Szef projektu "Polski Himalaizm Zimowy" Janusz Majer podkreślił w rozmowie z "Rzeczpospolitą", że dużą rolę odegrały władze, a także pomoc ze strony Pakistańczyków.
- Akcja była bardzo dobrze zorganizowana logistycznie. Media koncentrują się na ostatnim etapie, czyli wspinaczce Denisa Urubki i Adama Bieleckiego oraz dojściu do Elisabeth Revol. Kluczową sprawą było jednak uruchomienie śmigłowców, bez których nic nie udałoby się zrobić. W tym miejscu gorąco dziękuję polskiemu Ministerstwu Spraw Zagranicznych, które udzieliło gwarancji finansowych. Niezwykłą rolę odegrał też pracownik ambasady Zbigniew Wyszomirski, który praktycznie cały czas był w kontakcie z Pakistańczykami i pomógł zorganizować maszyny - zaznaczył Janusz Majer.
Nie bez znaczenia był wysiłek pilotów. - Udało się, mimo złej pogody, zmobilizować ich do podlecenia pod K2. Sami piloci robili też wszystko, żeby jak najwyżej dolecieć z polskimi ratownikami. Helikoptery normalnie tam nie lądują. Pakistańczycy byli bardzo zmotywowani, żeby nam pomóc. Ich szef powiedział przed odlotem: "pokażcie, że jesteście prawdziwymi mężczyznami."
Tomasz Mackiewicz na razie pozostał na Nanga Parbat. Niewykluczone jednak, że również on zostanie sprowadzony, bo trwają starania o kolejną akcję ratunkową.
ZOBACZ WIDEO Krewna Tomasza Mackiewicza: Może być tak, że będziemy musieli pochować pustą trumnę