Na trzy minuty przed końcem spotkania na tablicy wyników w zielonogórskiej hali CRS widniał remis 81:81 i wydawało się, że Anwil Włocławek nie stoi na straconej pozycji. Przez zdecydowaną większość czasu to goście dyktowali tempo gry (bardzo szybkie - trzeba przyznać) i prowadzili różnicą kilku punktów.
Wcześniej koszykarze Stelmetu wyszli na prowadzenie 77:71, lecz Krzysztof Szubarga dwiema celnymi trójkami doprowadził do remisu. Gdy kilka akcji później ponownie był remis, a następnie Walter Hodge i Quinton Hosley wyprowadzili gospodarzy na prowadzenie 87:81, włocławianie nie znaleźli już odpowiedzi.
- Niestety, plan był taki by zagrać jak najlepiej w defensywie, to znaczy ograniczyć Stelmet na około 70 punktach, bo wówczas realnie moglibyśmy myśleć o zwycięstwo. Oczywiście, mecz szybko zweryfikował te plany i stało się jasne, że wygra zespół lepiej prezentujący się w ataku. Zabrakło naprawdę niewiele - powiedział Milija Bogicević, trener Anwilu.
O skuteczności obu zespołów nie świadczy fakt, że razem zdobyły 100 punktów... już do przerwy: po dwóch kwartach było 50:50, choć to włocławianie mogli mieć do siebie pretensje o ten wynik. Mecz rozpoczęli bowiem od prowadzenia 20:9.
- Pierwsza połowa była dla nas bardzo udana. Niestety po zmianie stron brakowało nam tej skuteczności, co w pierwszej połowie, a w końcówce zaskoczyli nas Marcin Sroka oraz Rob Jones, zaś swoją cegiełkę dołożył Mantas Cesnauskis - skomentował opiekun Anwilu i trudno się z nim nie zgodzić. Wspomniany tercet notuje przeciętnie 20 punktów w każdym meczu. Przeciwko Anwilowi zdobył... 40.
Przegraną w Zielonej Górze Anwil skomplikował sobie sytuację w walce o górną szóstkę - w przypadku ewentualnie takiej samy liczby punktów na koniec rundy zasadniczej, włocławianie będą niżej w tabeli.
Milija Bogicević: Miało być 70 punktów
Stelmet Zielona Góra ponownie okazał się nieznacznie lepszy od Anwilu Włocławek. Po ostatniej syrenie trener Milija Bogicević miał czego żałować, bowiem przegrana była bardzo nieznaczna.
Źródło artykułu: