Wielu starszych kibiców biathlonu z pewnością pamięta Andrija Deryzemlę. Był jednym z czołowych ukraińskich biathlonistów, zdobył nawet dwa brązowe medale mistrzostw świata. Po zakończeniu kariery dalej mieszkał w Ukrainie, a w momencie wybuchu wojny przebywał w Czernichowie.
To jedno z miast, gdzie sytuacja była najbardziej dramatyczna. W ostrzale zginęło wielu cywili, a Rosjanie z premedytacją do nich celowali. Zabili m.in. ludzi stojących w kolejce po chleb.
- Po wybuchu wojny, moja dzielnica w Czernichowie była jedną z pierwszych, która była bombardowana. Było naprawdę strasznie, siedzieliśmy w piwnicy razem z moimi dziećmi oraz dziećmi przyjaciół. Zadzwoniono do mnie, żebyśmy jak najszybciej wyjechali, ponieważ było prawdopodobieństwo, że nasza dzielnica zostanie zrównana z ziemią - powiedział dla new.sport.ua.
ZOBACZ WIDEO: "Królowa jest jedna". Wystarczyło, że wrzuciła to zdjęcie
Deryzemla otarł się o śmierć, kiedy próbował przewieźć rodzinę w bezpieczne miejsce. - Kiedy poszedłem do auta załadować rzeczy, około 10 metrów ode mnie eksplodował pocisk, a moja żona i dzieci były blisko. To było przerażające. Poza tym moja żona i córka mają problemy zdrowotne - dodał.
- Nasz dom nie miał prądu, wody, gazu i przenieśliśmy się do innej dzielnicy. Mieszkaliśmy w piwnicy, gdzie były 43 osoby, z czego 17 to były dzieci. Bardzo trudne warunki, ale od pierwszego dnia pomagałem, chodziłem do punktów, przynosiłem jedzenie, pomagałem z finansami. Robiłem to, co uważałem za potrzebne - wyjaśnił.
Czytaj więcej:
Czeska legenda wyzywana przez Rosjan. Zdania nie zmienia. "Trzeba ich wykluczyć"
"Nie mogą mnie wyrzucić". Rosjanka zrezygnowała z reprezentowania Ukrainy