Ideą przyświecającą pomysłodawcom światowej serii Red Bull Car Park Drift było stworzenie zawodów, w których udział mogą wziąć profesjonaliści i amatorzy, niezależnie od budżetów i mocy samochodów, a impreza odbywa się w centrum miasta, pozwalając na uczestniczenie w wydarzeniu motorsportowym także szerokiemu gronu kibiców. I taka właśnie była pierwsza edycja Red Bull Car Park Drift w Katowicach.
W zawodach udział wzięło blisko 50 uczestników. Amatorów oraz takich, których nazwisko znane jest na całym świecie.
To właśnie jeden z najbardziej utytułowanych polskich kierowców driftingowych, Piotr Więcek, stanął na najwyższym stopniu podium. Sportowa rywalizacja była też spektakularnym widowiskiem dla publiczności - serca kibiców z pewnością zaczynały mocniej bić zarówno przy idealnych przejazdach, jak i tych mniej precyzyjnych, kiedy z impetem przestawiali części toru.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: tenisistka rozczuliła fanów. Pokazała wyjątkowy trening
- Bardzo się cieszę ze zwycięstwa! Spodziewałem się, że w Katowicach przyjdzie dużo osób, ale to, że było ich aż tyle, przerosło jakiekolwiek oczekiwania! Moce aut nie były tak znaczące dla wyniku zawodów, bardziej liczyły się umiejętności. Trzeba było być bardzo skupionym, by nie popełnić błędu - przeszkody były bardzo wymagające - podsumował Więcek.
Zwycięstwo Więcka w Katowicach oznacza, że w grudniu będzie reprezentować Polskę na światowym finale w Arabii Saudyjskiej. Wcześniej (30 września-1 października) zobaczyć go będzie można w finale Drift Masters European Championship w Łodzi.
- To wspaniale, że Piotr Więcek weźmie udział w finale globalnym. Wszyscy wiedzą, że jest jednym z najlepszych, jeśli nie najlepszym, drifterem w Europie. Piotr jeździł bardzo agresywnie, myślałem, że popełni jakiś błąd, ale on do końca pokazał niesamowitą klasę - powiedział sędzia zawodów Abdo Feghali i jeden z "ojców" imprezy.
- Brawa również dla Katowic. Zrobiliście w Polsce fantastyczną robotę! To był lokalny przystanek serii, a wyglądał pod każdym względem jak światowy finał. Wspaniała lokalizacja, mnóstwo kibiców i niesamowity poziom sportowy - dodał Feghali.
Drugi w tabeli wyników, Paweł Grosz, również nie krył swojej radości. - To było coś pięknego - połączenie dwóch światów: profesjonalistów i amatorów. Czegoś takiego potrzeba w polskim drifcie, by te dwa światy się łączyły, by zarażać ludzi driftingiem i by ludzie z małym budżetem również mogli startować w zawodach - stwierdził.
Podium uzupełnił Jakub Przygoński, który rywalizację w rajdach terenowych łączy ze startami w drifcie. - Bardzo się cieszę z trzeciego miejsca, nie było łatwo wdrapać się na podium, bo to niezwykle techniczne zawody, tor był wymagający, bardzo ciasny, decydowały centymetry. W decydującym przejeździe nie trafiłem w jedną z kluczowych przeszkód w końcówce, czyli spiralę, bo… za bardzo nadymiłem oponami przejeżdżając wcześniej przez tą sekcję toru (śmiech). Czasem w driftingu i tak bywa, że gubisz się we własnym dymie. Super było też to, że amatorzy spotkali się w jednym miejscu z zawodowcami, środowisko jeszcze lepiej się dzięki temu zintegrowało - podsumował Przygoński.
Czytaj także:
Hejt i rasizm w F1. Kierowca Alfy Romeo opowiedział o trudnych przeżyciach
Brazylia znów z kierowcą w F1? Wielki talent zbiera budżet na starty