- Decyzja była trudna i analizowaliśmy ją od 2-3 dni. Dzisiejszy rekonesans (w poniedziałek Adam Bielecki i Janusz Gołąb wyszli z bazy, by sprawdzić drogę do obozu pierwszego - przyp. red.) był tylko dopełnieniem. Wyszło na to, że po ośmiu dniach opadów śniegu obozy są zniszczone, a śnieg wywołał duże zagrożenie lawinowe - powiedział Krzysztof Wielicki w rozmowie z TVN24.
Kierownik wyprawy przyznał, że rozmawiał z zespołami, ale ostateczną decyzję podjął osobiście. Kierował się przede wszystkim bezpieczeństwem. Pozostali członkowie poparli Wielickiego, ponieważ sami widzieli, że zdobycie K2 jest po prostu niemożliwe.
- Mamy informacje o dużych opadach w wyższych partiach, a biorąc pod uwagę niekorzystne warunki pogodowe, były małe szanse na aklimatyzację, żeby przespać się dwie noce, wrócić do bazy na regenerację i zaatakować. Po 11 marca nie ma okna pogodowego. Musimy się poddać, to nowe doświadczenie, chociaż dla mnie już trzecie - powiedział Wielicki.
Reporter TVN24 Robert Jałocha zapytał, czy można było inaczej zorganizować wyprawę i zdobyć szczyt. Początkowo Polacy próbowali przedzierać się drogą Basków, ale później udali się na tzw. Żebro Abruzzi.
- Popełniliśmy drobne błędy, ale tak naprawdę z analizy wynika, że mieliśmy tylko cztery okna pogodowe, które i tak były bardzo krótkie. Tak jak w 1986 roku tak i teraz do szczytu było daleko. Z K2 nie jest tak prosto. Ta góra potrafi się jednak oprzeć, ale z drugiej strony skoro tak trudno jest ją zdobyć, to dlatego jest nią takie zainteresowanie. Czy wrócę? Za wcześnie o tym mówić. Najpierw trzeba bezpiecznie wrócić do domu - przyznał.
Wielicki dodał, że "koledzy są optymistami i wierzą, że wrócą". Póki co trzeba będzie poczekać kilka dni aż na miejsce przybędą tragarze, a później ruszyć 100-kilometrowym trekkingiem w kierunku Askole.
ZOBACZ WIDEO To tam mieszka na co dzień Elisabeth Revol. Reportaż WP SportoweFakty
Do historii już weszła dzięki akcji na Nanga Parbat.
Taka jest przewrotność losu, że chcieli Czytaj całość