Za dużo chętnych, za mało miejsc w F1. Powiększenie stawki pomogłoby kierowcom

Materiały prasowe / Williams / Na zdjęciu: Robert Kubica na Hungaroringu
Materiały prasowe / Williams / Na zdjęciu: Robert Kubica na Hungaroringu

Formuła 1 stała się za mała. Najlepiej świadczą o tym przykłady Estebana Ocona czy Stoffela Vandoorne'a, którzy osiągali dobre wyniki w niższych kategoriach, a teraz nie mogą być pewni miejsca w F1. Na poszerzeniu stawki zyskałby też Robert Kubica.

Jeszcze w trakcie przerwy wakacyjnej istniało ryzyko, że stawka Formuły 1 skurczy się o dwa samochody, bowiem sytuacja finansowa Force India była na tyle kiepska, że zespołowi groziła upadłość. Niosłoby to za sobą skurczenie stawki do osiemnastu samochodów.

Ostatecznie ekipa z Silverstone została uratowana, bo finansowo wsparł ją Lawrence Stroll, ale nawet 20-osobowa stawka wydaje się być za mała jak na obecne potrzeby i realia królowej motorsportu. Dlatego właściciele F1 powinni zastanowić się nad tym jak poszerzyć listy startowe.

Rewolucji w 2021 roku nie będzie

Wielu kibiców miało nadzieję, że układ stawki zmieni się wraz z nadejściem rewolucji, jaką Liberty Media zaplanowało na rok 2021. Limity finansowe oraz tańsze i prostsze w konstrukcji silniki miały zachęcić nowych producentów do dołączenia do F1. W rozmowy zaangażowali się m.in. szefowie Aston Martina czy Porsche, jednak zakończyły się one niepowodzeniem. Wprawdzie regulacji dotyczących jednostek napędowych oficjalnie ciągle nie ustalono, ale już dziś wiadomo, że żaden nowy gracz nie dołączy do F1.

To zła wiadomość, bo ostatnie ruchy kadrowe pokazują, że F1 stała się za mała. Czołowe zespoły zaczęły rozwijać swoje akademie talentów, a to prowadzi do sytuacji, w której w F1 mamy więcej chętnych niż miejsc. Już w tym roku w królowej motorsportu zabrakło miejsca dla Pascala Wehrleina, na szansę czeka też Antonio Giovinazzi. Już wkrótce do grona bezrobotnych mogą dołączyć Esteban Ocon i Stoffel Vandoorne.

Ocon i Vandoorne dowodem na potrzebę zmian

To właśnie sytuacja Ocona i Vandoorne'a sprawiła, że niektórzy w F1 w końcu się obudzili. Francuz osiągał świetne wyniki w niższych kategoriach, obecnie dobrze spisuje się w barwach Racing Point Force India, a mimo to nie jest pewny dalszych startów w królowej motorsportu. 21-latek ma bowiem zrobić miejsce Lance'owi Strollowi w dotychczasowym zespole.

- Zawsze byłem fanem Estebana. To jak jeździ, jakie wyniki osiąga, po prostu jest wyjątkowy. Niestety, Formuła 1 to dziwne miejsce, gdzie niektórzy zamiast stawiać na młode talenty, wybierają pieniądze. To najprawdopodobniej oznacza, że struktura finansowa tego sportu jest błędna - mówił niedawno Lewis Hamilton.

Mniej szczęścia miał Vandoorne. Bo o ile Ocon trafił do zespołu, który dysponuje dobrym samochodem, to Belg wylądował w przeżywającym kryzys McLarenie. Chociaż zdobył tytuł mistrzowski w GP2, to w barwach stajni z Woking przez ostatnie dwa sezony nie miał szansy na zaprezentowanie pełni swoich umiejętności. - Nie daliśmy mu narzędzi, dzięki którym mógłby zabłysnąć - oświadczył Zak Brown, szef McLarena, gdy ogłaszał... rozstanie z 26-latkiem.

W McLarenie uznali bowiem, że dwa lata to wystarczający okres dla Vandoorne'a. Skoro w tym czasie nie był w stanie zbliżyć się wynikami do Fernando Alonso, to warto dać szansę innemu kierowcy. Tym bardziej, że w poczekalni znajdował się już 18-letni Lando Norris. Gdyby zespół nie sięgnął po młodego Brytyjczyka, to pewnie zrobiłby to ktoś inny.

- Niepokojące jest to, że dwóch tak utalentowanych kierowców, jak Ocon i Vandoorne, może zabraknąć w F1, chociaż na każdym etapie swojej kariery udowodnili swoją wartość, mimo braku wsparcia sponsorów czy bogatej rodziny - ocenia Anthony Rowlinson, ekspert "F1 Racing".

Mercedes dostrzega problem

Problem z brakiem miejsca dla młodych dostrzegł Mercedes. Junior tej ekipy, George Russell, jest obecnie liderem klasyfikacji generalnej F2. Jeśli nie wydarzy się nic nadzwyczajnego, powinien sięgnąć po tytuł mistrzowski w tej serii. W takiej sytuacji czymś naturalnym powinien być awans do F1, ale w niej dla Brytyjczyka... brakuje miejsca.

Dlatego też Niemcy zastanawiają się czy prowadzenie programu juniorskiego ma sens. - Czerpiemy ogromną radość z pomocy młodym, którym brakuje finansów. Jeśli jednak nasze wsparcie ma sens do poziomu F1, a następnie stanowi przeszkodę, to musimy wziąć różne rozwiązania pod uwagę. Co to znaczy być kierowcą Mercedesa? Przecież jeśli jeździsz dla innej ekipy, to jeździsz dla innej. Proste. Ocon nie zrobi mi na złość, jeśli będzie startować w Renault czy Williamsie. Wręcz przeciwnie - stwierdził niedawno Toto Wolff.

Niemcy zaproponowali też rozwiązanie. Mercedes chce, aby zainteresowane zespoły mogły wystawiać dodatkowy samochód w F1. Nie jest to rewolucyjna koncepcja. Już wcześniej podobny postulat zgłaszało Ferrari. Producent ze Stuttgartu ma jednak konkretny plan. Zakłada on, że w dodatkowym pojeździe mógłby usiąść ktoś, kto spędził maksymalnie dwa sezony w F1.

- To nie zwiększyłoby wydatków w sposób drastyczny, a pola startowe byłyby zapełnione. Będziemy mieć fantastyczne widowiska, w których młodzież będzie się mierzyć z takimi kierowcami jak Hamilton czy Bottas - dodawał szef niemieckiej ekipy.

Wydaje się jednak, że pomysł Austriaka nie zyska poklasku wśród innych, zwłaszcza mniejszych ekip. Jeśli w obecnych realiach zespoły typu Williams czy Force India ledwo wiążą koniec z końcem i muszą sięgać po pay-driverów, to konieczność zbudowania trzeciego samochodu byłaby sporym obciążeniem dla ich budżetów. Nie bez znaczenia jest też kwestia wyników. Przewaga Mercedesa czy Ferrari nad resztą stawki jest tak duża, że Russell czy Giovinazzi, mimo braku doświadczenia, z łatwością meldowaliby się w czołowej dziesiątce. Pokazały to tegoroczne testy F1, w których Brytyjczyk i Włoch potrafili znaleźć się na czele tabeli z czasami.

To oznaczałoby, że etatowi kierowcy mniejszych teamów wylądowaliby na końcu stawki i przegrywaliby z juniorami. Nie tyle talentem, co maszyną. Tymczasem w F1 nikt nie chce oglądać swoich reprezentantów na końcu stawki, bo to niepożądany widok dla sponsorów.

Ciekawsze widowiska i szansa dla Kubicy

Z drugiej strony, możliwość wystawiania dodatkowego samochodu pozytywnie wpłynęłaby na poziom widowiska w F1. Wystarczy prześledzić sytuację, z jaką mamy do czynienia obecnie w F1. Ferrari nie musiałoby wysyłać na emeryturę Kimiego Raikkonena, bo dodatkowy model SF71H czekałby na Charlesa Leclerca. Mercedes mógłby przygarnąć Ocona. W McLarenie mógłby pozostać Fernando Alonso, a rolę juniora pełniłby Norris.

Sprawiłoby to, że niektórzy kierowcy nie traciliby tak szybko miejsca w F1 i dostawali drugą szansę. Do tego grona zaliczyć też trzeba Roberta Kubicę. Gdyby takie przepisy obowiązywały już teraz, Polakowi znacznie łatwiej byłoby znaleźć miejsce gwarantujące regularne ściganie.

Niestety, propozycja Wolffa to jednak melodia przyszłości. Nawet jeśli zostanie pozytywnie rozpatrzona, to należy oczekiwać zmian najwcześniej w roku 2021. Wtedy dla Kubicy będzie już za późno na ponowne zaistnienie w świecie F1. Dlatego też Polak musi sobie radzić w obecnych realiach, gdzie do Williamsa czy Toro Rosso ustawia się kolejka chętnych. Jak stwierdził sam Helmut Marko, doradca Red Bulla ds. motorsportu, na jego liście jest aż dziesięciu kandydatów. O dużo za dużo.

ZOBACZ WIDEO Krzysztof Hołowczyc o sytuacji Roberta Kubicy: To może być dla niego szansa

Źródło artykułu: