26 stycznia mija sześć lat od śmierci Lucjana Lisa. Ślązak, urodzony w Bytomiu, sporą część kariery związany z Ruchem Radzionków. Kolarz był całe życie jakby w cieniu Stanisława Szozdy, Tadeusza Mytnika czy Ryszarda Szurkowskiego. W cieniu, choć miał niesamowite sukcesy: był wicemistrzem olimpijskim z Monachium (1972), mistrzem świata z Barcelony (1973) czy zwycięzcą klasyfikacji generalnej Tour de Pologne (1973).
Zmarł mając 65 lat. W niemieckim Begkammen (niedaleko Dortmundu), gdzie mieszkał od 1977 roku. Osiedlił się tam nielegalnie (przecież to były czasy PRL-u), bo to była jedyna szansa na leczenie chorych nerek. Ta choroba zakończyła jego fantastyczną karierę. Lis w wieku zaledwie 25 lat musiał pożegnać się ze sportowymi marzeniami.
"Poobijane kości, zdarta skóra"
- Lucjan to była prawdziwa maszyna, wielki chłop, miał potężną siłę, potrafił od startu do mety jechać na, jak to mówiliśmy, pełnym gazie - Szurkowski wielokrotnie w wywiadach nie mógł nachwalić się kolegi z reprezentacji.
ZOBACZ WIDEO: Branża fitness nie ma wyjścia. "Pomoc od rządu praktycznie nie istnieje"
- On jest jak Szozda i Szurkowski - pisał w latach 70. XX wieku katowicki "Sport". - Tyle, że zawsze nieco w cieniu.
- Kariera każdego kolarza jest znaczona kontuzjami. Upadków nikt nie zliczy. Poobijane kości, zdarta skóra, skręcone stawy, drobne i większe złamania - Lis mówił w 2009 roku, w rozmowie z Wojciechem Todurem, dziennikarzem "Gazety Wyborczej".
Lis doskonale wiedział, co to ból. Mimo wygranych setek wyścigów, mimo wielu medali największych zawodów na świecie ostatecznie przegrał z chorobą.
Wczasy w Grecji, przeszczep w Niemczech
Niewydolność nerek - ta choroba zaatakowała go znienacka. Mając zaledwie 25 lat (w 1975 roku) było wiadomo, że musi zakończyć karierę. Nie mógł dalej poważnie się ścigać. Zagrażało to już nie tylko jego zdrowiu, ale też życiu. Sytuacja tak się zaostrzyła, że mógł go uratować tylko przeszczep.
Za namową kilku polskich lekarzy postanowił wyjechać do RFN. Jedynie tam miał szansę na szybki przeszczep. Ale jak wyjechać na Zachód z PRL-u? - Wykupiłem wczasy w Grecji, a potem przez Austrię i Włochy trafiłem do Niemiec. A tam już dializy, przeszczepy - wspominał.
Jako znany sportowiec miał to szczęście, że mógł legalnie wykupić wycieczkę do Grecji, co umożliwiło mu ucieczkę do Niemiec.
Syn poszedł w ślady ojca
W Niemczech przeszedł dwa przeszczepy (w 1980 i 1993 roku), do sportu już nie wrócił. - Jestem rencistą - opowiadał, kiedy przyjechał do Polski wiele lat później, z okazji jubileuszu Ruchu Radzionków. - Wiodę spokojne życie.
Ale kolarstwo nadal było dla niego ważne. Jego syn - Lucas Liss (ma niemieckie obywatelstwo i jeździ w niemieckich barwach) - również został kolarzem, choć torowym. Ma na koncie potężne sukcesy, jak ojciec. W 2015 roku został mistrzem świata w scratchu, był również mistrzem Europy. Mistrzem świata został niespełna miesiąc po śmierci ojca. Sukces zadedykował oczywiście jemu. - Bez taty nie byłoby mnie jako kolarza - mówił wyraźnie wzruszony.
- Jestem dumny z chłopaka - powtarzał wielokrotnie Lucjan Lis. - Można powiedzieć, że pod wieloma względami mnie przerósł. Medale największych imprez międzynarodowych, cudowna sprawa. Cieszę się, że mógł poczuć smak sukcesu, jak ja wiele lat temu.
Często przyjeżdżał do Polski
Lucjan Lis zmarł nagle 26 stycznia 2015 roku. Miał zaledwie 65 lat. Przyczyną śmierci było pęknięcie aorty. Mimo błyskawicznego transportu z domu do szpitala w miejscowości Unna nie udało się go uratować.
- Bardzo przykra wiadomość - skomentował wówczas Mytnik. - Lucjan był jednym z największych polskich kolarzy, legendą.
- Przyjeżdżał często do Polski, spotykaliśmy się na przykład podczas spotkań Rodziny Olimpijskiej - dodał Szurkowski. - Był towarzyski, kontaktowy, fajnie się z nim rozmawiało i spędzało czas.
Czytaj także: Ryszard Szurkowski nadal nie może chodzić. "Nie wrócę do stanu wyjściowego" >>
Czytaj także: Nie żyje 42-letni były polski kolarz. "Podczas wykonywania prac leśnych..." >>