Gdy pierwsi zagraniczni żużlowcy pojawiali się w Polsce, niejednokrotnie mieli problem z wymienieniem nazwy klubu czy miasta, który reprezentują. W latach 90. zdarzało się, że na lotnisko podjeżdżała po nich taksówka, zawodnik odjeżdżał mecz, inkasował sowitą pensję i wracał do siebie. Taki obrazek już dawno jest nieaktualny.
Polska stała się centrum żużlowego świata, to tutaj gwiazdy zarabiają największe pieniądze, a rywalizacja w PGE Ekstralidze jest koniecznością w przypadku chęci osiągania sukcesów. Wraz ze wzrostem znaczenia naszych rozgrywek zmieniły się nastawienia zawodników. Ci coraz częściej dostosowują wszystko pod rozgrywki w naszym kraju. Efekt? Część z nich wybiera Polskę jako miejsce zamieszkania.
Mała Moskwa
Niegdyś określeniem "mała Moskwa" nazywano Legnicę, a wszystko za sprawą funkcjonującego tam garnizonu wojsk radzieckich. W świecie żużlowym można by tak nazwać Bydgoszcz, a wszystko za sprawą zawodników, którzy wybrali sobie miasto w województwie kujawsko-pomorskim do codziennego życia.
ZOBACZ WIDEO Jest objawieniem PGE Ekstraligi, ale ma problem ze zrobieniem... pompki. Wszystko przez jeden upadek
W Bydgoszczy funkcjonują m.in. Emil Sajfutdinow, Artiom Łaguta, Wadim Tarasienko, Aleksandr Łoktajew i Andriej Kudriaszow. W pobliżu mieszka też Wiktor Kułakow. - Nie wiem, co ma w sobie Bydgoszcz, że tak przyciąga rosyjskich żużlowców - mówi Sajfutdinow, który swoje starty w Polsce rozpoczynał właśnie od tamtejszej Polonii.
- To jest takie centrum żużla. Tutaj jest też sklep żużlowy i wszyscy tu przyjeżdżają, robią zakupy przed sezonem. Dlatego chłopacy przyjeżdżają i później już zostają - dodaje zawodnik Fogo Unii Leszno, który nie ukrywa, że ma kontakt ze swoimi rodakami, nawet jeśli w sezonie nie ma zbyt wiele wolnego czasu na spotkania i rozmowy pomiędzy żużlowcami.
Spora część Rosjan zamieszkująca w Bydgoszczy ma stamtąd mechaników. Sajfutdinow czy Łaguta mogą obecnie pochwalić się również polskim obywatelstwem, co ułatwia im podróżowanie po Europie, bo jako Rosjanie musieliby spełniać wymogi dotyczące chociażby wiz. Ich dzieci chodzą do polskich przedszkoli i szkół, rozmawiają po polsku. To wszystko dzięki żużlowi.
- Od żużlowców z Rosji czy Ukrainy się zaczęło. Dla nich byliśmy Zachodem, lepszym światem. Życie w Polsce na przestrzeni lat stało się wygodne. My może tego nie widzimy na co dzień, ale kraje Zachodu niejednokrotnie oferują to samo, a są droższe. Powinno się mieszkać w takim państwie, w którego walucie się zarabia. Taka jest moja zasada - mówi Marta Półtorak, za czasów której szansę w Stali Rzeszów dostał Andrij Karpow.
Już nie tylko Rosjanie
Przeprowadzka Rosjan do Polski nikogo przez lata w polskim środowisku żużlowym nie dziwiła. Chociażby ze względów logistycznych. Władywostok, gdzie rozgrywane są mecze ligi rosyjskiej, oddalony jest od Polski o ponad 10 tys. km. Saławat, z którego chociażby pochodzi Sajfutdinow, dzieli od naszego kraju ponad 3,5 tys. km. W trakcie sezonu podróżowanie na linii Polska-Rosja jest zatem nieopłacalne - czasowo i finansowo.
Jednak obecnie jesteśmy świadkami zupełnie nowego zjawiska. Do Polski przeprowadzają się bowiem również gwiazdy z Zachodu. Od kilkunastu miesięcy dom we wrocławskiej Długołęce posiada Tai Woffinden. Jesienią jedna z córek trzykrotnego mistrza świata ma rozpocząć edukację w stolicy Dolnego Śląska.
- Z perspektywy sportowej, to najlepsza decyzja, jaką mogliśmy podjąć jako rodzina. Z perspektywy rodziny, tak samo. Najtrudniejsza jest bariera językowa, choć może dla mnie niekoniecznie, bo rozumiem już większość słów po polsku. Jednak mieszkanie we Wrocławiu ułatwia kwestię rozgrywania spotkań, treningów czy obozów - mówił ostatnio Woffinden w podcaście "Talking Dirt".
Woffinden od dekady jest wierny Betard Sparcie Wrocław. Nawet gdy kuszono go znacznie lepszymi ofertami z innych klubów, grzecznie odmawiał. Brytyjczyk chwalił sobie m.in. połączenia lotnicze ze stolicy Dolnego Śląska do Wielkiej Brytanii. Aż w końcu postanowił mieć rodzinę bliżej siebie. - Jeśli mamy mecz i wyjeżdżam, to zamiast być poza domem przez trzy lub cztery dni, to po prostu wracam ze spotkania i jeszcze tego samego dnia jestem z bliskimi - wyjaśniał lider Betard Sparty.
Zdaniem Półtorak, wpływ na decyzję Woffindena mógł mieć też fakt, że Wielka Brytania nie należy już do Unii Europejskiej. - Kiedyś dysproporcja między Wielką Brytanią w Polską była spora. Teraz tego już nie ma. Do tego kraj jest poza UE, przez co trudno podróżować w dobie COVID-19. Nie dziwię się zatem Taiowi, że chciał być z rodziną. Ludzie w zasadzie mieszkają tam, gdzie pracują, a sport żużlowy to przecież dla tych chłopaków praca - komentuje była prezes Stali Rzeszów.
Tendencja będzie się nasilać
Była prezes i sponsor klubu z Rzeszowa uważa, że coraz częściej zagraniczne gwiazdy będą wybierać mieszkanie w Polsce. Chociażby ze względu na pieniądze w PGE Ekstralidze, które od przyszłego roku staną się jeszcze atrakcyjniejsze za sprawą nowego kontraktu telewizyjnego, wartego o kilkanaście milionów złotych więcej niż poprzedni.
Potwierdzeniem słów Półtorak może być decyzja Fredrika Lindgrena. Brązowy medalista mistrzostw świata postanowił wybudować dom w Częstochowie. Wspiera go przy tym jeden ze sponsorów Eltrox Włókniarza Częstochowa. Przypadek Szweda jest dość oryginalny, bo od kilku lat nie mieszkał on już w ojczyźnie, a w Andorze. Na półwyspie Iberyjskim miał świetne warunki do treningów i życia. Mimo to, postanowił zainwestować we własne lokum w naszym kraju.
- Zmienia nam się klimat. Mamy coraz częściej upalne lata, które niczym nie odbiegają od tych w Hiszpanii. Trochę nie doceniamy własnego kraju, bo uważam, że warunki do życia mamy lepsze niż na półwyspie Iberyjskim, który został dotknięty kryzysem COVID-19 - ocenia Półtorak.
Dla Lindgrena trudny był już rok 2020. Pandemia koronawirusa sprawiła, że wraz z małżonką pojawił się w Polsce. Carolina Jonasdotter oczekiwała dziecka i ostatecznie zdecydowała się na poród w naszym kraju. - Moja żona poradziła sobie sama w obcym kraju. Jest niewiarygodnie silną kobietą i jestem z niej dumny. Brakuje mi słów, by pochwalić ją za to, co zrobiła i wciąż robi dla mnie - chwalił później Lindgren swoją wybrankę życiową.
- Zawodnik ma życie prywatne i chce mieć rodzinę u siebie. Niektóre decyzje o przeprowadzce do Polski będą przyspieszane przez COVID-19. Obecnie tak naprawdę przeszkodą może być tylko język, ale coraz więcej Polaków mówi płynnie po angielsku. Z kolei żużlowcy wyłapują słówka po polsku i często są w stanie zrozumieć, co się do nich mówi w naszym języku. Wyjątek dotyczy jedynie Runego Holty - podsumowuje Półtorak, nawiązując do Norwega z polskim paszportem, który od lat nie nauczył się naszego języka.
Czytaj także:
Temat opon znowu wzięty na tapet
Jaimon Lidsey opowiada o trudnym początku sezonu