonalnie i nie ukrywam, że jestem mile zaskoczony takim obrotem spraw. Już od połowy minionego sezonu drużyna z Sopotu za pośrednictwem mojego agenta dawała znać, że jest zainteresowana. Z biegiem czasu wszystko się rozwijało, aż ostatecznie dopięliśmy celu.
Nie chciał pan poczekać do końca rozgrywek i wówczas poczekać na oferty z lepszych klubów? Może ktoś z czołówki by się odezwał?
- Oczywiście, że taka myśl przeszła mi przez głowę, ale ja zrobiłem dokładny wywiad. To nie jest tak, że ja podpisałem kontrakt na "łapu-capu" z Treflem. Zasięgnąłem sporo opinii, pomogli mi też agenci. Wspólnie z rodziną podjęliśmy decyzję, że gra w Sopocie będzie najlepsza dla mojego rozwoju.
Czy AZS Koszalin, klub, w którym spędził pan cztery lata, dał sygnał do rozmów o przedłużeniu kontraktu?
- Przez dziewięć miesięcy trwania całego sezonu klub z Koszalina ani razu nie zakomunikował mi o chęciach przedłużenia kontraktu. AZS nie wykonał do mnie żadnej inicjatywy. Nie było rozmów w stylu: "słuchaj Artur, nie wiemy, co będzie działo się w przyszłości, ale chcielibyśmy mieć ciebie w klubie. Przyjdź, porozmawiamy". Pierwsza rozmowa odbyła się dopiero kilka dni temu, kiedy byłem już mentalnie zdecydowany na Trefl Sopot.
ZOBACZ WIDEO 25. mistrzostwo Polski koszykarek Wisły Can-Pack Kraków (źródło TVP)
{"id":"","title":""}
Ma pan żal do działaczy AZS-u Koszalin, że postąpili w ten sposób?
- W Koszalinie urodziły mi się dwie córki. Związałem się z tym miastem, mam w Koszalinie mnóstwo przyjaciół. Jest grupka kibiców, która mnie wspierała. Pewnie, że jest żal. Przez cztery lata zżyłem się z tym wszystkim. Wiem, że nie należy kierować się emocjami, ale człowiek mimo wszystko po pewnym czasie przyzwyczaja się do pewnych miejsc, ludzi. Poza tym w Koszalinie moja praca została doceniona. Trener Igor Milicić mianował mnie kapitanem drużyny. To było miłe uczucie.
W Koszalinie mówi się, że odchodzi ostatnia osoba, z którą kibice mogli się identyfikować.
- Nie chcę się powtarzać, ale na to wszystko zapracowałem zaangażowaniem i ciężką pracą. Aczkolwiek mam rodzinę, o którą muszę zadbać. To jest dla mnie teraz główny cel w moim życiu. Uważam, że nie mogłem dłużej czekać. Pojawiła się ciekawa oferta z Sopotu. Nie chciałem tej szansy odpuścić, tym bardziej, że nie było ruchu ze strony AZS-u Koszalin.
Z tego miejsca chciałbym podziękować kibicom, którzy znakomicie mnie wspierali. Zawsze mogłem liczyć na ich doping. W wielu miejscach byłem miło witany. Przez te cztery lata spotkało mnie wiele dobrego. Ja o tym nie zapomnę.
Cztery lata spędzone w AZS-ie to spory kapitał. Mówi się, że Koszalin jest trudnym miejscem do gry. Czy nie był pan już nieco zmęczony tym środowiskiem?
- Najtrudniejszy był pierwszy sezon. Z roku na rok było coraz lepiej, bo po prostu starałem się robić swoje na boisku. Jako zawodowy koszykarz muszę się liczyć z presją, a także krytyką. Było to nawet mobilizujące. Na pewno Koszalin jest specyficznym miejscem na mapie Polski, ale ja nie chcę narzekać na klub. Dużo kwestii było załatwianych bardzo profesjonalnie. Chociażby sprawy finansowe były realizowane na czas. Nigdy nie było poślizgów.
[b]
Podobno mógł pan przebierać w ofertach.[/b]
- To prawda. Nie mogę narzekać na brak propozycji. Zdecydowałem się na Trefl Sopot. Uważam, że kluczowym elementem był fakt, że władze klubu bardzo profesjonalnie podeszły do rozmów ze mną.
To prawda, że otrzymał pan także ofertę z Energi Czarnych Słupsk?
- Nie chcę się na ten temat wypowiadać. Myślę, że nie ma to już znaczenia. Jestem zawodnikiem Trefla Sopot i to się liczy.
To 15. miejsce Trefla w tabeli nie miało znaczenia przy wyborze?
- Szczerze? Od razu przyszła mi do głowy myśl o Anwilu Włocławek, który w sezonie 2014/2015 również był na dole tabeli, a później Igor Milicić zbudował naprawdę super drużynę, która zaczęła odnosić wielkie sukcesy. Warto zobaczyć, gdzie jest teraz Anwil. Tak naprawdę wszystko zaczyna się od dobrego doboru zawodników. Wierzę, że w Sopocie pójdziemy podobną drogą.
Rozmawiał Karol Wasiek