Polacy bardzo szybko pokochali Formułę 1, a wszystko za sprawą Roberta Kubicy, który w BMW Sauber w latach 2006-2009 walczył o zwycięstwa. Transmisje z wyścigów znalazły się w otwartym Polsacie, a wiele firm dostrzegło w F1 potencjał marketingowy. W tym gronie znalazło się LG, które ma liczne zakłady pod Wrocławiem.
GP Polski marzeniem kibiców F1
Koreański gigant w tamtym okresie był partnerem technologicznym F1, jak i zespołu Red Bull Racing. Tak zrodził się pomysł stworzenia projektu toru ulicznego, na którym w przyszłości można by zorganizować wyścig. Działania nie były bezpodstawne, bo nawet F1 opatentowała i zastrzegła na terenie UE prawa do nazwy GP Polski.
Wirtualny tor we Wrocławiu liczył 4680 metrów. Założenie było takie, aby kierowcy ścigali się w centrum miasta, więc nitkę poprowadzono m.in. przez plac Dominikański, ul. Oławską, pl. Wróblewskiego i most Grunwaldzki, ul. Szczytnicką i most Pokoju. Przejazd blisko historycznego Ostrowa Tumskiego miał podkreślać walory turystyczne stolicy Dolnego Śląska.
ZOBACZ WIDEO: Krzysztof Cegielski prezesem klubu? "To jest miła perspektywa"
W imprezie prezentującej tor F1 brał udział nawet prezydent Rafał Dutkiewicz. Ostatecznie na wirtualnym projekcie się skończyło, bo wszystko zmienił wypadek Roberta Kubicy. Krakowianin rozbił się na rajdzie we Włoszech na początku 2011 roku, doznał poważnych obrażeń i na długie lata wypadł z wyścigowej elity. Wraz z tym zdarzeniem zainteresowanie Formułą 1 w naszym kraju spadło.
Z pomysłu organizacji F1 we Wrocławiu wycofała się też firma LG, która przestała się promować za pośrednictwem królowej motorsportu. - Zmienił się zarząd firmy i strategia biznesowa. Poza tym spadło też zainteresowanie wyścigami F1 w Polsce. Dlatego uznaliśmy, że nie ma sensu lobbować tego pomysł w centrali Formuły 1 - wytłumaczyła przed laty "Gazecie Wrocławskiej" Ewa Lis, rzeczniczka LG.
Bolid F1 we Wrocławiu
Po latach kibice we Wrocławiu dostali namiastkę F1. W czwartek na Stadionie Olimpijskim odbędzie się Red Bull Speed Ways. To impreza, w której bolid zmierzy się na torze z motocyklem żużlowym. Za kierownicą samochodu usiądzie David Coulthard, a na jednośladzie zobaczymy zawodnika miejscowej Betard Sparty Wrocław - Macieja Janowskiego.
- Pomysł jest bardzo ciekawy i sam nie mogę się doczekać! Bolid nie jest stworzony do jazdy po wąskim torze, który na dodatek ma dość luźną nawierzchnię. Nie wiem, jak sobie z tym poradzę, ale zabawa powinna być przednia - mówi Coulthard w rozmowie WP SportoweFakty. Bilety na Red Bull Speed Ways wyprzedały się w mig, więc czwartkowe show zobaczy komplet publiczności.
Przy tej okazji nakręcono szereg spotów promocyjnych. Bolid Red Bulla jeździł po wrocławskim Rynku, wjechał na niedawno otworzoną Aleję Wielkiej Wyspy. Wiązało się to z pewnym utrudnieniami dla mieszkańców, którzy dalecy byli od wyrozumiałości. W mediach społecznościowych zalało się od negatywnych komentarzy.
"Wrocław, kiedy rodzice chcą zamknąć 100 metrów ulicy na event z dziećmi ze szkoły o bezpiecznych ulicach: nie da się. Wrocław, gdy Red Bull chce pokulać się bolidem F1 po rynku i Wielkiej Wyspie: zapraszamy głośnego śmierdziucha na palenie gumy. Reszta won" - napisał w serwisie X miejski radny Robert Suligowski.
Pojawili się też tacy, którzy docenili walory promocyjne całego przedsięwzięcia. "W końcu coś ciekawego w tym mieście", "fajna reklama", "miasto zarobi pieniążki", "fajne wyróżnienie dla Wrocławia" - to niektóre komentarze z sieci.
Wrocław opanował media społecznościowe Red Bulla, które śledzi kilkanaście milionów osób z całego świata. Urząd miejski tłumaczy z kolei, że każdy podmiot ma prawo wynająć przestrzeń miejską do celów komercyjnych. Dzieje się tak regularnie, gdy np. ekipa filmowa robi zdjęcia do filmu czy serialu. Miasto na tym zarabia, bo ma określoną stawkę wynajmu za metr kwadratowy.
Problem z F1 na ulicach miast
O ile wypadek Kubicy sprawił, że zarzucono pomysł organizacji GP Polski, o tyle F1 w ostatnich latach mocno postawiła na wyścigi uliczne. Niegdyś jedynie GP Monako mogło pochwalić się takimi zawodami w kalendarzu. Obecnie najlepsi kierowcy świata ścigają się na ulicach Baku, Singapuru, Las Vegas, Dżuddy, częściowo miejskie są tory w Melbourne i Montrealu, a w kolejce czekają już Madryt i Bangkok.
Formuła 1 zapewnia miastom dużą promocję, ale nie wszystkim się to podoba. Przykładem może być Las Vegas, które w grudniu 2023 roku odwiedzałem kilka tygodni po organizacji wyścigu. W wielu miejscach można było spotkać pozostałości po infrastrukturze torowej, rozbiórka trybun wciąż trwała w najlepsze, a mieszkańcy byli niezadowoleni.
- Na wiele tygodni przed wyścigiem zamykano ulice, by zbudować infrastrukturę torową. Stworzono tymczasowe mosty i kładki, ale to nie rozwiązuje problemu. Do tego komunikacja miejska zaczęła mieć opóźnienia przez te wszystkie prace. Po co nam to? - mówił pracownik hotelu.
Gdyby Wrocław aspirował dziś do miana gospodarza F1, musiałby się mierzyć z podobnym problemem. Mieszkańcy i tak narzekają na korki w centrum, a zamknięcie części ulic na potrzeby treningów i wyścigu miałoby swoich krytyków. Ich zdania nie zmieniłby nawet walory promocyjne i turystyczne GP Polski. Ku ich zadowoleniu, obecnie nasz kraj daleki jest od goszczenia królowej motorsportu. Oprócz stworzenia toru, trzeba byłoby wyłożyć co najmniej 50 mln dolarów rocznie za prawa do GP Polski. Żadnego z naszych miast na to nie stać.
Natomiast spragnionym emocji związanych z F1 pozostają takie imprezy jak Red Bull Speed Ways.
Łukasz Kuczera, dziennikarz WP SportoweFakty
Czytaj także:
- Koniec z nadziejami na większą F1. "Radzę kupić istniejący zespół"
- Został zapytany o tragedię Schumachera. "Nie jest mi przykro"