W piątkowy poranek pojawiły się dramatyczne doniesienia o problemach Tomasza Mackiewicza i Elisabeth Revol. Polsko-francuski duet, przy próbie ataku szczytowego na Nanga Parbat, utknął na wysokości około 7400 metrów n.p.m. Rozpoczęcie akcji ratunkowej opóźniało się z powodu braków pieniędzy na helikopter. Ubezpieczyciel Revol nie przelał środków na komercyjny lot, do wysłania helikoptera nie kwapili się także Pakistańczycy. Wszystko przez bardzo wysokie koszty.
Od razu ruszyła zbiórka pieniędzy na przeprowadzenie akcji ratunkowej. Potrzebne było około 50 tysięcy dolarów. - Mamy zebraną już prawie całą kwotę - komentowała około godziny 11:00 żona Mackiewicza. Chwilę później gotowość do wyłożenia środków zagwarantował Witold Bańka. Minister Sportu i Turystyki poinformował, że są gwarancje środków na pokrycie kosztów akcji ratunkowej.
Mimo zgromadzonych środków i gotowości ratowników, którzy atakowali K2, akcja nie mogła ruszyć od razu. W Pakistanie zbliżał się bowiem zmrok, który uniemożliwiał jakiekolwiek działania na Nanga Parbat. Ogłoszono, że akcja ratunkowa wystartuje dopiero w sobotni poranek.
ZOBACZ WIDEO: Michał Bugno: Tomasz Mackiewicz to pasjonat
W międzyczasie dochodziły informacje o kłopotach zdrowotnych Tomasza Mackiewicza. - Sytuacja wygląda bardzo źle. Tomek ma ślepotę śnieżną i chorobę wysokościową, która uniemożliwia mu poruszanie się. Nie jest zatem w stanie zejść samemu na dół. Wraz z Elisabeth są bez snu, wykończeni, bez tlenu i w temperaturze około -60 stopni Celsjusza - przekazywała siostra polskiego himalaisty w rozmowie z TVN24. Jeszcze gorzej ma być w sobotę. Prognozy przewidują wiatr o sile 65-70 km/h - w porywach do 95. W kolejnych dniach ma wiać jeszcze mocniej.
W mediach pojawiały się sprzeczne informacje o Elisabeth Revol. Nie było jasne, czy Francuzka jest przy Tomaszu Mackiewiczu, czy też zdecydowała się na samotne zejście. Dopiero około godziny 16:30 czasu polskiego stało się pewne, że francuska alpinistka schodzi do III obozu.
Jeśli pozwolą na to warunki atmosferyczne, w sobotni poranek (godz. 8.00 czasu miejscowego, w Polsce będzie 4.00) ruszy akcja ratunkowa. Z bazy pod K2 wylecą dwa helikoptery. Na ich pokładzie znajdzie się sprzęt oraz co najmniej czterech polskich himalaistów. Zespół mają stworzyć Adam Bielecki, Piotr Tomala, Jarosław Botor i Marek Chmielarski. Wspierać ma ich ponadto Denis Urubko. - Postaramy się zrobić co w naszej mocy - zapewnia Urubko.
Wiadomo już, że ratowników czeka bardzo trudne zadanie, bowiem śmigłowiec na pewno nie wyląduje na wysokości powyżej 6000 m n.p.m. W planach jest lądowanie w bazie Diamir (4200 m n.p.m). Następnie ratownicy będą się wspinać drogą Kinshofera, korzystać poręczy pozostawionych przez jesienną wyprawę. Do miejsca, gdzie przebywa Mackiewicz, mają dotrzeć w ciągu 1,5 dnia.
Większe szanse na wyjście z sytuacji daje się Revol. Gorzej wygląda stan Mackiewicza. Kluczowa będzie najbliższa noc. - Nadzieja się tli, cały czas. Mimo że musiałby się zdarzyć cud, to nie zakładamy, że Tomek umrze - mówiła nam siostra polskiego himalaisty Małgorzata Sulikowska.
Wirtualna Polska: Nie ma zgody na hejt wobec Tomasza Mackiewicza