Wszyscy kibice we Włocławku zastanawiali się jak koszykarze Anwilu zaprezentują się w meczu z Treflem Sopot po deklasacji, której zaznali we wcześniejszym starciu z PGE Turowem. Jak się okazało, Rottweilery zagrały z zębem, choć ostatecznie nie wystarczyło to do zwycięstwa.
- Zagraliśmy dużo lepszy mecz, niż w Zgorzelcu. I to jest dobra reakcja po tej wysokiej porażce. Zespół ma charakter i pokazuje, że chce się podnieść. Oczywiście szkoda tego meczu, bo był na styku i gdybyśmy zrobili lepiej kilka prostych rzeczy, moglibyśmy wygrać. Na przykład przez długie minuty utrzymywaliśmy swoją grę bez dużej ilości strat, ale ostatecznie popełniliśmy ich 10, z czego trzy w samej końcówce - tłumaczył szkoleniowiec Anwilu, Milija Bogicević.
Porażka jest tym bardziej bolesna, że jeszcze w połowie trzeciej kwarty włocławianie prowadzili 54:44. Bardzo dobrze radził sobie Michał Sokołowski, pod koszem przeciwników nie miał Seid Hajrić, gospodarze dwukrotnie w krótkim czasie trafili za trzy. Niestety, zbyt wysokie prowadzenie rozluźniło włocławian.
- Być może było to zmęczenie, a być może rozluźnienie. Na pewno mamy młody zespół i z tymi zawodnikami trzeba mocno pracować nad jednym, ważnym elementem. Zbyt często popełniamy złe decyzje w momencie, w którym mamy przewagę. Jest 10 punktów więcej i nagle niektórzy zawodnicy "oddają" mecz, podbijając własne statystyki. I wówczas zaczyna się chaos. Oni muszą zrozumieć, że dwa punkty więcej w statystyce indywidualnej to nie to samo, co dwa punkty więcej po stronie drużyny - stwierdził Serb, ale zapytany o konkretnych koszykarzy, którzy "podbijają własne statystyki", nie udzielił odpowiedzi.
- Nie o to chodzi, żeby szukać winnych. Ja mam szacunek do swojego zespołu. Stwierdzam tylko fakt, że drużyna jest młoda i popełnia błędy wynikające z różnych przyczyn. Mamy przewagę, a nagle zaczyna się takie granie, że Danilo Mijatović ma pozycję na półdystansie, a wycofuje się i rzuca za trzy; Paul Graham podaje w aut albo w ręce rywala; a Jordan Callahan jest na tyle niedoświadczony, że nie trafia w prostej akcji, a gdy upływa zegar, oddaje piłkę, wsadzając na minę innego gracza - komentował Bogicević, punktujący błędy, które miały ostatecznie wpływ na porażkę Anwilu.
To była trzecia porażka Rottweilerów w fazie szóstek. Porażka, za którą nikt nie może mieć pretensji, aczkolwiek jednocześnie porażka, która nie musiała mieć miejsca. Gdyby włocławianie zagrali nieco bardziej konsekwentnie, dwa punkty mogłyby pozostać we Włocławku. Stałoby się również tak, gdyby "obok spotkania" nie przeszli Jordan Callahan i Paul Graham, którzy do spółki trafili tylko siedem z 27 rzutów gry, a wynik 10 asyst zaciemnili sześcioma stratami.
Sytuację zawodnikom utrudnił również trener, pozwalając grać Mateuszowi Kostrzewskiemu tylko osiem minut w meczu. Po meczu wyjaśniał swoją decyzję. - Niestety, Trefl miał dziesięciu graczy w rotacji, a my ośmiu, choć nie mogliśmy liczyć na Mateusza. Nie pomógł swojemu zespołowi. Ja znam tych zawodników już kilka miesięcy, niektórych dłużej, i widzę czy ich nastawienie jest dobre, czy mają "ogień", czy nie. Mateusz tego nie miał i ja uważam, że jeśli ktoś tego nie ma, to tym samym zabija energię pozostałych ludzi - zakończył Bogicević.
To nie pierwsza sytuacja, w której Serb "usadził" zawodnika za niestosowną postawę. W zeszłym sezonie na ławkę powędrował Michał Sokołowski za to, że poprosił o zmianę po kilku minutach gry w meczu z AZS Koszalin (meczu, notabene, rozpoczętego przez gracza bardzo dobrze - od siedmiu punktów). Wówczas nauczka dała efekty i zawodnik do końca sezonu był ważnym ogniwem drużyny. Pytanie tylko czy nie dając większego kredytu zaufania Kostrzewskiemu w meczu z Treflem, trener Bogicević nie ograniczył sobie pola manewru w i tak już mocno wąskiej rotacji?
[b][url=http://www.facebook.com/Koszykowka.SportoweFakty]Jesteśmy na Facebooku. Dołącz do nas!
[/url][/b]