Żużel. Po bandzie: Złoty Kask, lekcja niewychowawcza [FELIETON]

WP SportoweFakty / Tomasz Rosochacki / Na zdjęciu: Bartłomiej Kowalski na prowadzeniu
WP SportoweFakty / Tomasz Rosochacki / Na zdjęciu: Bartłomiej Kowalski na prowadzeniu

- Nie znajduję ani jednego powodu, dla którego Przyjemski, Kowalski czy Ratajczak mieliby dostać coś za darmo. Kosztem Woźniaka, Pawlickich, Drabika, Woryny, Smektały, Musielaka, Jamroga, Fajfera... - pisze w swoim felietonie Wojciech Koerber.

"Po bandzie" to cykl felietonów Wojciecha Koerbera, współautora książki "Pół wieku na czarno", laureata Złotego Pióra, odznaczonego brązowym medalem PKOl-u za zasługi dla Polskiego Ruchu Olimpijskiego.

***

Przez branżowe media przewalił się temat reprezentacji Polski, którą na najbliższy sezon powołał Rafał Dobrucki. Jednemu brakuje tego, drugiemu tamtego. Mnie jakoś, prawdę mówiąc, kadra zbierana zimą na papierze średnio zawsze podniecała. Bo to tylko zbiór osób, które otrzymały powołanie za zasługi. Za wyróżniającą się postawę w poprzednim roku. A dziś nie mamy pojęcia, kogo w jakiej wersji ujrzymy wiosną. Nie wiemy, czy Maciej Janowski będzie w formie z 2021, czy może z 2016 roku. Albo czy Krzysztof Kasprzak będzie przypominał siebie z sezonu 2014, czy jednak bardziej z sezonu 2015. Nie wie tego ani Rafał Dobrucki, ani Marek Cieślak, ani też konsylium złożone z Mirosława Kowalika, Jana Krzystyniaka i Neila Middleditcha na dokładkę.

W świecie futbolu selekcjonerzy nie powołują reprezentacji na cały rok, tylko na każdą najbliższą imprezę. Lub każdy najbliższy mecz.

ZOBACZ WIDEO Żużel. Wadim Tarasienko wyjaśnił, dlaczego ZOOleszcz GKM postawił na niego

Zawsze miałem przekonanie, że reprezentantem Polski nie staje się ten, kto zimą dostanie powołanie na papierze, lecz ten, kto wiosną wywalczy to sobie na torze i przebije się do rozgrywek na szczeblu globalnym lub chociaż kontynentalnym. Na które uda się wyposażony w biało-czerwony plastron. Kiedy jednak nastał Rafał Dobrucki, trochę się zmieniło.

Nie zamierzam podważać ani jednego nazwiska z listy wskazanej przez selekcjonera. O żadne inne nie zamierzam się też upominać. Wreszcie nie razi mnie odchudzenie kadry, bo ilu my tych reprezentantów potrzebujemy do tworu pt. Speedway of Nations? Nie około trzydziestu, lecz około trzech. No i jestem ostatni, by posądzać Rafała Dobruckiego, że nie wybrał tych wedle swojej oceny najlepszych. W końcu ci wybrani mają pracować na niego i na jego pozycję.

Jednego nie mogę jednak zrozumieć. Dlaczego odstąpiono od najsprawiedliwszej formuły wyłaniania reprezentantów Polski i zaniechano eliminacji do Złotego Kasku, a finalistów jednoosobowo wskazuje trener. To przecież wbrew duchowi sportu.

Stwierdzenia tego typu, że selekcjoner wybierze finalistów spośród powołanych przez siebie reprezentantów sprawia, że my, de facto, nie znamy reguł gry. Bo wiemy tyle, że kadrowiczów jest obecnie dwunastu. W tym aż siedmiu młodzieżowców. I co? To oznacza, że mamy już 3/4 listy startowej? Że każdy z powołanych juniorów w tym Złotym Kasku pojedzie? A jeśli tak, to dlaczego i w nagrodę za co?

Na takich chłopaków jak Wiktor Przyjemski czy Damian Ratajczak mogę patrzeć bez końca i z szerokim uśmiechem na ustach. Czysta PRZYJEMNOŚĆ.

Przy czym nie znajduję ani jednego powodu, dla którego mieliby oni dostać coś za darmo. Kosztem Szymona Woźniaka, braci Pawlickich, Maksyma Drabika, Kacpra Woryny, Bartosza Smektały, Tobiasza Musielaka, Jakuba Jamroga, Oskara Fajfera i wielu, wielu innych, którzy mają marzenia. Gleba Czugunowa nie wyłączając. Przecież gdy rezygnował on z ostatniej szansy na tytuł IMŚJ, przejmując polskie obywatelstwo, tłumaczył, że ma w życiu bardziej ambitne cele sięgające cyklu Grand Prix. A tu zostaje odstrzelony już na etapie krajowych kwalifikacji?

A jeśli nie każdy z powołanych młodzieżowców ma się jednak pojawić w finale Złotego Kasku, to pytanie rodzi się identyczne. Dlaczego akurat ten, a tamten już nie? I kto w zamian? Dlaczego, dla przykładu, Woryna, a nie Smektała? Nie byłoby lepiej, gdyby chętni mogli to sobie rozstrzygnąć między sobą na torze? Z pewnością nie rodziłoby to niepotrzebnych pretensji, podejrzeń i pomówień.

Czy Bartkowi Kowalskiemu miejsce w finale Złotego Kasku należy się bardziej niż Norbertowi Kościuchowi? Chłopakowi, który do tej pory pokonał w PGE Ekstralidze kilku rówieśników i jednego seniora? To nic innego jak lekcja niewychowawcza. Bo należy to mu się miejsce w eliminacjach Srebrnego Kasku. A resztę trzeba sobie wywalczyć. W eliminacjach Złotego Kasku, w konfrontacji ze starymi wygami, również bym go chętnie zobaczył. W eliminacjach, nie w finale! O ile tylko wciąż by istniały.

Wszelkie żużlowe kwalifikacje, jak to w motorosporcie, bywają dla uczestników pechowe i brutalne. I choćby z tego względu selekcjoner winien mieć wpływ na ostateczny kształt narodowej drużyny, którą wysyłamy w świat, by sławiła imię kraju. Niech do swojej dyspozycji ma i trzy dzikie karty. Poczuje potrzebę - wykorzysta wszystkie. Nie poczuje - skorzystają pierwsi przegrani. To chyba optymalny układ. Przy jednym wszakże założeniu. Że finał poprzedzony jest uczciwą rywalizacją, zatem decyduje sport, a nie wskazanie palcem.

Wojciech Koerber

Zobacz także:
Żużel kosmiczny! Max Fricke dokonał tutaj rzeczy niemal niemożliwej!
Krzysztof Kuczwalski jednym z kilku takich w historii Apatora. Uczył się od Jonssona, ale najbardziej podziwiał Penhalla

Źródło artykułu: