Chcę być najskuteczniejszym graczem w lidze - wywiad z Seidem Hajriciem, środkowym Anwilu Włocławek

Punkty zdobywał Corsley Edwards, trójkami raz po raz raził Łukasz Majewski, ale najlepszym strzelcem Anwilu Włocławek w wygranym meczu z AZS Koszalin był Seid Hajrić, autor 18 punktów i sześciu zbiórek. - Anwil wygrał, ja swoje dodałem - mogę więc być zadowolony i z czystym sumieniem kłaść się spać - mówi w wywiadzie dla portalu SportoweFakty.pl polski skrzydłowy.

Michał Fałkowski: Jakże różny jest dzisiejszy mecz od tego poprzedniego, gdy mierzyliście się z PGE Turowem Zgorzelec...

Seid Hajrić: Zdecydowanie tak. Nie chcę powiedzieć, że to był prosty mecz, ale ogółem grało nam się dzisiaj bardzo, bardzo płynnie, a AZS, cóż, no nie utrudniał nam zbytnio zadania.

Na początku spotkania przegrywaliście jednak 16:23 i wydawało się, że znowu możecie mieć problemy zarówno, w ataku, jak i obronie...

- W tamtym momencie pomyślałem sobie, że będzie naprawdę ciężko. Nie chcę ukrywać, że się nie bałem, bo miałem wielkie wątpliwości, jak to wszystko się potoczy. Na szczęście szybko udało wrócić się do gry, całe straty odrobiliśmy jeszcze w pierwszej kwarcie i trochę odetchnęliśmy z ulgą. Na początku było jednak gorąco, ale dobra obrona pozwoliła nam wrócić do meczu.

Pokonaliście koszalinian głównie dzięki dobrej obronie?

- Tak, myślę, że to było kluczowe. Na początku meczu mieliśmy co prawda wiele problemów w defensywie, ale później wszystko ustabilizowaliśmy. Przede wszystkim udało nam się odciąć ich od rzutów z daleka, a przecież na początku meczu trafili chyba pięć pierwszych prób. Na szczęście później już częściej pudłowali i nie dlatego, że im drżały ręce, ale właśnie dlatego, że my stanęliśmy twardo w defensywie.

A wie pan, że Rafał Bigus powiedział, że defensywa Anwilu nie była wcale taka idealna, a słaba skuteczność AZS brała się głównie z tego, że nie potrafili wykorzystać otwartych pozycji?

- Rafał Bigus tak powiedział? No cóż, skoro tak powiedział, to ja nie zamierzam wyprowadzać go z błędu. Każdy ma prawo do swojej opinii. Ja powiem tylko tyle, że po meczu trener był bardzo zadowolony z naszej gry w defensywie, a jak on był zadowolony, to więcej komentarzy na ten temat nie potrzeba.

Losy meczu rozstrzygnęły się właściwie w drugiej kwarcie, dzięki której do przerwy prowadziliście aż 58:39. W porównaniu z pierwszymi minutami, metamorfoza o 180 stopni...

- Ja powiem tak: przed meczem i w jego trakcie w ogóle nie dopuszczałem do siebie myśli, że ten mecz możemy przegrać. Były wątpliwości, ale odganiałem je szybko. Po tych dwóch porażkach, w tym tej katastrofalnej w Zgorzelcu, trzecia przegrana byłaby jakąś... nie wiem nawet czy słowo tragedia nie jest zbyt małe, by to dobrze oddać. Dlatego wiedziałem, że w końcu musimy się obudzić i tak też się stało. Mam też wrażenie, że chłopacy w końcu uzmysłowili sobie, że przegrana w tym spotkaniu nie wchodzi w grę.

Przed meczem powiedzieliście sobie, że powtórka ze Zgorzelca nie wchodzi w rachubę?

- Oczywiście! Wiesz, taki mecz, jak w Zgorzelcu, zdarza się naprawdę rzadko. Im wychodziło wszystko, a nam nic. Dodatkowo, PGE Turów gra obecnie najlepszy basket w Polsce i żeby tego było mało, ich hala to prawdziwa twierdza. Mała, ciasna, kibice są od razu przy linii bocznej...

Ale w przeszłości Anwil potrafił wyjeżdżać stamtąd z tarczą...

- No tak, ale teraz Turów gra dodatkowo bardzo dobrą koszykówkę. Zobaczymy jednak w jakiej będą formie, gdy przyjadą do Hali Mistrzów.

A wracając do meczu z AZS - wie pan, że był dzisiaj najlepszym strzelcem zespołu?

- Ja? Naprawdę? Nie wiedziałem, ale to u mnie zupełnie normalnie, że nie wiem, bo nigdy nie patrzę na statystyki. Liczy się to, w jaki sposób pozytywnie wpłynąłem na grę swojego zespołu. Czułem, że dzisiaj rzut mi "siedzi", że mogę dać drużynie sporo w ataku, wydaje mi się także, że dobrze broniłem... Cóż, Anwil wygrał, ja swoje dodałem - mogę więc być zadowolony i z czystym sumieniem położyć się spać (śmiech).

Wrócił pan zatem do formy sprzed kontuzji?

- Forma była zawsze, tylko trochę głowa nie pozwalała na rozwinięcie skrzydeł. W ostatnich meczach czułem jeszcze trochę ból i bałem się by mi nic nie odnowiło. Teraz jednak nie ma żadnego problemu i a forma jest i to niezła (śmiech).

Dzisiaj trafił pan nawet z dystansu. Bodajże po raz drugi w sezonie...

- Tak, wcześniej trafiłem także w Słupsku i mam na razie dwa na dwa w sezonie. Ale więcej nie będę już rzucał, bo chcę być najskuteczniejszym graczem w lidze pod tym względem (śmiech)! A mówiąc poważnie - odkąd przesunięto linię za trzy, rzuca mi się z daleka trochę ciężej.

Teraz macie tydzień przerwy, gdyż rozgrywki ligowe troszeczkę zwalniają. Jaka prognoza przed meczem z Siarką Jezioro Tarnobrzeg, która dzisiaj pokonała pewnie ŁKS Łódź?

- Powiem tak: jeśli tylko to, co gramy na treningach, pokażemy na parkiecie w Tarnobrzegu, ale nie tylko wówczas, bo chodzi mi ogólnie o mecze, to naprawdę wszystko będzie dobrze. Nasz trener nie stawia przed nami celów niemożliwych. Wie jak potrafimy zagrać na treningu i tego samego oczekuje w meczu. Jeśli więc zaczniemy prezentować się w spotkaniach ligowych tak, jak na treningach, naprawdę wszystko będzie w jak najlepszym porządku. A co do meczu z Siarką - nie dopuszczam do siebie innego wyniku niż pewnego zwycięstwa. Oczywiście naszego.

Komentarze (0)