F1: 1000. wyścig w historii. Momenty, które wstrząsnęły królową motorsportu

Zdjęcie okładkowe artykułu: Getty Images / Na zdjęciu: Robert Kubica w barwach BMW Sauber
Getty Images / Na zdjęciu: Robert Kubica w barwach BMW Sauber
zdjęcie autora artykułu

Grand Prix Chin będzie 1000. w historii Formuły 1. Na przestrzeni lat w królowej motorsportu dochodziło do wielu ważnych wydarzeń. Jednym z nich jest wypadek Roberta Kubicy w Kanadzie. Pokazał on jak wiele zmieniło się w F1 w kwestii bezpieczeństwa.

Niki Lauda oszukał śmierć

1 sierpnia 1976 roku Niki Lauda uciekł z objęć śmierci. Tego dnia na Nurburgringu wydarzył się wypadek, który na zawsze zmienił nie tylko życie Austriaka, ale też postrzeganie Formuły 1. Lauda wypadł z trasy, uderzył w samochód rywala, a jego maszyna stanęła w płomieniach.

Lauda przez dłuższą chwilę przebywał w płonącym samochodzie, doznał rozległych oparzeń i nawdychał się toksycznych gazów. W takiej sytuacji wielu wystarczyłby sam powrót do zdrowia. On postawił sobie jednak za cel jak najszybsze dołączenie do stawki F1.

Po wypadku Lauda zapadł w śpiączkę, lekarz udzielił mu nawet sakramentu namaszczenia chorych, by… po ledwie sześciu tygodniach znów być na torze! Gdy zakładał kominiarkę pod kask podczas Grand Prix Włoch, bardzo szybko nasiąkała krwią z ran.

Niewiele brakowało, a Lauda swój tragiczny sezon zakończyłby z tytułem mistrzowskim na koncie. Ostatecznie przegrał jednak z Jamesem Huntem. W swojej kolekcji Austriak i tak ma trzy mistrzostwa świata (1975, 1977, 1984). [nextpage]

Utrata Ayrtona Senny

Przez lata w Formule 1 życie straciło wielu zawodników. Jednak nigdy wcześniej rozpacz w królowej motorsportu nie była tak duża, jak po śmierci Ayrtona Senny. Brazylijczyk był ikoną tej dyscypliny. Zdaniem wielu, najlepszym kierowcą w historii.

Do fatalnego wypadku Senny doszło 1 maja 1994 roku i tak naprawdę nikt nie wie, co dokładnie stało się tego dnia w zakręcie Tamburello. Śledztwo w tej sprawie ciągnęło się latami i włoski sąd ustalił, że kierowca wypadł z toru wskutek awarii kolumny kierownicy w jego Williamsie. Została ona bowiem poddana modyfikacjom przed Grand Prix San Marino na wyraźne żądanie Senny.

Nie brakuje jednak też opinii, że tego dnia Senna po prostu popełnił błąd. Fatalny w skutkach, który doprowadził do tego, że przy jego nazwisku pozostały tylko trzy tytuły mistrzowskie. Talent Brazylijczyka zasługiwał na znacznie więcej.

Czytaj także: Patrick Head winnym śmierci Ayrtona Senny  [nextpage]

Dominacja Michaela Schumachera i Ferrari

Śmierć Senny sprawiła, że w Formule 1 szybciej zaczęła błyszczeć gwiazda Michaela Schumachera. Niemiec swoje pierwsze tytuły mistrzowskie zdobył w barwach Benettona w latach 1994-1995, ale prawdziwym wyzwaniem była dla niego dopiero przygoda z Ferrari. "Schumi" zmienił nie tylko włoski zespół, ale też całą F1. W latach 2000-2004 nie miał sobie równych.

Obecnie Schumacher jest kierowcą z największą liczbą tytułów w karierze (7) i wygranych wyścigów (91), a mimo to wielu ekspertów kwestionowało jego talent. Zwracało uwagę na to, że wcale nie jest najlepszym kierowcą swojej generacji, że jego kolejne sukcesy to też kwestia podporządkowania sobie całej ekipy Ferrari.

Tyle że kierowca urodzony w Hurth wprowadził do F1 nowy stopień profesjonalizmu. Jako pierwszy zaczął poświęcać tak wiele uwagi przygotowaniu fizycznemu, dla niego wybudowano nawet siłownię w fabryce w Maranello. Stało się to koniecznością, bo w budynku Ferrari potrafił spędzać całe dnie. Głównie na rozmowach z inżynierami, bo Schumacher rozumiał, że kierowca i samochód muszą tworzyć jedność.

Doprowadziło to do jednej z większych dominacji w F1. Ferrari w latach 2000-2004 było poza zasięgiem rywali. Dość powiedzieć, że wcześniej swój ostatni tytuł świętowało w roku 1979.

ZOBACZ WIDEO: Andrzej Borowczyk: Szanse Roberta Kubicy w zespole Williamsa? Musimy zejść na ziemię

[nextpage]

Wypadek Roberta Kubicy w Kanadzie

Nikt nie ma wątpliwości, że wypadek Roberta Kubicy na torze im. Gillesa Villeneuve'a pokazał jak wiele zmieniło się w kwestii bezpieczeństwa na przestrzeni lat. Podczas gdy w pierwszych wyścigach w historii F1 kierowcy ginęli rozbijając się o słupy ustawione tuż obok toru, Polak uderzył w betonową ścianę przy prędkości ok. 230 km/h.

Podczas wypadku Kubica przeżył średnie przeciążenie równe 28 G, w pewnym momencie wynosiło ono nawet 75 G. Kibice podczas transmisji zamarli, gdy zobaczyli wrak pojazdu. Tymczasem krakowianin wyszedł z karambolu z lekkim wstrząśnieniem mózgu i zwichniętą kostką.

- Kiedy samochód uderzył w ścianę, wylądowałem w powietrzu. Widziałem niebo i górne rzędy trybun po drugiej stronie toru. W takiej chwili nie ma nawet czasu na myślenie. Po prostu zdajesz sobie sprawę w jak fatalnej sytuacji się znalazłeś - wspominał po latach Kubica w magazynie "F1 Racing".

Czytaj także: Szykuje się gorące lato w F1 

Tymczasem eksperci nie mieli wątpliwości. Gdyby wypadek Kubicy przytrafił się kilka lat wcześniej, Polak nie miałby już okazji do rozmawiania z dziennikarzami. [nextpage]

Ustawienie wyników wyścigu w Singapurze 

Wyścig w Singapurze w roku 2009 zakończył się wygraną Fernando Alonso i wydawało się wówczas, że Renault popisało się świetną strategią i w odpowiednim momencie wezwało Hiszpana na wymianę opon po wypadku Nelsona Piquet Jr.

Tyle że prawda wyszła na jaw po pewnym czasie. Okazało się, że szefowie francuskiego zespołu kazali celowo wjechać w bandę Brazylijczykowi. Mieli bowiem świadomość, że na wąskim i ulicznym torze w Singapurze wywoła to samochód bezpieczeństwa. Wygrana Alonso była zatem ukartowana i jest to jeden z bardziej wstydliwych momentów w historii F1.

Sam Alonso twierdził, że nic nie wiedział o planach zespołu i nie został ukarany. FIA wszczęła śledztwo i ustaliła, że za spiskiem stali szefowie Renault - Flavio Briatore (na zdjęciu po prawej) oraz Pat Symonds. Zespół wykluczono z klasyfikacji konstruktorów, a Biatore i Symonds otrzymali zakaz pracy w F1.

Co ciekawe, o planie Renault poza Briatore, Symondsem i Piquet miał widzieć też "świadek X", którego tożsamość została utajniona w dokumentach. Nie brakuje opinii, że był nim właśnie Alonso. Jego zeznania miały być bowiem kluczowe dla sprawy. [nextpage]

Śmierć Julesa Bianchiego

Niestety, w roku 2014 Formuła 1 przypomniała kibicom, że w motorsporcie nigdy nie uda się zminimalizować ryzyka. Po latach doszło bowiem do kolejnego śmiertelnego wypadku. Pechowcem okazał się Jules Bianchi. Była to pierwsza tragedia w F1 od roku 1994 i wydarzeń z Imoli, w wyniku których życie stracił Ayrton Senna.

Bianchi w październiku 2014 roku w Japonii miał ogromnego pecha. Wyleciał z toru w momencie, gdy jeden z dźwigów wyciągał z pobocza uszkodzony pojazd Adriana Sutila. Francuz trafił w niego ze sporą prędkością, uderzenie wywarło przeciążenie o wartości 254 G.

Kierowca z Francji znajdował się w stanie śpiączki, jego stan określano jako krytyczny. Ostatecznie zmarł w Nicei 17 lipca 2015 roku.

Śmierć Bianchiego wywołała dyskusję na temat bezpieczeństwa w F1 i odsłoniętych kokpitów samochodów. Ostatecznie królowa motorsportu pozostała wierna swojej tradycji i kokpity pozostały otwarte, ale w roku 2018 do konstrukcji samochodu dodano system Halo. To specjalny pałąk ochronny, który ma chronić głowę kierowcy. [nextpage]

Dominacja Lewisa Hamiltona

Tak jak przed laty szokowały kolejne zwycięstwa Michaela Schumachera, tak teraz swój najlepszy okres przeżywa Lewis Hamilton. Brytyjczyk jest na dobrej drodze, by wymazać z kart historii wszelkie rekordy należące do Niemca.

Hamilton w tej chwili posiada już pięć tytułów mistrzowskich, więc potrzebuje jeszcze dwóch, by wyrównać osiągnięcie Niemca. Prześcignął go już w kwestii zdobytych pole position. Brytyjczyk ma już ich 84, podczas gdy licznik przy "Schumim" zatrzymał się na 68.

Obecny kierowca Mercedesa ma jeszcze do "poprawienia" rekord wygranych wyścigów. Hamilton jako pierwszy mijał linię mety 74 razy. Schumacher - 91.

I podobnie jak to miało miejsce w przypadku Schumachera i Ferrari, brytyjski kierowca ma szereg krytyków, którzy wskazują na to, że kolejne zwycięstwa to głównie zasługa dominującego w stawce samochodu Mercedesa.

Źródło artykułu: