- Gospodarze pokazują charakter od czterech spotkań - mówi trener Znicza, Michał Spychała. Jego zespół zagrał dobrą pierwszą połowę i podobnie, jak w sobotnim meczu prowadził po dwudziestu minutach. Teraz jednak Spójnia prezentowała się słabiej, a przyjezdni, którzy mieli stargardzian na widelcu w końcowych fragmentach pierwszej połowy stracili przewagę.
- Zawsze wszystkich powstrzymuję przed takimi opiniami. Dziesięć punktów w koszykówce to żadna różnica. Wystarczą dwie, trzy dobre akcje i chwilowa indolencja rzutowa przeciwnika. Wszystko się zmienia. Można cieszyć się z przewagi siedmiopunktowej w samej końcówce meczu. Tak, jak teraz Spójnia miała pełną kontrolę. A jednak traciliśmy osiem punktów i ciągle do ostatniej minuty wszystko mogło się zdarzyć. Gdybyśmy po kilku ponowieniach zdobyli punkty to, kto wie, jak by się to skończyło - analizuje przebieg niedzielnego pojedynku Spychała.
Znicz po pierwszym weekendzie zmagań prowadził 2:0. Rezultaty gier na parkiecie rywala nie dziwią jednak szkoleniowca, który w rozmowie z naszym portalem wskazuje czynniki składające się na dwie porażki. - Są to godni siebie przeciwnicy. Walczymy od początku do końca ile możemy. Niestety mieliśmy straszną indolencję Szczególnie w rzutach za dwa punkty. Trzeba to było zakończyć, ale nie ma w tym nic dziwnego, że nie udało nam się i jest 2:2 - tłumaczy. - Zabrakło nam precyzji rzutów. Pewne błędy w obronie dały przeciwnikowi osiem - dziesięć łatwych punktów w ataku. Ponadto, jeżeli strzelec typu Stępień trafia cztery z pięciu prób za trzy i to z ósmego metra, to robi różnicę. Duże pole manewru ma trener Aleksandrowicz i w Spójni jest to wykorzystywane - kontynuuje analizę. Już w środę oba zespoły czeka decydujący mecz w Pruszkowie, który wyłoni rywala dla Startu Gdynia.