Przed meczem siedemnastej kolejki w niektórych mediach pojawiły się informacje, jakoby Paul Miller mógł nie wystąpić przeciwko Rosie Radom. W sobotni wieczór wybiegł jednak na parkiet, ba - zaczął nawet spotkanie w pierwszej "piątce". W ogóle nie widać było po nim słabszej dyspozycji czy skutków rzekomego urazu, odniesionego w Słupsku.
Amerykanin przebywał na parkiecie ponad 38 minut, zdobywając w tym czasie 20 punktów i dokładając do tego 10 zbiórek. Śląsk poniósł jednak porażkę 88:90. - To był bardzo ważny mecz dla nas. Tym bardziej jesteśmy rozczarowani, że przegraliśmy, że nie udało się odnieść zwycięstwa - przyznał podkoszowy.
Miller trafił 6 na 10 osobistych. Jego zdaniem, ten element był jednym z najważniejszych dla końcowego wyniku. - Tak jak widzieliście, rzuty wolne odegrały kluczową rolę w tym spotkaniu. W pewnym momencie "przełamaliśmy" Rosę, udało nam się wyjść na prowadzenie, ale ostatecznie zwycięstwo pojechało do Radomia - podkreślił.
Na 8 rozegranych na Dolnym Śląsku pojedynków Śląsk przegrał po raz trzeci. - To był bardzo wyrównany, ciężki bój. Jak na starcie rozegrane przed własną publicznością, nie zagraliśmy wystarczająco dobrze, przede wszystkim w ataku - zaznaczył 31-latek.