Williams obawia się o przyszłość F1. "Takie ekipy jak nasza są skazane na porażkę"

Materiały prasowe / Williams / Na zdjęciu: Robert Kubica za kierownicą Williamsa
Materiały prasowe / Williams / Na zdjęciu: Robert Kubica za kierownicą Williamsa

Nadal nie wiadomo czy Force India po przejęciu przez Lawrence'a Strolla zachowa prawa do premii finansowych. Głośno przeciwko temu protestuje Williams, który obawia się o przyszłość F1. Brytyjczycy mogą liczyć na wsparcie Renault i McLarena.

Przerwa wakacyjna w Formule 1 rozpoczęła się od mocnego akcentu, jakim było uratowanie Force India przed upadkiem przez Lawrence'a Strolla. Nie jest tajemnicą, że kanadyjski miliarder chce teraz zacieśnić relacje z Mercedesem. Jest nawet w stanie uczynić z nowego nabytku ekipę juniorską niemieckiego producenta. Wszystko po to, by jego syn Lance dysponował jak najlepszym samochodem.

To wzbudza obawy Renault, McLarena i Williamsa. Dlatego też szefowie wspomnianych ekip zgłosili protest, gdy na Węgrzech dyskutowano o tym, by Force India z nowym właścicielem zyskało prawa do premii finansowych po poprzedniku.

W tle toczą się dyskusje dotyczące przepisów na sezon 2021. Liberty Media i FIA chcą, aby najwięksi gracze znacząco obniżyli budżety i poziom zatrudnienia. Williams najchętniej dorzuciłby do tego zakaz tworzenia bliskich sojuszy pomiędzy zespołami, bo w innym przypadku przyszłość teamu z Grove rysuje się w ciemnych barwach.

Powstanie "super zespołów"

Wystarczy popatrzeć na układ stawki w sezonie 2019. Jesteśmy bowiem świadkami tworzenia się "super zespołów". Ferrari ma do dyspozycji Haasa i Saubera. Mercedes jest blisko związany z Force India, ma też poszerzyć zakres współpracy z Williamsem. Z kolei Red Bull Racing zacznie kooperację z Hondą, na którą już od tego roku może liczyć Toro Rosso.

Zespoły Renault i McLarena zostały same na placu boju. Oczywiście, stajnia z Woking korzysta z francuskich silników, ale trudno w tym przypadku mówić o jakimś szerszym sojuszu. Nie ma też żadnej relacji, jeśli chodzi o szkolenie kierowców. Tymczasem Charles Leclerc znalazł miejsce w Sauberze na wyraźne życzenie Ferrari, w przyszłym roku to samo ma spotkać Antonio Giovinazziego. Mercedes umieścił Estebana Ocona w Force India, a obecnie próbuje znaleźć posadę George'owi Russellowi.

Williams, Renault i McLaren mierzą się obecnie z problemem, którego nikt nie przewidział. Nigdy wcześniej w F1 nie mieliśmy do czynienia z tak bliskimi sojuszami. Czasy się jednak zmieniły. Mniejsze ekipy robią wszystko, by przetrwać. Obecne kłopoty tych mniejszych napędzane są dodatkowo przez nagły wzrost osiągów silnika Ferrari. Konstrukcja opracowana przez Włochów na sezon 2018 okazała się na tyle udana, że przewyższa rywali. Sauber i Haas wcale nie musiały znacząco poprawiać swojego podwozia, by przegonić konkurentów ze środka stawki. Wystarczyła im bardziej konkurencyjna jednostka napędowa.

Bliskie sojusze prowadzą też do nietypowych sytuacji. Tak było, gdy Sauber zaczął rozglądać się za nowym dyrektorem technicznym. Znalazł go w Ferrari. Simone Resta pracował w Maranello od wielu lat. Jakie było zdziwienie rywali, gdy okazało się, że Włoch przenosi się do Hinwil niemal natychmiast. W przeszłości takie transfery skutkowały wysłaniem pracownika na kilka miesięcy "urlopu ogrodniczego".

- Nigdy nie byłem fanem takiej współpracy. To nie jest F1, jaką znaliśmy i lubiliśmy do tej pory. Nie może być tak, że doświadczony pracownik techniczny przechodzi z jednej ekipy do drugiej w ciągu dnia. W czasach, gdy każdy rywalizował z każdym, stawiano na "urlopy ogrodnicze", by nie dochodziło do transferu wiedzy. Haas, Sauber i Ferrari współpracują, bo to pomaga każdej ze stron - powiedział Otmar Szafnauer, dyrektor operacyjny Force India.

Dlatego Szafnauer optuje za tym, by zmienić przepisy. - Niestety, odniesienie sukcesu w F1 jest drogie. Jeśli jest jakiś sposób, by obniżyć jego koszty, to trzeba z niego korzystać. Jeśli chcemy z tym skończyć, to musimy zmienić regulaminy - dodał.

Williams obawia się o przyszłość

Nieco inny jest przypadek Williamsa. Na szefów ekipy od początku roku naciskał Stroll. To właśnie kanadyjski miliarder chciał, by Brytyjczycy zaczęli kupować w Mercedesie skrzynie biegów. Oni byli temu przeciwni, bo stało to w kontrze do dotychczasowych zasad panujących w Grove. Nawet w czasach współpracy z BMW inżynierowie Williamsa chcieli mieć jak najwięcej do powiedzenia. Nie chcieli być spychani na dalszy plan.

Ostatecznie Williams dał się przekonać do zmiany filozofii, bo nie widział alternatywy. Wprawdzie obie strony tego oficjalnie nie przyznały, ale umowa ws. dostaw skrzyni biegów miała już zostać podpisana. Tymczasem ten, który najmocniej na nią naciskał, za chwilę spakuje walizki z Williamsa. Mowa oczywiście o Strollu.

- Jako przedstawiciel niezależnego zespołu F1, nie mogę uwierzyć jak bardzo zmienił się krajobraz tego sportu w tak krótkim okresie. Prawdopodobnie najbardziej znaczącą rzeczą, jaka ma wpływ na nas i nasze wyniki, jest struktura i budowa zespołu. Ekipy takie jak nasza, które nie mają sojuszu z kimś większym, są skazane na porażkę. Bycie niezależnym konstruktorem i robienie rzeczy na własną rękę przychodzi coraz trudniej. Dlatego nasza przyszłość wygląda jak wygląda - oceniła Claire Williams, szefowa zespołu z Grove.

Powstanie "super zespołów" odbiło się na wynikach Williamsa, a to ma przełożenie na finanse Brytyjczyków. Już przed tym sezonem budżet ekipy z Grove nie spinał się, co doprowadziło do zatrudnienia dwóch pay-driverów w postaci Lance'a Strolla i Siergieja Sirotkina. Perspektywy na rok 2019 są gorsze, bo w zespole nie będzie już Kanadyjczyka, a dodatkowo na konto wpłynie mniejsza premia od F1.

- Nagroda za wyniki jaką dostaniemy w tym roku będzie znacznie mniejsza. Opracowaliśmy budżet na rok 2019 szacując, że skończymy ten sezon na ostatnim miejscu w klasyfikacji konstruktorów. Na szczęście mamy kompetentnego dyrektora finansowego, który w tej chwili ciężko pracuje, by zapewnić nam dalszy byt. Bo Williams ma pewne zasady. Nie wydajemy więcej niż mamy - zapewniła Williams.

Haas wrogiem McLarena

Z kolei McLaren od początku niechętnie spogląda w kierunku Haasa. Amerykanie pojawili się w F1 w momencie, gdy stajnia z Woking zaczęła przeżywać kryzys. Dla Brytyjczyków sojusz z Hondą okazał się fiaskiem, bo Japończycy nie potrafili skonstruować konkurencyjnego silnika. Tymczasem przyszło im patrzeć jak Haas, mając znacznie mniejszy budżet, zaczyna z nimi regularnie wygrywać.

- Duch F1 zawsze polegał na tym, że każdy zespół był niezależnym konstruktorem. To była tajemnica sukcesu. Ograniczona współpraca mająca na celu obniżenie kosztów jest czymś dobrym. Jednak to do czego doszło na przykładzie Haasa i Ferrari jest czymś niedopuszczalnym. Według McLarena to jest coś, co kłóci się z duchem F1. Taki model działania powoduje, że dwa najsilniejsze zespoły są jeszcze mocniejsze - zauważył Zak Brown, szef McLarena.

Brown nie potrafi zrozumieć jak to możliwe, by ekipa bez żadnego doświadczenia, była w stanie w tak krótkim okresie wyrosnąć na czwartą siłę w F1. - Haas liczy trzy lata. Zatrudnia 250 osób. To dobrze dla nich, że są konkurencyjni. Uważam jednak, że mamy problem z przepisami, skoro one doprowadziły do takiej sytuacji. Ludzie w innych ekipach martwią się o pracę, skoro stajnie zatrudniające po 600-800 osób nie potrafią ich pokonać. Nie podoba nam się taki kierunek. Taka współpraca to zbyt wiele. Odbywa się ona na wielu płaszczyznach. Technicznej, politycznej, teraz dochodzi do tego też wymiana kierowców. Do tego w wyścigach dochodzi do sytuacji, gdy jeden kierowca powiązany z przedstawicielem większej stajni łatwo oddaje pozycje na trasie. To wszystko wymknęło się spod naszej kontroli - dodał szef McLarena.

Williams, Renault i McLaren na linii frontu

Obecnie przepisy w F1 określają jakie części muszą być zaprojektowane i wykonane przez zespół, a jakie może on nabyć u innego producenta. Dlatego też Williams, Renault i McLaren mogą naciskać na FIA, by od roku 2021 wydłużyć listę komponentów, jakie trzeba stworzyć samemu.

Renault i McLaren mogą również zacieśnić swoje relacje. Francuzi są w o tyle dobrej sytuacji, że od przyszłego roku nie będą dostarczać silników Red Bullowi. Stajnia z Woking będzie ich jedynym klientem. Być może wyjściem byłoby korzystanie przez obie strony z tych samych skrzyni biegów i tylnego zawieszenia, nawet jeśli teraz Renault i McLaren niechętnie się na to zapatrują.

- Na pewno będzie to nowy typ współpracy. Tam, gdzie inne zespoły po prostu przekazują sobie pewne rzeczy, gdybyśmy mieli nawiązać współpracę, to musiałaby ona polegać na wykorzystaniu naszych podobnych zasobów. Rozmawiamy o tym z Renault. Chcemy zmaksymalizować wydajność tak, by obie strony miały z tego korzyści. Nie mam jednak zamiaru wchodzić w techniczne szczegóły. Renault to dla nas na pewno świetny partner, a ich jednostka napędowa jest dobrze zintegrowana z naszym samochodem - zapewnił Brown.

Nie oznacza to jednak, że trzy zespoły nie będą bojkotować rozmów z FIA i korzystać z prawa weta w kwestii zachowania przez Force India prawa do nagród po poprzednim właścicielu. - My i niektóre inne zespoły skutecznie sprzeciwiamy się obecnemu modelowi współpracy. Jednak niezależnie od tego jakie przepisy zostaną ostatecznie wprowadzone w roku 2021, będziemy musieli działać tak jak wszyscy inni. Robić to, co uważamy za najkorzystniejsze dla nas samych - podsumował Brown.

ZOBACZ WIDEO Piorunujący start Bayernu. Hat-trick Roberta Lewandowskiego [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]

Komentarze (1)
Demostenes
16.08.2018
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Największym błędem było oddanie sterów zespołu F1 kobiecie, która kompletnie nie ma pojęcia o tym sporcie. Chciała Rosjanina to ma i m..da w kubeł!