Hannu Manninen jest legendą kombinacji norweskiej. W Pucharze Świata czterokrotnie zdobywał Kryształową Kulę i aż dziewięćdziesiąt razy stawał na podium pojedynczych zawodów, w tym czterdzieści osiem razy na jego najwyższym stopniu. Przez lata kibice uwielbiali oglądać jego pościgi - na skoczni zwykle radził sobie przeciętnie, ale na trasie biegu często odrabiał całą stratę mijając nawet kilkunastu rywali.
Manninen pierwszy raz kończył karierę w 2008 roku, ale wrócił do sportu na igrzyska olimpijskie w Vancouver. W 2011 roku po raz drugi ogłosił, że rezygnuje ze startów, znów deklarując, że jest to pożegnanie definitywne. Fin skupił się na pracy w roli pilota samolotów, ale w ostatnim sezonie po pięciu latach przerwy ponownie wziął udział w mistrzostwach swojego kraju w Taivalkoski i zajął w nich czwarte miejsce.
Jak się okazało, ten niezły wynik sprawił, że Manninen po raz kolejny nie wytrwał w postanowieniu o sportowej emeryturze i znów postanowił wznowić starty. - Po tych mistrzostwach w Taivalkoski zacząłem myśleć o kolejnych występach w trakcie najbliższej zimy. Oczywiście to wiele zmieni w moim życiu, a ja nie chcę jednak rezygnować ani z lotnictwa ani z czasu spędzanego z rodziną. Kondycyjnie jestem przygotowany dobrze, bo ćwiczę triathlon. Pod kątem kombinacji będę musiał jednak nieco pozmieniać w swoich treningach - powiedział Fin.
W najbliższym sezonie mistrzostwa świata odbędą się w Lahti. Niewykluczone, że Manninen weźmie w nich udział. - Byłoby wspaniale móc w nich wystartować. Na razie jednak nie obieram sobie za cel żadnej konkretnej imprezy - stwierdził 38-letni zawodnik.
Ewentualne powodzenie powrotu Manninena mogłoby zaowocować jego występem także na igrzyskach w Pjongczang. W przebogatym dorobku Fina brakuje bowiem jednego trofea, którym jest indywidualny medal olimpijski.
ZOBACZ WIDEO Piotr Myszka: Nie mam sobie nic do zarzucenia (źródło TVP)
{"id":"","title":""}