Wynik tego nieporozumienia nie był zaskoczeniem. Oceniono, iż najmniej uciążliwy będzie powrót do zeszłorocznej formy rozgrywek. Nasuwa się oczywiście pytanie czemu miało służyć to całe zamieszanie i czy nie można było zostawić tej części regulaminu w spokoju. Oczywiście, że było można, ale wpływowym ambasadorem tych "nowości" był Bernie Ecclestone. Wypracowany kompromis był jedyną drogą ucieczki od sensacyjnych pomysłów Brytyjczyka. Okazuje się bowiem, że Bernie był mocno zdeterminowany, aby przeforsować system, zgodnie z którym zwycięzca kwalifikacji startuje z 10. pozycji, a zawodnik uzyskujący 10. rezultat stoi na starcie na pole position. Ciekawe jak zamierzał zapanować nad podejściem kierowców i ich motywacją przy tak nietypowym przebiegu kwalifikacji? Oczywiste jest zatem, że starano się te zapędy Ecclestona w jakiś sposób obejść i rezultat tych wysiłków mogliśmy podziwiać na początku sezonu.
Jednak pomimo "starych" przepisów emocji nie brakowało. Już w Q1 odpadł bowiem jeden z głównych faworytów, Lewis Hamilton. Powodem okazał się defekt systemu ERS. To bardzo nietypowa sytuacja dla Mercedesa, który technologicznie uważany był do tej pory za wzór, a jednocześnie jest to rewelacyjny prezent dla Rosberga, który próbuje przełamać dotychczasowe fatum bardzo szybkiego, ale jednak kierowcy numer 2. Trzeba zaznaczyć, że Hamilton i Mercedes byli dalecy od spisania wyścigu w Chinach na straty po sobotniej porażce. Brak uczestnictwa w kwalifikacjach oznacza bowiem dla Hamiltona zdecydowanie większą dowolność oponową, a więc kluczem do sukcesu pozwalającym na szybkie przedostanie się z końca stawki do czołówki powinna być w jego przypadku strategia. To na pewno był pracowity wieczór dla ekipy Mercedesa.
Właśnie strategicznie bardzo ciekawe było Q2. Ferrari od początku sesji ustanawiało rewelacyjne czasy. Jednak w dużej mierze była to zasługa opon. Mercedes postanowił bowiem w przypadku Rosberga skoncentrować się wyłącznie na Q3 i w Q2 wypuścili swojego kierowcę na oponach soft. Ferrari powiedziało pas, nie było w stanie wykazać się taką pewnością siebie i zarówno Raikkonen jak i Vettel dostali najszybsze ogumienie supersoft. Decydująca odsłona i walka o pole position była więc wyjątkowo łatwa do przewidzenia, choć Rosberg zdecydowanie nie wykorzystał pierwszego wyjazdu popełniając błąd. W drugim wykonał swoje zadanie bezbłędnie. Jednak i w Q3 nie brakowało zaskoczeń. Sensacyjny rezultat uzyskał Daniel Ricciardo. Pierwsza linia startowa była możliwa po pokonaniu obydwu kierowców Ferrari. Taki wynik zdecydowanie przewyższał oczekiwania zespołu, ale czy nie do takich zaskoczeń właśnie przyzwyczaił nas Australijczyk w pierwszym sezonie swojej kariery w Red Bullu, kiedy niemal zdeklasował Sebastiana Vettela?
Niedziela rozpoczęła się nie mniej sensacyjnie. Rewelacyjnie wystartowały Red Bulle, Ricciardo objął prowadzenie, jednocześnie doszło do kontaktu pomiędzy kierowcami Ferrari. Kolizji, w wyniku reakcji łańcuchowej nie uniknął również Lewis Hamilton, który podobnie jak Kimi Raikkonen musiał zjechać na wymianę przedniego skrzydła już po 1. okrążeniu. Tymczasem Ricciardo ma w trakcie pierwszych kilometrów wyścigu cały czas za plecami Rosberga, który jednak nie jest zbyt agresywny i po prostu czeka na okazję. Ta nadchodzi wyjątkowo szybko. Już na 3. okrążeniu bowiem dochodzi do uszkodzenia tylnej opony w bolidzie Red Bulla. Na szczęście do alei serwisowej jest bardzo blisko, ale i tak strata po nieplanowanej wymianie opon jest duża. Szczerze mówiąc, trochę szkoda tego dramatyzmu na początku wyścigu. Dla Red Bulla była to bardzo duża szansa być może nie na zwycięstwo, ale z całą pewnością na miejsce na podium. Zespół potrzebował takiego wyniku, szczególnie po kontrowersjach zeszłego sezonu związanych z dostawcą silników. Podobnie szkoda kierowców Ferrari. Walka o pierwsze miejsca pomiędzy Ferrari, a Red Bullem mogłaby być bardzo interesująca. W każdym razie incydent z Ricciardo oznaczał konieczność wyjazdu na tor samochodu bezpieczeństwa. To okazja dla niektórych teamów na wczesną wymianę opon. W zdecydowanie najlepszej sytuacji, również strategicznie był Nico Rosberg. W jego przypadku zespół nie musiał korzystać z żadnych okazji, a start na oponach soft oznaczał możliwość późnego pierwszego pit stopu w stosunku do konkurencji.
Mercedes decyduje się na pierwszą wymianę opon w samochodzie Rosberga dopiero na 21. okrążeniu kiedy Niemiec ma już mocno rozbudowaną przewagę. W tym samym czasie bardzo ambitnie jedzie Vettel. Na 20-tym okrążeniu ustanawia najlepszy czas w wyścigu co sporo mówi o tempie w jakim nadrabia straty. Na spektakularną walkę liczyliśmy jednak przede wszystkim w wykonaniu startującego z ostatniej pozycji Hamiltona. Jednak jego dynamika jazdy nie rzucała się w oczy tak jak dokonania Vettela. Oczywiście trzeba podkreślić, że Anglik był niemal stale blokowany przez wolniejsze samochody. Przez wiele okrążeń jedzie za Raikkonenem, który z kolei nie jest w stanie wyprzedzić Sainza. Zespół decyduje się na chyba optymalną w tej sytuacji strategię ograniczenia pit stopów. Na 31. okrążeniu zakłada Hamiltonowi opony typu medium. Pozostałe 25 okrążeń Anglik powinien przejechać bez postoju w boksach. To minimalnie przekracza normy narzucone przez Pirelli dotyczące żywotności opon, ale aktualne położenie Hamiltona zmusza do ryzyka. W sumie Anglik w trakcie wyścigu w Chinach pojawiał się w alei serwisowej aż 5 razy. Wyścig był więc bardzo daleki od ideału.
Na 35. okrążeniu Vettel jest już 2 sekundy za Kwiatem, a na kolejnym obaj zawodnicy zjeżdżają na ostatnią wymianę opon. Z kolei Hamilton nie będąc w stanie wyprzedzić Massy bardzo szybko zostaje dogoniony i wyprzedzony przez Ricciardo. Na tym etapie jest bardzo dobrze widoczny potencjał samochodu Red Bulla. Ricciardo silnikowo wyraźnie traci do Hamiltona, ale różnica w torze jazdy i w tym, na ile spokojnie zachowuje się bolid jest bez problemu widoczna gołym okiem. Przy mocnym postępie silnikowym Red Bull jest w stanie jeszcze sporo pokazać w tym sezonie. Konstrukcja samochodu to naprawdę ścisła czołówka i niekoniecznie musi być gorsza od Mercedesa. Bardzo ciekawe mogą okazać się wyścigi typu Monaco, czy Singapur gdzie wpływ silnika na wynik jest mniejszy.
Oczywiście końcówka wyścigu w wykonaniu Hamiltona w dużej mierze wynika z kondycji opon. Brak pomysłu na wyprzedzenie Massy oznacza szybką utratę pozycji również na rzecz Raikkonena. Ten manewr, mówiąc szczerze wygląda mocno kuriozalnie. Stan opon swoją drogą, ale ostatnie okrążenia GP Chin są w mojej ocenie jednym z najgorszych pokazów jazdy Hamiltona od wielu miesięcy. Raikkonena praktycznie przepuścił, jadąc zupełnie po zewnętrznej, a tempo z jakim dochodził do niego Verstappen było zadziwiające. Jeszcze jedno okrążenie i Hamilton z pewnością nie byłby w stanie obronić swojej 7. pozycji.
Piszę tyle o Angliku, ponieważ cała sytuacja jest mocno symptomatyczna. Od początku aktualnej dominacji Mercedesa w F1, czyli od wprowadzenia nowych przepisów silnikowych Hamilton nigdy nie był pod taką presją ze strony Rosberga. Wyników z końca zeszłego sezonu nie traktuję bowiem do końca poważnie. Początek roku 2014 wydawał się dość wyrównany, ale i tak Lewis szybko i konsekwentnie zaczął zaznaczać swoją wyższość. Od tamtego czasu rozdźwięk pomiędzy statusem obu kierowców tylko się powiększał. To wyraźnie pozytywnie wpływało na pewność siebie Hamiltona. Jednak kilka wybranych momentów, w których był on pod wyraźną presją świadczą o tym, iż Anglik nie zawsze umie się odnaleźć w sytuacji dalekiej od ideału. Moim zdaniem Grand Prix Chin potwierdziło te spostrzeżenia. Z tego punktu widzenia najbliższe wyścigi mogą się okazać bardzo ciekawe. Sytuacja w Mercedesie jest bowiem inna. To Rosberg staje się powoli liderem, czego nie był w stanie dokonać przez 2 lata. Jego przewaga została bardzo szybko rozbudowana. Do tej pory zebrał komplet punktów wygrywając wszystkie 3 dotychczasowe wyścigi sezonu. Z kolei kłopoty Hamiltona oznaczały dalsze lokaty, przynajmniej w Bahrajnie i Chinach. W rezultacie po 3. wyścigu sezonu Rosberg dysponuje już przewagą 36. punktów, czyli ma ich niemal 2 razy tyle co jego rywal. Po raz pierwszy od długiego czasu Hamilton musi się skonfrontować z tego typu sytuacją. Wygląda na to, że role, przynajmniej na razie się zamieniły.
Jarosław Wierczuk - były kierowca wyścigowy. Ścigał się w Formule 3000, Formule 3, Formule Nippon oraz testował bolid Formuły 1. Obecnie Prezes Fundacji Wierczuk Race Promotion, której celem jest promocja i pomoc młodym kierowcom.
Strona fundacji Wierczuk Race Promotion
Profil Fundacji Wierczuk Race Promotion na Facebooku
[multitable table=141 timetable=4]Tabela/terminarz[/multitable]