Pod koniec pierwszego treningu Kevin Magnussen swoją jazdą zirytował Charlesa Leclerca. Duńczyk pozostawał na linii wyścigowej, choć poruszał się znacznie wolniej od swojego rywala. Gdy młody Monakijczyk próbował go wyprzedzić, ten zmienił tor jazdy i przyblokował 20-latka.
- On musi zrozumieć, że nie jest sam na torze. Jedzie powoli, a zostaje na linii wyścigowej. I tak się dzieje za każdym razem - mówił przez radio Leclerc do swoich inżynierów z Alfa Romeo Sauber.
Do incydentu doszło po tym, jak w trakcie ostatniego Grand Prix duński kierowca również podpadł sędziom. W Baku doprowadził on do niebezpiecznego zdarzenia z Pierrem Gasly'm. Stewardzi ukarali go za to dwoma punktami karnymi oraz karą 10 sekund.
W Barcelonie skończyło się na reprymendzie. Sędziowie, wzywając Magnussena do siebie, uznali, że utrudniał on jazdę rywalowi i doprowadził do niebezpiecznego manewru. Po rozmowie z zawodnikiem Haasa, podtrzymano jedynie ten drugi zarzut, stąd tak niska kara.
Magnussen wyjaśnił, że w zakręcie numer dziesięć zobaczył żółtą flagę i zwolnił. Duńczyk nie miał świadomości, że ostrzeżenie w tym fragmencie toru jest już nieaktualne i mógł jechać z pełną prędkością. Z kolei Leclerc wjechał w dziesiąty zakręt w momencie, gdy żółte flagi już nie obowiązywały, stąd tak znacząca różnica w prędkościach obu samochodów.
Obecnie Magnussen ma na swoim koncie aż siedem punktów karnych. Jeśli osiągnie pułap dwunastu "oczek", będzie musiał pauzować w jednym wyścigu F1.
Postawą duńskiego kierowcy wyraźnie zirytowany był Frederic Vasseur, szef Alfa Romeo Sauber. - Pytacie mnie o incydent z porannej sesji, poprzedniego Grand Prix czy zeszłego roku? Nie ma sensu robić takich rzeczy w trakcie sesji treningowej. Nie chcę powiedzieć, że ma sens w wyścigu, ale wtedy byłbym w stanie to zrozumieć - stwierdził Vasseur.
ZOBACZ WIDEO Ekspert wróży Kubicy błyskawiczny powrót. "Jego wyniki są niewiarygodne!"