Początek sezonu nie był udany dla Weroniki Nowakowskiej. Dwukrotna medalistka tegorocznych mistrzostw świata słabo spisała się w Ostersund, a podczas zawodów w Hochfilzen liczyła na rehabilitację za poprzednie nieudane występy.
- Ostatnie dwa tygodnie były dla mnie bardzo trudne. Nieudany Puchar Świata w Szwecji, wielka nadzieja na lepsze wyniki w ulubionym Hochfilzen i kolejny zawód. Sprint wypadł fatalnie, nie spisałam się na strzelnicy, na trasie też nie zagrało co trzeba. Po biegu pościgowym małe powody do zadowolenia mogłam mieć, choć do szczytu marzeń i ambicji jeszcze daleka droga - stwierdziła Weronika Nowakowska.
Jednak wiele pozytywów przyniosła niedzielna sztafeta. Do tego biegu Polki przystąpiły w nowym ustawieniu: rozpoczęła Magdalena Gwizdoń, a na kolejnych zmianach biegły Krystyna Guzik, Monika Hojnisz i Weronika Nowakowska, która kończyła bieg. - Sztafeta na długo zapisze się w mojej pamięci. Dostałam lekkiego szoku, kiedy wieczorem dowiedziałam się, że biegnę na ostatniej zmianie. Muszę przyznać, że wpadłam nawet w małą panikę. Teoretycznie dystans taki sam, jak na innej zmianie, robota do wykonania ta sama, ale stres i odpowiedzialność dużo wyższe - przyznała Nowakowska.
Skąd takie nastawienie polskiej biathlonistki? - Trudno było mi się z tym zmagać w momencie, gdy poczucie własnej wartości i wiara w umiejętności nie miały się najlepiej. Trzeba było jednak stawić czoła wyzwaniu - oceniła Nowakowska.
Na ostatnią zmianę Polka wyruszyła na ósmym miejscu, lecz dzięki dobremu strzelaniu (jeden dobierany pocisk) i szybkiemu biegowi awansowała na czwartą lokatę. - Pomimo ogromnego stresu, niewielkiej ilości snu i głowy kipiącej od pytań "czy dam radę?" poradziłam sobie naprawdę fajnie. Jedno doładowanie w pozycji leżącej i czyste strzelanie w stójce, później zażarta walka na ostatnim kole, meta i już tylko radość moja, koleżanek, serwisu i całego zespołu! Czwarte miejsce to mały sukces, tego nam było wszystkim potrzeba - stwierdziła Nowakowska.