WP SportoweFakty: Fantastyczne zawody w waszym wykonaniu. Chyba rywale nie spodziewali się aż tak trudnej przeprawy. Zwłaszcza po waszej wysokiej porażce w Prudniku.
Dawid Adamczewski: Myślę, że na pewno się nie spodziewali, iż wyjdziemy aż tak mocno naładowani i się na nich rzucimy. Mecz w Prudniku zupełnie nam nie wyszedł, ale nie było sensu płakać nad rozlanym mlekiem. Wiedzieliśmy, że w środę jest bardzo ważny mecz derbowy i to będzie okazja na zmazanie plamy z Prudnika i, jak widać po wyniku, udało nam się to w 100 procentach.
W pierwszej połowie mieliście pewne problemy z Piotrem Robakiem. Rzucił wam 15 punktów, ale po przerwie ograniczyliście jego poczynania do minimum.
- Dokładnie, Piotrek trochę napsuł nam krwi w pierwszej części meczu, ale w drugiej połowie jego poczynania ograniczyliśmy i to było jedno z naszych założeń na drugie 20 minut.
Wasz run w drugiej połowie był niesamowity. Seria 23:0 to był cios, ale tak naprawdę, od stanu 34:41, kolejne 8 minut wygraliście 30:3, a to już można nazwać chyba nokautem.
- Faktycznie, rzadko tak się zdarza, żeby jedna drużyna zdobyła 23 punkty pod rząd, a przeciwnik nic. To oczywiście wynik naszej dobrej obrony strefowej, która dała nam taką olbrzymią przewagę i komfort gry do końca meczu.
W drugiej połowie nie bałeś się podjąć kilkakrotnie - wydawać by się mogło - szalonych decyzji rzutowych, ale jestem przekonany, że to nie było szaleństwo. Zgodzisz się?
- To prawda, było kilka takich decyzji, ale jak byliśmy na fali i jeszcze swoim dopingiem nieśli nas kibice, to wtedy już wszystko wychodzi. A jak idzie, to się tego nie zmienia (śmiech).
W Prudniku totalnie wam nie poszło. Kontuzja Bartosza Pochockiego, która mogła podłamać, to jedno, ale to nie był wasz dzień. Z Astorią zagraliście jak natchnieni. Można jakoś wytłumaczyć taką przemianę w ciągu zaledwie 4 dni?
- Jak wcześniej już wspomniałem, ten mecz w Prudniku to historia. Przegraliśmy wysoko, ale nikt nie robił z tego tragedii. Fatalna, to dla nas była kontuzja Bartka i tym samym strata kolejnego zawodnika, ale taki jest sport. Życzę mu jak najszybszego powrotu do zdrowia!
Zagrałeś z Astorią dobre spotkanie. To był jeden z "tych" meczów. Poza tym twoje pierwsze double-double w sezonie. Ale twoja forma, przyznać trzeba, to trochę taka huśtawka w ostatnich meczach. Zatem w Kłodzku to będzie to spotkanie, w którym Dawid Adamczewski zagra drugie dobre zawody z rzędu?
- Tak, zgadza się - oby więcej takich meczów. Ciężko grać przez cały sezon na wysokim poziomie. Zawsze jakieś mecze są słabsze, ale nie są najważniejsze osiągnięcia indywidualne, tylko zespołowe. A w Kłodzku życzyłbym sobie zwycięstwa, bo to jest najważniejsze - żeby wygrywać.
Mecz w Kłodzku równa się bardzo daleki wyjazd, no i na pewno ostra batalia, bo na swoim parkiecie Zetkama to prawdziwa rewelacja. Jak zamierzacie dokonać niemożliwego?
- Masz rację, przeszło 400 km i jeszcze trzeba wyjść i grać. Zdajemy sobie sprawę z tego, że to będzie bardzo ciężkie spotkanie, ale my jedziemy tam się bić i damy z siebie 150 procent, żeby dwa punkty przyjechały z nami z powrotem do Inowrocławia.
Rozmawiał Dawid Siemieniecki