W pierwszych zawodach w stolicy Czech dwukrotny Indywidualny Mistrz Danii zaprezentował się nie najlepiej, kończąc je na 13. miejscu i zdobywając cztery punkty. Dzień później brał udział w groźnie wyglądającym upadku, gdy w wyścigu otwierającym drugi turniej zapoznał się z nawierzchnią praskiego toru razem ze swoim kolegą klubowym z Moje Bermudy Stal Gorzów, Martinem Vaculikiem. Sobotni zawody zostały jednak przerwane z powodu opadów, a Thomsen w pełni wykorzystał szansę na lepszy rezultat, gdy deszcz ustał i ostatecznie w drugiej rundzie rywalizowano już w niedzielne popołudnie.
Na inaugurację turnieju Duńczyk ponownie upadł, a w powtórce biegu zanotował defekt. W kolejnych trzech wyścigach zgromadził osiem punktów i w awansie do półfinału nie przeszkodziła mu nawet "świeca", którą postawił w ostatniej odsłonie serii zasadniczej. Ostatecznie zawody zakończył na ósmej pozycji, dopisując do swojego dorobku 9 punktów.
Po upadku był w stanie pokonać najlepszych zawodników dnia
Jednym z ciekawszych momentów z udziałem Thomsena był bieg 12. Wtedy to reprezentant Danii za swoimi plecami przywiózł trzech późniejszych finalistów turnieju, mianowicie Emila Sajfutdinowa, Artioma Łagutę i Macieja Janowskiego. Rywale jak widać byli wówczas najmocniejsi, jednak udało mu się wytrzymać presję i dowieźć do mety cenne zwycięstwo.
ZOBACZ WIDEO Żużel. Lindgren wbija szpilę Madsenowi. Rozmowa ze Świderskim? Bez komentarza
Zawodnik przyznaje, że wspomniane upadki sprawiały mu trochę bólu po zakończeniu rywalizacji. Był jednak bardzo zadowolony z pierwszego w historii awansu do półfinału turnieju, który wywalczył jako pełnoprawny uczestnik cyklu SGP.
- Naprawdę się z tego cieszę. Sądzę, że adrenalina prowadziła mnie w czasie kolejnych wyścigów. Tego dnia pokonałem kilku najlepszych zawodników, tych którzy później znaleźli się w finale. To dla mnie naprawdę coś znaczącego i sprawiło mi to radość. To był mój pierwszy półfinał. Mamy z teamem zatem coś, na czym możemy się oprzeć i skoncentrować. Po pierwszym niedzielnym biegu zmieniłem motocykle i właściwie znalazłem całkiem dobre ustawienia. Czułem, że miałem odpowiednią szybkość - mówi o swoim debiutanckim weekendzie w cyklu Anders Thomsen, dla speedwaygp.com.
Bardzo nietypowe wydarzenie, spowodowane urazem dłoni
Zawodnik gorzowskiej Moje Bermudy Stali zakończył 20. wyścig jednym z najdziwniejszym upadków, gdy postawiło mu motocykl zaraz po zwolnieniu taśmy. Tego typu sytuacje na poziomie mistrzostw świata zdarzają się niezwykle rzadko. Thomsen dodaje jednak, że uderzenia w ramię, zarówno w sobotę, jak i w niedzielę, nieco ograniczyły jego zdolność do kontrolowania sprzęgła.
- Dosyć mocno uderzyłem się w łokieć, który wcześniej był już złamany. Był on operowany, a gdy uderzysz w coś, co ma w sobie metal, to zawsze pogarsza sprawę. Nie miałem zbyt dużo siły w dłoni. Gdy ponownie wylądowałem na moim ramieniu i ręce, była ona dosyć spuchnięta. Dlatego tak naprawdę nie mogłem utrzymać sprzęgła, gdy startowałem z czwartego pola - podkreślił.
Nie dość, że na tym poziomie rywalizacji takie zdarzenia mają miejsce niezbyt często, to jak przyznaje sam zainteresowany, jego spotkało to po raz pierwszy w karierze.
- Upuściłem motocykl, a nigdy wcześniej w swoim życiu tego nie zrobiłem w ten sposób. Mogło to wyglądać, jak mój pierwszy raz na motorze, nie miałem jednak wystarczająco siły, aby utrzymać sprzęgło. Adrenalina poprowadziła mnie przez to Grand Prix. Gdy zakończył się ostatni wyścig czułem się naprawdę źle. Bolało mnie nie tylko w jednym miejscu - były to ramię, ręka, łokieć i żebra. Gdy lądujesz na ramieniu, ból odczuwalny jest również w plecach - zakończył, wyjaśniając zdarzenia z Pragi, Anders Thomsen.
Czytaj także:
Mocne słowa prezydenta Leszna. Jest odpowiedź PGE Ekstraligi!
Były zawodnik Unii nie ma wątpliwości. Ocenił szanse leszczynian na tytuł