Wielkie kilometry i kłopoty z powrotem Anwilu

Koszykarze Anwilu Włocławek rozegrali w ostatnim czasie trzy mecze wyjazdowe i w tym czasie przemierzyli grubo ponad siedem tysięcy kilometrów. Na domiar złego, z ostatnich wojaży do Samary wrócili spóźnieni, co nie jest dobrym prognostykiem przed piątkowym, bardzo ważnym spotkaniem z Treflem Sopot.

W tym artykule dowiesz się o:

W połowie listopada koszykarze Anwilu Włocławek rozegrali ostatni mecz w Hali Mistrzów - podopieczni Igora Griszczuka zmierzyli się z Siarką Tarnobrzeg, mając świadomość, że teraz czeka ich trzyetapowa podróż na mecze wyjazdowe. Najpierw wicemistrzowie Polski polecieli na południe Włoch na starcie z Pepsi Casertą - bagatela prawie 1600 kilometrów, a gdy wrócili do Polski (znowu ten sam dystans), we Włocławku spędzili tylko jeden dzień i musieli jechać do stolicy Wielkopolski na mecz z PBG Basketem Poznań.

Weekendowy wyjazd był jednak przysłowiową "bułką z masłem" w porównaniu z podróżą, która czekała ich po starciu z PBG. Już bowiem w poniedziałek zawodnicy Anwilu wyruszyli pociągiem do Warszawy, a stamtąd - samolotem - do Moskwy. To jedyne 1170 kilometrów plus dystans pomiędzy stolicą Polski a stolicą Kujaw (160), a przecież z Moskwy trzeba było jeszcze udać się odległej o około 860 kilometrów Samary i stamtąd jeszcze tylko drobnostka, około 70 kilometrów do miejscowości Tugliatti, gdzie swoje mecze rozgrywa ekipa Krasnye Krylia. To razem jakieś 2260 kilometrów, a przecież po zawodach trzeba było jeszcze wrócić z Tugliatti do Włocławka. Obowiązkowo przez Samarę, Moskwę i Warszawę.

I tu zaczynają się problemy wicemistrzów kraju, bowiem najpierw o cztery godziny opóźniony był samolot z Samary do Moskwy, zaś w stolicy Rosji koszykarze czekali kolejne sześć godzin ze względu na wyjątkowo ciężkie warunki atmosferyczne - minus 24 stopnie Celsjusza i bardzo silny wiatr, który uniemożliwiał planowe odloty. Tym samym dziesięć godzin opóźnienia spowodowało, że Anwil przybył do Włocławka około godziny 22 w środę wieczorem, choć planował być w południe tego samego dnia. A to wszystko przed bardzo ważnym meczem z Treflem Sopot, który prawdopodobnie ustawi na dłuższy czas kolejność w górnej części tabeli.

- Pomimo problemów drużyna normalnie trenowała w czwartek. Nie było żadnej taryfy ulgowej, bo przed nami ciężki mecz. Trefl to bardzo wymagający rywal. Na szczęście nie mamy żadnych kłopotów kadrowych. Wszyscy są zdrowi, dlatego w piątek liczymy na zwycięstwo - powiedział Hubert Śledziński, kierownik włocławskiej drużyny.

Komentarze (0)