Oto co napastnik Borussii Dortmund, Robert Lewandowski miał do powiedzenia:
O braku awansu do ćwierćfinału:
- Sam chciałbym wiedzieć, jakie niuanse zadecydowały o tym, że nie awansowaliśmy do ćwierćfinału. Tak naprawdę wydaje mi się, że o tym, że nie awansowaliśmy, zadecydowały minimalne błędy. Daliśmy z siebie wszystko na tym turnieju. Wiadomo, że teraz można gdybać. Chcieliśmy jak najlepiej, kibice byli z nami. Dawno czegoś takiego nie widziałem. Przed nami kwalifikacje do mistrzostw świata i nie możemy zaprzepaścić tego, co zbudowaliśmy, tym bardziej, że na pewno drzemie w nas potencjał. Mam nadzieję, że będziemy w tych eliminacjach dużo lepszą drużyną niż w tych mistrzostwach Europy. Patrząc na to, kto awansował z tej grupy, świadczy to o tym, że jednak mało brakowało do tego, żebyśmy grali w tym ćwierćfinale.
- Musieliśmy już zaryzykować. Wiedzieliśmy, że albo strzelimy i awansujemy, albo Czesi mogą wykorzystać jakiś kontratak i im się udało.
O zajęciu przez Polaków ostatniego miejsca w grupie:
- To już nie ma znaczenia, czy to trzecie czy ostatnie miejsce. Tym bardziej, że wielki faworyt Rosja, też nie awansowała. Jeden mecz mógł to wszystko zmienić. Będziemy to analizowali, ale już odpadliśmy z turnieju. Dla siebie i dla kibiców chcieliśmy zagrać w ćwierćfinale. Niestety nie udało się. Wydaje mi się jednak, że powstaje fajna drużyna. Wiadomo, że większość z nas nie grała na wielkim turnieju, a jeszcze tym bardziej u siebie, gdzie ta presja była ogromna. Może jakbyśmy inaczej w pierwszym meczu zagrali, to teraz byłoby inaczej.
- Nie jestem rozczarowany. Podchodząc do tego turnieju wiedzieliśmy, że łatwo nie będzie. Nie ma co oszukiwać, że nie byliśmy faworytem w żadnym meczu, chociaż dawaliśmy z siebie wszystko i chcieliśmy jak najlepiej. Taka jest jednak piłka nożna i tak nieraz bywa.
O wyniku meczu Grecji z Rosją:
- Szczerze mówiąc, ja nie wiedziałem, jaki jest wynik w drugim meczu. Musieliśmy wygrać, to było dla nas najważniejsze. Ryzyko dla nas się niestety nie opłaciło, chociaż mieliśmy swoje sytuacje. Przy odrobinie szczęścia, spokoju, wyszlibyśmy na prowadzenie. Myślę, że tak jak każdy kibic w Polsce - tak i my - jesteśmy niezadowoleni z tego, że nie daliśmy rady, chociaż wierzę w to, że nadzieja zostanie i będziemy w eliminacjach doświadczoną drużyną, która takie mecze będzie spokojnie wygrywała.
O tym, że był jedynym napastnikiem w wyjściowym składzie:
- Wiadomo, że to nie jest łatwe, jak się tak gra. Taką taktykę mieliśmy, więc ja nic na to nie poradzę, chociaż i tak stwarzaliśmy sytuacje. W drugiej połowie Czesi się już chyba na to przygotowali, że większość piłek może do mnie lecieć. Jak nie faulem, to jakoś inaczej próbowali to zatrzymać. Mieliśmy bardzo dużo stałych fragmentów, ale nic z tego nie wynikło.
O Franciszku Smudzie:
- Czy odchodzi czy nie, tego jeszcze nie wiem. Na pewno coś zbudował. Nie ważne, czy trener zostanie czy nie - powinniśmy wiedzieć, że coś zbudowaliśmy. Wiadomo, że reprezentacji nie buduje się rok czy dwa, tylko potrzeba na to dłuższego okresu. Na pewno nie zaczniemy od zera. Mam nadzieję, że to będzie procentowało. Jesteśmy młoda drużyną, która na tym turnieju dużo doświadczenia zebrała, wiele się nauczyła i mało jej zabrakło, aby grać w ćwierćfinale.
O zmarnowanej przez siebie sytuacji strzeleckiej:
- To był strzał nogą, z którą miałem trochę problemów przed meczem, ale to już nieważne. Nie udało się. Mieliśmy też inne sytuacje. Jak się nie ma szczęścia, to trzeba próbować dalej. My na pewno próbowaliśmy, ale czegoś zabrakło. Czesi się teraz cieszą, że zagrają w ćwierćfinale.
O rozpracowaniu przez rywali trójki z Borussii Dortmund:
- Rywale wiedzieli, co możemy zagrać i jak. Próbowali jakoś to odciąć. My za bardzo nie mieliśmy pomysłu, jak tę piłkę rozgrywać. Na pewno chcielibyśmy podziękować kibicom za to, że wierzyli w nas do końca. My chcieliśmy dać im chwile radości.
O rozmowie z Petrem Cechem po zakończeniu spotkania:
- Powiedział mi parę zdań, ale wydaje mi się, że zostawię to dla siebie.
Z Wrocławia dla portalu SportoweFakty.pl,
Artur Długosz.