[b]
[/b]Wieloletni prezes i właściciel Jagiellonii Białystok jest - obok Marka Koźmińskiego - jednym z dwóch głównych kandydatów na prezesa PZPN. Nad kandydowaniem zastanawia się jeszcze Paweł Wojtala, były reprezentant Polski, a także Józef Wojciechowski, miliarder i były właściciel warszawskiej Polonii. Jednak na dziś wszystko wskazuje, że delegaci wybiorą następcę Zbigniewa Bońka między Kuleszą i Koźmińskim. Obaj są aktualnymi wiceprezesami związku. Wybory odbędą się 18 sierpnia.
Piotr Koźmiński, Marek Wawrzynowski, WP SportoweFakty: Czy Paulo Sousa utrzyma się na posadzie selekcjonera?
Cezary Kulesza: W tym momencie nie jestem jeszcze prezesem PZPN, żeby decydować o takich sprawach...
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: jak on to zrobił?! Ta bramka wręcz zachwyca!
Ale jeśli pan nim zostanie, to będzie się z tym tematem musiał zmierzyć.
Wtedy się zmierzę. Ale popatrzmy: 18 sierpnia są wybory prezesa PZPN, a już na początku września kluczowe mecze eliminacji mistrzostw świata. To bardzo krótki okres. Podejrzewam, że powołania zostaną wysłane jeszcze przed 18 sierpnia. I co? Co by dała wymiana selekcjonera wtedy? Nowy miałby odkręcać te powołania i wysyłać swoje? Trener Sousa ma ważny kontrakt do końca eliminacji. Jeśli awansuje do baraży, to wiadomo - do ich rozstrzygnięcia. Awans na mundial automatycznie mu przedłuża umowę. Taka jest sytuacja, jaką odziedziczy nowy prezes PZPN.
Czyli można powiedzieć, że to się rozstrzygnie samo? Jest awans, to trener zostaje, nie ma awansu, to koniec kontraktu.
Tak, aczkolwiek jest za wcześnie na jednoznaczne deklaracje. Dajmy trenerowi i drużynie czas. Zobaczymy, jak zespół będzie funkcjonował, jak będzie wyglądała gra. Nie ma sensu podejmować pochopnych ruchów. Po nieudanych dla nas mistrzostwach wszyscy jesteśmy mocno rozczarowani, ale liczymy na rehabilitację w eliminacjach.
Jest jednak plotka, że pan zdecydowanie chce trenera Polaka...
Nigdy czegoś takiego nie powiedziałem. Jeśli natomiast pojawi się kwestia zmiany selekcjonera, to trzeba będzie zrobić przegląd wojsk. Kto mógłby być brany pod uwagę z kraju, kto z zagranicy. I wtedy zdecydować.
Skoro prezesem Cezary Kulesza, to selekcjonerem Michał Probierz?
Nie zastanawiałem się nad tym. Wiadomo, że znam go bardzo dobrze, pracowaliśmy razem bodaj siedem lat... Cenię Michała, natomiast grono ewentualnych kandydatów z pewnością byłoby szersze, zapewne również spoza Polski. Ale jeszcze raz podkreślę - dajmy teraz w spokoju popracować trenerowi Sousie. Ma cel do zrealizowania, na tym się skupiajmy.
No dobrze, skąd w ogóle pomysł, aby wystartować na prezesa PZPN?
Ta myśl pojawiła się w ostatnich latach. Będąc cztery lata członkiem zarządu PZPN, potem przez pięć lat wiceprezesem ds. piłki profesjonalnej, cały czas miałem kontakt ze związkami wojewódzkimi, z klubami. Były sygnały pod moim adresem, wiele osób pytało, dlaczego miałbym nie spróbować. Po namyśle i rozmowach zarówno z przedstawicielami związków, jak i klubów doszedłem do wniosku, że spróbuję. W końcu znam polski futbol na każdym poziomie - od amatorskiego po profesjonalny. Przez 11 lat byłem prezesem Jagiellonii. Pewne sukcesy w tym czasie odnieśliśmy - zdobyty Puchar Polski, wyrównana walka w lidze z bogatszymi od nas klubami, nowy stadion, nowoczesna baza treningowa - nie mówię, że ja sam to zrobiłem, bo to był cały zespół osób, ale z pewnością dołożyłem do tego swoją cegiełkę, pewnie dosyć solidną. Dlatego też byłem bardzo wzruszony pożegnaniem, które zgotowali mi kibice w Białymstoku. Z doświadczenia wiem, że prezesi klubów muszą się zazwyczaj mierzyć z dużą krytyką. Też to przechodziłem, ale koniec końców kibice docenili to, co udało się nam wspólnie zbudować.
Ale to bardziej spełnienie własnych ambicji "zawodowych", czy raczej podejście typu "polska piłka leży, więc trzeba coś z tym zrobić"…
Sam byłem sportowcem, więc myślę, że to wynika z charakteru, lubię duże wyzwania. Tak samo było w biznesie, klubie i tak samo patrzę na PZPN. A ponadto... polska piłka ma swoje problemy, ale nie zgodzę się ze stwierdzeniem, że leży. Zarówno w związkach, jak i klubach dzieje się sporo dobrego, ale oczywiście wiele spraw wymaga istotnej korekty. Uważam, że wiem, jak to zrobić.
Polska liga jest na trzydziestym miejscu w Europie, kadra drugi raz z rzędu nie wychodzi z grupy w dużym turnieju, relatywnie mamy mało piłkarzy w dużych klubach europejskich, a pan mówi, że wymaga korekty. Chyba potrzebne tu mocniejsze słowo niż "korekta".
Nie spierajmy się o słowa. Najważniejsze, że wiele osób w środowisku piłkarskim dostrzega dzisiaj potrzebę zmian w polskiej piłce. A liderem tych zmian musi być Polski Związek Piłki Nożnej. Jest bardzo wiele spraw, które warto by poprawić w naszym futbolu. Podam przykład z klubowego podwórka - często prezesi polskich klubów mają niewielki wpływ na to, co się dzieje z młodymi piłkarzami. Mają 17 lub 18 lat, trochę pograją i już oczy zachodnich klubów są na nich zwrócone. Ci piłkarze mają już menedżerów, a niektórzy agenci najchętniej sprzedawaliby ich co pół roku. Ostatni przykład takiego szybkiego wyjazdu to transfer Adriana Benedyczaka z Pogoni... Generalnie najczęściej piłkarz słyszy, że po wyjeździe będzie zarabiał 7-8 razy więcej niż w Polsce, trafi do lepszego klubu, będzie miał lepsze warunki, zrobi wielką karierę. Tymczasem - moim zdaniem - lepiej byłoby pograć rok, dwa dłużej i wyjeżdżać lepiej przygotowanym, bo w przeciwnym wypadku często to się kończy dość szybkim powrotem i zahamowaniem kariery. To jest realny problem, z którym zmagają się dziś polskie kluby.
No tak, ale jaki będzie pan miał na to wpływ? Raczej niewielki.
Na pewno impuls do zmian musi wychodzić z PZPN. Dobrze byłoby na przykład wzmocnić w Polsce pozycję dyrektorów sportowych. Najpierw ich szkolić, by potem w klubach mogli "sprzedawać" swoją wiedzę. Może warto pomyśleć o stworzeniu specjalnej ścieżki edukacji dla przyszłych dyrektorów? Mamy przykład Niemców, u których część osób specjalizuje się właśnie w tym kierunku. Jest wielu naszych byłych piłkarzy, którzy nadawaliby się do tej roli, ale nie na zasadzie "dobra, grałeś tu i tu, to przyjdź do mnie, będziesz dyrektorem". Takie kursy pomogłyby mocno w rozwoju na tym stanowisku. A potem taki dyrektor sportowy mógłby właśnie w przypadkach młodych piłkarzy odegrać pozytywną rolę. Przedstawić młodemu zawodnikowi wizję rozwoju, wytłumaczyć, że nie ma sensu wyjeżdżać przy pierwszej okazji. Pokazać plan, który na jakiś czas młodego by w Polsce zatrzymał.
Co wymaga poprawy od zaraz?
Na pewno trzeba poprawić i usprawnić proces szkolenia, to jeden z moich priorytetów. To nie jest tak, że nic tutaj się nie działo, bo kluby mocno inwestują w ostatnich latach w akademie, korzystając ze wsparcia państwa i samorządów, sporo dzieje się też w wojewódzkich związkach. Jednak można zrobić więcej. Powinniśmy postawić na bardziej ścisłą współpracę klubów ze związkami. Piłka jest jedna, szczególnie na poziomie młodzieżowym. Ze wzrostu poziomu szkolenia korzystać przecież będą zarówno kluby, jak i reprezentacje, czyli związek. Mamy duży potencjał, ale on nie jest do końca wykorzystany.
Trzeba dotrzeć też na sam dół naszej piłkarskiej piramidy - do jak największej liczby klubów czy akademii niemających pierwszych drużyn, czyli klubów, klubików skupiających się tylko na szkoleniu. Trzeba im zapewnić większe wsparcie. Są przypadki, gdy piłkarze są z takich miejsc podkradani, a wychowujący nic z tego nie ma. Byłbym za rozwiązaniem systemowym, żeby te pierwsze kluby zawsze miały jakiś procent od kolejnych transferów wychowanka. Na przykład 5 proc. To zawsze motywuje do lepszego szkolenia. Potrzebujemy też lepszego szkolenia trenerów, którzy są w tych akademiach. Bo jeśli taki trener ma na głowie cztery różne zajęcia i zarabia tysiąc czy 1,5 tysiąca złotych miesięcznie, goniąc za tym, aby jakoś związać koniec z końcem, to on nigdy nie wykona swojej pracy perfekcyjnie. Chcę stworzyć sztab fachowców, złożony z trenerów czy byłych trenerów, którzy pomogliby nam wypracować tu odpowiednie rozwiązania. Na pewno warto będzie też skonsultować się z najlepszymi ekspertami w tej dziedzinie z Europy.
No dobrze, ale jeśli chodzi o wprowadzanie polskich piłkarzy do pierwszej drużyny klubowej, to Jagiellonia w tym sezonie była na czwartym miejscu od końca w Ekstraklasie. Zatem jeśli chce pan mówić o szkoleniu, to najpierw trzeba zajrzeć na własne podwórko...
Nowoczesna Akademia Jagiellonii powstała w 2018 roku. Wybudowana została z własnych środków zaoszczędzonych na transferach, plus dotacja z ministerstwa. I teraz na zakończenie rozgrywek Jagiellonia ma pięć drużyn w rozgrywkach Centralnej Ligi Juniorów. Czyli widać, że szkolenie ruszyło, bo to nie jest takie proste wprowadzić pięć drużyn do CLJ. Potrzebny jest czas.
Ok, ale jednak to liczba zawodników w piłce profesjonalnej jest wyznacznikiem tej pracy.
Dobrze, ale to nie jest tak, że ktoś zostanie prezesem i za miesiąc będą sukcesy reprezentacji młodzieżowych czy pierwszej kadry. To jakiś cykl, to wszystko musi powstać, ale chcemy tu mocno podziałać, przekazać większe środki na szkolenie młodzieży. Choćby monitoring akademii. Jagiellonia, Lech czy Legia to mają. Każdy trening młodzieży jest nagrywany przez odpowiednią liczbę kamer. To świetne narzędzie, bo potem taki trener może sobie te zajęcia przejrzeć. Zerknąć na przykład, ile razy dany zawodnik zagrał lewą nogą, ile miał sprintów. I idąc dalej: centralizując te dane, za pomocą PZPN, związek udostępniałby je trenerom kadr młodzieżowych. A wtedy ci szkoleniowcy mieliby jeszcze lepszy "ogląd" młodych zawodników powoływanych czy przymierzanych do powoływania do drużyn narodowych różnego szczebla wiekowego. Dziś mamy osoby jeżdżące na mecze, ale to na pewno byłyby dodatkowe, ważne informacje. A to mogłoby z kolei doprowadzić do lepszej selekcji młodych kadrowiczów. Bo coś na pewno w szkoleniu jest nie tak, skoro widzieliśmy, że nawet niektórzy kadrowicze mylą się na EURO wrzucając piłkę z lewej czy prawej strony, myli się o 5 czy 10 metrów. Ja rozumiem, że można się pomylić o metr na tym poziomie. No, ale nie o 5 czy 10!
Niedawno spotkał się pan z szefami niektórych wojewódzkich związków piłkarskich, tak zwanymi baronami. Po tym spotkaniu sport.pl przedstawił mapkę, z której wynika, że 10 baronów jest za panem, 4 za Koźmińskim, a dwóch się waha. Pana konkurent w rozmowie z portalem Weszło stwierdził, że te wyliczenia są zakłamane. Jak to jest? Jest pan pewien tych 10 szabel?
Każdy ma prawo do interpretacji, ale powiem tak: na tym spotkaniu 10 prezesów wojewódzkich związków podpisało się imieniem i nazwiskiem pod moim poparciem. Jeśli ktoś się podpisuje, jesteśmy w szerokim gronie, to uważam to za bardzo wiążące. Ale oczywiście to, na jakie poparcie mogę liczyć, okaże się ostatecznie 18 sierpnia podczas wyborów. Ale jestem dobrej myśli.
To byłaby bardzo ważna informacja, bo zdaniem wielu "przechwycenie" poparcia baronów, przy założeniu, że kluby są za panem, mogłoby być decydujące dla tych wyborów.
Od początku mam silne poparcie zarówno wojewódzkich związków, jak i klubów. Dlatego próba kreowania narracji, że ja jestem kandydatem klubów, a Marek związków jest całkowicie nieprawdziwa. Sprawdzianem w zakresie tego, kto mówi prawdę, będą wybory wiceprezesa do spraw piłki amatorskiej, które odbędą się 6 lipca. Kandydatem Marka Koźmińskiego jest Radek Michalski, prezes Pomorskiego Związku Piłki Nożnej, a moim Adam Kaźmierczak, prezes Łódzkiego Związku Piłki Nożnej. Głosują tylko wojewódzkie związki. Wynik tego głosowania dużo nam pokaże.
Mówi się, że to prawybory, ten kto je wygra, zwycięży też 18 sierpnia. Czyli jest pan pewny, że będzie 10-6, czy jeszcze próbuje pan przekonać do siebie kolejnych prezesów?
Pewny będę dopiero po ogłoszeniu wyników. Od wielu miesięcy jeżdżę po Polsce i spotykam się z przedstawicielami całego środowiska - związków i klubów, aby wysłuchać ich postulatów i przekonać do swojej kandydatury. Będę to robił do samego końca.
W kuluarach mówi się, że mocno wspiera pana Legia i prezes Mioduski...
Różne rzeczy się mówi, bo trwa kampania. Na przykład, że Tomasz Zahorski z Legii przymierzany był na sekretarza generalnego PZPN. No cóż... Sam Zahorski to zdementował, a ja mogę tylko powiedzieć to samo. Nie było nigdy takiego pomysłu. Były też głosy, że prezes Mioduski będzie wiceprezesem ds. piłkarstwa profesjonalnego, a z tego, co wiem, zupełnie nie miał tego w planach. Z tego miejsca chciałbym pogratulować prezesowi Wojciechowi Cyganowi z Rakowa, który uzyskał jednogłośną rekomendację klubów Ekstraklasy na to stanowisko. Cieszę się, że odbyło się to zgodnie i bez podziałów. Wiem, że to bardzo dobry wybór, bo Wojtek pokazał "w boju", jak można w sposób harmonijny rozwinąć zarządzany przez siebie klub.
Mogę liczyć na wsparcie wielu klubów zarówno z Ekstraklasy, jak i pierwszej ligi. Natomiast nie podoba mi się, kiedy próbuje się nas skłócać, przeciwstawiać związki - klubom, rozpowszechniać nieprawdziwe informacje także na mój temat, że np. obiecałem trzem osobom to samo stanowisko i inne podobne głupoty. Mamy w PZPN hasło "Łączy Nas Piłka". No to niech nas naprawdę łączy. Jako prezes Jagiellonii, wiceprezes PZPN czy członek Rady Nadzorczej Ekstraklasy zawsze starałem się łączyć ludzi. Tylko ścisła współpraca na wielu poziomach może przynieść polskiej piłce sukcesy.
No ale nie uwierzymy, że nie ma pan swojego gabinetu cieni. To niemożliwe.
Oczywiście, mam pomysły, także personalne. Zmiany będą, ale zaprezentuję je dopiero wówczas, jak będę miał na nie realny wpływ. Nie namówicie mnie panowie do tego, żebym robił to w mediach.
Przedstawia się kandydatów na zasadzie: Marek Koźmiński gwarant status quo, Cezary Kulesza jako nowa fala. A przecież pan był wiceprezesem PZPN, więc wiele rzeczy mógł realizować.
Oczywiście i wiele spraw udało się przez te 9 lat mojego zasiadania w zarządzie PZPN zmienić na plus. Jestem dumny, że przyłożyłem do tego rękę. Jednak jako prezes będę miał znacznie większy wpływ i bezpośrednie przełożenie na wiele spraw. To prezes PZPN wyznacza kierunki rozwoju naszej piłki.
Wracając do początku: co się panu w związku nie podoba? Bo jak rozumiemy, coś by pan jednak chciał zmienić.
To normalne, że jeśli chce się zostać prezesem PZPN, to żeby coś zmienić. Już mówiłem, że najważniejsza jest dla mnie poprawa jakości szkolenia. Zależy mi również na większym wsparciu dla małych klubów i klubików, które później dają nam reprezentantów takich jak Lewandowski, Zieliński czy Krychowiak. Kolejny ważny obszar to profesjonalizacja - wsparcie rozwoju kadry zarządzającej zarówno w związkach, jak i klubach.
Na stanowisku prezesa będzie musiał pan respektować pewne standardy. Jak się pan odniesie do tych historii, że jeden z piłkarzy, aby zmusić go do rozwiązania kontraktu, musiał rozbierać choinkę, były też przypadki zmuszania do oglądania tego samego meczu przez kilka godzin.
To takie trochę miejskie legendy. Są kluby, gdzie piłkarz przebywa w nim od 8 do 16. W Lechu trener Nawałka zarządzał wspólne obiady, niektóre odprawy trwały po 2-3 godziny. I co? Zawodnik powie, że musiał jeść w klubie obiad, a nie w domu na przykład? Jeśli piłkarz ogląda mecze, to chyba po to, żeby z nich jakieś wnioski wyciągał. W końcu to część jego zawodu.
W programie mówi pan jednak o dbaniu o małe kluby, natomiast Jagiellonia miała spór z MOSP Białystok o Grzegorza Sandomierskiego. Nie chcieliście zapłacić im procenta od kolejnego transferu tego gracza.
Ale ta sprawa została wyjaśniona. Jako że powstały niejasności, czyim zawodnikiem był Grzegorz, zwróciliśmy się do władnego w tej sprawie związku piłki nożnej, który jednoznacznie oświadczył, że Sandomierski był graczem Jagiellonii. Ja ich rozumiem, że walczyli, bo w grę wchodziły określone pieniądze. W tym sporze rację przyznano jednak Jagiellonii.
I gdzie tu walka o małe kluby?
Generalnie trzeba się poruszać, i tak to robiliśmy w Jagiellonii, w ramach obowiązującego prawa. Jeśli innemu klubowi się pieniądze należą, to trzeba je zapłacić. Nie uważam jednak, że uczciwym jest płacenie komuś, komu zapłata się nie należy. Dlatego wrócę do tego, co mówiłem - chciałbym, żeby zostało wypracowane systemowe rozwiązanie, po wspólnych konsultacjach związków oraz dużych i małych klubów. Wszyscy powinniśmy grać do jednej bramki.
Pan zawsze był skupiony na sprawach krajowych, tymczasem Zbigniew Boniek potrafi brylować również za granicą. Jak pan widzi relacje z UEFA czy FIFA w roli prezesa PZPN? Dzięki Bońkowi kilka imprez nam się trafiło, a teraz mówi się jeszcze o mistrzostwach świata kobiet...
Ależ ja mam dobre relacje ze Zbigniewem Bońkiem! I bardzo się cieszę, że mamy swojego przedstawiciela we władzach UEFA. To wielki osobisty sukces prezesa Bońka i ważna sprawa dla naszej piłki. Te jego mocne strony będziemy chcieli wykorzystywać. Na pewno nie będzie tak, że zapomnimy o prezesie. I myślę, że Zbigniew Boniek też nie zapomni o polskiej piłce. Zrobił dla niej wiele dobrego i jestem przekonany, że dalej będzie ją wspierał.
Pytamy o ten wątek, bo w kuluarach się mówi, że właśnie tu może panu pomóc Dariusz Mioduski, który też jest aktywny w strukturach międzynarodowych.
Prezes Mioduski jest faktycznie bardzo aktywny na tym polu, zasiada we władzach ECA, czyli stowarzyszeniu klubów europejskich. Jeśli będzie taka możliwość i okazja to z takiej pomocy też będziemy korzystać. Również prezes Ekstraklasy jest obecny w zarządzie European Leagues, czyli lig zawodowych w Europie. Czy to będzie pan Mioduski, czy Jerzy Dudek, czy ktoś inny z ciekawym doświadczeniem w światowym futbolu - bardzo chętnie skorzystam z jego doświadczenia.
A jak się pan zapatruje na pobieranie pensji w roli prezesa? Ostatnio różne praktyki widzieliśmy w tym zakresie. Jakie ma to dla pana znaczenie?
Żadnego.
Czyli?
Czyli zdałbym się na zarząd. Są dwie szkoły. Jedna uważa, że to powinna być płatna posada, inna - że może niekoniecznie. Co zarząd postanowi, zaakceptuję. Wszyscy zdają sobie sprawę, że dzięki wieloletniej pracy w biznesie mogę sobie pozwolić na pewien komfort ekonomiczny, dlatego nie jest to dla mnie kluczowa kwestia. Chcę być prezesem PZPN, by wykorzystać swoje doświadczenia, które nabywałem przez kilkanaście lat pracy w tym środowisku. Tylko powtarzam: najpierw trzeba te wybory wygrać.