Żużel. Po bandzie: Uwaga na IMP po nowemu! [FELIETON]

WP SportoweFakty / Jakub Brzózka / Na zdjęciu: Piotr Pawlicki na prowadzeniu
WP SportoweFakty / Jakub Brzózka / Na zdjęciu: Piotr Pawlicki na prowadzeniu

Co zatem zrobić, by cykl IMP pozostał sprawą prestiżową od początku do końca dla wszystkich jego uczestników? Byśmy uniknęli zdarzeń wstydliwych i mało sportowych? - zastanawia się w swoim felietonie Wojciech Koerber.

W tym artykule dowiesz się o:

"Po bandzie" to cykl felietonów Wojciecha Koerbera, współautora książki "Pół wieku na czarno", laureata Złotego Pióra, odznaczonego brązowym medalem PKOl-u za zasługi dla Polskiego Ruchu Olimpijskiego.

***

Życie bywa przewrotne - słyszymy bardzo często. A jeśli życie, to i sport. Więc również żużel. I nie jest to żadna przestarzała półprawda, tylko fakt najprawdziwszy. No bo spójrzmy, jak się nam w speedwayu rzeczywistość przewróciła. Dawno, dawno temu mieliśmy jeden finał Indywidualnych Mistrzostw Polski i kilka (osiem) finałów Złotego Kasku. A teraz? Przed nami jeden finał Złotego Kasku i kilka (trzy) finałów IMP-u.

Już dawno temu pogodziłem się z faktem, że we współczesnym sporcie, zależnym od telewizji, niekoniecznie musi być sprawiedliwie, natomiast z pewnością musi być atrakcyjnie. Aż do samego finału. Choć akurat rezygnacja z jednodniowych finałów IMŚ na rzecz cyklu Grand Prix temu przeczy. Bo obecnie globalny champion nie może być z przypadku. Musi to sobie wypracować, o ile nie mamy pandemii, od maja do października.

A teraz w podobnej formule będziemy wyłaniać mistrzów krajowego podwórka. Co ma dobre i złe strony. Dobre, ponieważ zmniejszamy przypadkowość, bierzemy poprawkę na złośliwość rzeczy martwych i ewentualne pomyłki organizmów żywych, czy to zawodniczych czy sędziowskich. Bo jedna taka w kluczowej fazie zawodów o niczym jeszcze nie przesądza. Natomiast tracimy magię wyjątkowej, tej jedynej wieczerzy, zupełnie jak w przypadku dawnych finałów IMŚ. Czy tylko to tracimy?

Żużel kiedyś i żużel dziś to dwie różne dyscypliny. Kiedyś sprzęt i mechanika podstawiał klub, a na życie dawał zakład pracy, np. Przędzalnia Czesankowa Wełnopol w Częstochowie. Więc jeździło się dla sławy. I dla serc niewieścich. A dziś? Motocykl i cały osprzęt trzeba kupić za swoje. A mechanika za swoje zatrudnić. No i ta Przędzalnia Czesankowa nie funduje już lewych etatów. Zatem trzeba swoje zarobić, bo za friko jeżdżą dziś tyko frajerzy.

ZOBACZ WIDEO Indywidualne Mistrzostwa Polski w zmienionej formule. Majewski: To będzie nowa jakość 

Nie wiem, jak bardzo będzie nam doskwierać brak jednodniowego finału IMP. Jednym bardziej, innym mniej. Natomiast gdy chodzi o nową formułę imprezy, obawę mam jedną. Jaką motywację znajdą w sobie przed trzecim turniejem, albo już w połowie drugiego, ci, którzy do tej pory jeździli z napisem "koniec wyścigu"? Co trzeba zrobić, by chciało im się jeździć, nie dotykać taśmy, nie markować defektów i nie zgłaszać nagłego zasłabnięcia?

Oczywiście, wśród zawodników wciąż są nie tylko pracownicy żużlowi - ci do eliminacji często w ogóle nie przystępują - ale też prawdziwi sportowcy. Taki był m.in. Tomek Jędrzejak. W 2018 roku nie mógł przeboleć, że to nie on, tylko drugi rezerwowy Marcin Nowak wskoczył w ostatniej chwili do składu leszczyńskiego finału za "niedysponowanego" Maksyma Drabika. I tak jak Tomasz stronił raczej od kontaktów z mediami, tak wtedy, w parku maszyn przed zawodami, sam mnie zaczepił i z tym swoim dzikim wzrokiem próbował zainteresować tematem. Wierzył, że uda się jeszcze narobić rabanu, sprawę odkręcić i kolegę Nowaka pozostawić na rezerwie, a samemu wskoczyć do głównej karty walk. Tak go zżerała ambicja.

Paweł Waloszek, Marek Cieślak, Jerzy Szczakiel, Henryk Glücklich, Piotr Świst... To tylko kilka wielkich nazwisk, którym nie udało się nigdy zostać indywidualnym mistrzem Polski. Bartek Zmarzlik wypisał się z tej ekipy przed rokiem. A Jan Mucha? Dwukrotny medalista DMŚ i czterokrotny finalista IMŚ. Do finału IMP dostawał się dwunastokrotnie, lecz, ciekawostka, ani razu nie stanął na pudle. Na żadnym stopniu. Taki zawodnik!

Z rzeczy ważnych w polskim żużlu zostały już tylko liga oraz finał IMP właśnie. Złoty Kask i Mistrzostwa Polski Par Klubowych główni aktorzy mają gdzieś. Co zatem zrobić, by cykl IMP pozostał sprawą prestiżową od początku do końca dla wszystkich jego uczestników? Byśmy uniknęli zdarzeń wstydliwych i mało sportowych? Nie sądzę, by rozwiązanie należało zapożyczać z cyklu Grand Prix i pierwszą szóstkę czy też ósemkę z bieżącej edycji rozgrywek przerzucać automatycznie do przyszłorocznej.

Nie w żużlu takie numery. Tu, podobnie jak w skokach narciarskich, sezon sezonowi nierówny i nigdy nie wiadomo, kto z jaką formą wyskoczy przy nowym rozdaniu. Pod tym względem rywalizację o IMŚ biją na głowę... PGE Indywidualne Międzynarodowe Mistrzostwa Ekstraligi. Gdybyście mnie zapytali o najlepiej obsadzoną imprezę na świecie, z miejsca bym odpowiedział, że IMME. Bo startuje szesnastu najlepszych z najlepszej ligi świata. Najlepszych tu i teraz. W tym sezonie i w tym momencie. Ale to, jak się okazuje, żadna recepta na sukces.

Więc co może uchronić IMP? To w sumie proste. Otóż każdy punkt musi mieć swoją wartość. Jak w lidze. Skoro mamy na tworzenie nowych etatów w klubach i na U24 Ekstraligę, to musimy też mieć na nową formułę IMP. Bo w sporcie musi być stawka.

A najlepiej, gdy jest to stawka pieniężna. Takie nastały czasy.

Wojciech Koerber

Zobacz także:
Piotr Protasiewicz o magii Falubazu, słowach Dowhana i odejściu Dudka
Awantura o kasę. Najlepsza liga świata pominięta?

Źródło artykułu: