W tej historii nie ma żadnych oczywistości. Jason Doyle nie od razu prezentował wyborną formę i bardziej zmierzał w kierunku ligowego średniaka, niż kandydata na mistrza świata. Nawet w Wielkiej Brytanii, gdzie zawodnicy z Australii lądują w pierwszej kolejności po przylocie z ojczyzny, długo pałętał się po niższych klasach rozgrywkowych.
Podobnie było w Polsce. Gdy kontraktowali go działacze z Rawicza, Gniezna czy Piły, to nawet nie przypuszczali, że pewnego dnia ten zawodnik powalczy o mistrzostwo świata. Tymczasem Doyle pokazał, że na światowe salony można się wbić nawet jako 30-latek. Wystarczy odrobina determinacji i dobry sprzęt.
Upadek tuż przed szczytem
Był rok 2014, gdy dość niespodziewanie Jason Doyle okazał się najskuteczniejszym zawodnikiem 1-ligowych rozgrywek w Polsce w barwach Orła Łódź. Wtedy też wywalczył przepustkę do mistrzostw świata Speedway Grand Prix. To otworzyło mu bramy do żużlowego raju. Już w pierwszym sezonie startów w SGP został piątym najlepszym jeźdźcem na świecie. Najlepsze było jednak dopiero przed nim.
ZOBACZ WIDEO Gala PGE Ekstraligi, czyli gwiazdy najlepszej żużlowej ligi świata
Cztery zwycięstwa i dwa drugie miejsce - sezon 2016 układał się pod dyktando Doyle'a, który na dwa turnieje przed końcem zmagań wydawał się pewniakiem do tytułu mistrza świata. Jednak już w pierwszym wyścigu zawodów w Toruniu miał fatalny upadek.
Doyle nie zdobył punktów w Toruniu, nie był w stanie też polecieć na ostatnią rundę do Melbourne. "Moje lewe płuco jest przebite, a prawe jest mocno poobijane. Prawy łokieć również jest obity, a lewe ramię się przemieściło. Nie jestem w stanie latać samolotami z powodu urazu płuc" - napisał wtedy na Facebooku.
Zamiast odbierać puchar mistrzowski, Doyle przez kilka tygodni rehabilitował się w szpitalu w Toruniu. W klasyfikacji mistrzostw z niemal pewnego pierwszego miejsca spadł na piąte.
Doyle upada po raz drugi, ale wchodzi na szczyt
Fatalny wypadek nie załamał Australijczyka. Doyle poświęcił zimę przed sezonem 2017 na rehabilitację i powrócił do zmagań o mistrzostwo świata podwójnie zmotywowany. Jednak szybko zły los dał o sobie przypomnieć. Już w czerwcu w polskiej PGE Ekstralidze żużlowiec zanotował poważny upadek. Diagnoza brzmiała niczym wyrok. Pęknięcie dwóch kości śródstopia.
W normalnych okolicznościach człowiek przez pewien czas leżałby w łóżku, zapomniałby o wszelkiej aktywności sportowej, ale żużlowcy niejednokrotnie pokazywali, że są ulepieni z innej gliny. Doyle, ledwie kilka dni po operacji, wyszedł do prezentacji zawodów w Horsens o kulach. Zajął w nich drugie miejsce.
- Sytuacja jest wręcz niewiarygodna. Nie przypominam sobie czegoś podobnego. We wtorek miał operację, wstawione śruby. Do tego rany pooperacyjne. Dla mnie to jest wręcz nie do pomyślenia, że on dał radę jechać i to jeszcze jak jechał - komentował wtedy Jacek Frątczak, były żużlowy menedżer i ekspert.
Kule stały się wtedy atrybutem Doyle'a. Wychodził do nich na prezentację, przemieszczał się po parku maszyn. Nieraz publikował w mediach społecznościowych zdjęcie kontuzjowanej stopy. Wskutek nadludzkiego wysiłku rany w ogóle się nie goiły. - Są zawodnicy, którzy robią dramat z tego, jakie trudy muszą znosić, że są kontuzjowani. To ciągłe obnoszenie się z kontuzją mi się nie podobało. Bo w Grand Prix Doyle był fantastyczny, a w lidze zdarzały mu się słabe mecze - wspomina po latach Jan Krzystyniak, były zawodnik Falubazu Zielona Góra i Unii Leszno.
Zielonogórzanie z Doylem w składzie, choć wygrali rundę zasadniczą PGE Ekstraligi, sezon 2017 zakończyli poza podium. Przyczyniły się do tego m.in. słabe wyniki Australijczyka. W dwóch meczach półfinałowych zdobył on łącznie tylko 11 punktów.
Spadku formy nie było widać w mistrzostwach świata. Tam Doyle miał piorunującą końcówkę. Z 163 punktami sięgnął po tytuł. Drugi Patryk Dudek miał ich tylko 141. - Na wynik w żużlu składa się zawodnik i sprzęt. Widzimy to w tym roku, gdy mistrzem świata został Łaguta. Doyle w tamtym okresie też miał niesamowite motocykle. Zaraz po starcie odjeżdżał rywalom i tyle go widzieli. To robiło różnicę - uważa Krzystyniak.
Czy Doyle'a stać jeszcze na sukces?
Teza o szybkim sprzęcie może być właściwa, jeśli popatrzymy na kolejne lata Doyle'a w SGP. Chociaż ostatnio omijają go kontuzje, to nie jest w stanie włączyć się do walki o tytuł mistrzowski. Również w PGE Ekstralidze nie widać u Australijczyka tego błysku, co wcześniej.
W sezonie 2021 zawodnik z Antypodów trafił do Fogo Unii Leszno - klubu wymarzonego przez Australijczyków, gdzie swoją legendę napisał Leigh Adams. Ten spędził w Wielkopolsce 15 lat, mimo ofert z wielu innych drużyn.
"Miałem szczęście dostać szansę w tym utytułowanym klubie. Gdy zacząłem starty w Polsce w Rawiczu, po pierwszym spotkaniu pojechałem do Leszna i marzyłem, by pewnego dnia to był mój klub. Marzenie stało się rzeczywistością" - napisał Doyle po sezonie 2021 na Instagramie.
W barwach leszczyńskich "Byków" australijski zawodnik znacząco poprawił swoją średnią (z 2,000 na 2,253). Do pełni szczęścia zabrakło sukcesu drużynowego i indywidualnego. Fogo Unia po raz pierwszy od lat nie zdobyła medalu w PGE Ekstralidze, a Doyle nie załapał się do czołowej szóstki mistrzostw świata.
Sezon 2022 może być dla Doyle'a kluczowy. Zbliżając się do 37. urodzin, będzie miał jedną z ostatnich okazji, by znów osiągnąć żużlowy Olimp. - On w tym roku uratował Unię, bo przy słabej formie Pawlickiego i Sajfutdinowa wyrósł na lidera tej drużyny. Bez niego drużyna nie byłaby nawet w play-offach - ocenia Krzystyniak. W przyszłym roku zadanie będzie trudniejsze, bo leszczynianie będą dysponować słabszą kadrą.
Czytaj także:
Najpierw zbudowali duży biznes, teraz podbijają sportowe areny
Marcin Gortat wesprze młody talent. "Byłem tym bardzo zaskoczony"