Żużel. Za i przeciw. ROW na ostrym wirażu. Kibice tracą cierpliwość, a krawiec kraje, ile mu materii staje

WP SportoweFakty / Arkadiusz Siwek / Na zdjęciu: trening PGG ROW-u Rybnik
WP SportoweFakty / Arkadiusz Siwek / Na zdjęciu: trening PGG ROW-u Rybnik

Ktoś złośliwy powie, że tutaj pomoże już tylko modlitwa. Nie zadawane są pytania w stylu, czy ROW jakimś cudem się utrzyma, tylko, czy licznik w przekroju całego sezonu ruszy z zera. Aczkolwiek w Rybniku nie podpisano umów z przypadkowymi grajkami.

Zacznę słowami z czwartkowego magazynu Bez Hamulców. W Rybniku, jak na Titanicu. Każdy bawi się po różnych stronach przeciekającego statku i trudno uciec od jednoznacznej opinii, że katastrofa zbliża się nieuchronnie.

Darek Ostafiński ucelował mnie w programie, rzucił żebym zaprzestał oglądania filmów katastroficznych i przerzucił się na coś weselszego. Tylko, że włączając spotkania PGG ROW-u nie jest do śmiechu ani mnie, ani kibicom, ani zawodnikom, ani trenerom etc.

Prezes klubu Krzysztof Mrozek zapowiadał, że choć jego zespół jest spisywany na straty, w drużynie ma samych walczaków i żołnierzy. Zawodników, którym od kręcenia gazem będą pocić się manetki. Problem w tym, że na razie, ale pocą to się oczy ze zmęczenia od wyczynów beniaminka. Zespół jest w rozsypce i to dosłownie. Kontuzje dopadły podstawowych juniorów, a po wtorkowym meczu w Grudziądzu Andrzeja Lebiediewa.

ZOBACZ WIDEO Piękne wyścigi i groźne upadki. Zobacz kronikę 2. kolejki PGE Ekstraligi

Już przed sezonem dyskutowano w gronie ekspertów, że z tym składem ROW nie ma czego szukać w PGE Ekstralidze. Padały argumenty, że drużynę złożono z samych żużlowców nadających się co najwyżej do drugiej linii i zapisanie jakichkolwiek punktów do ligowej tabeli będzie osiągnięciem sensacyjnym.

Zawodnicy zaprzeczali. Powoływali się na wyświechtaną formułę, że wszystko zweryfikuje tor. Nawet się cieszyli, że zrzucono ich na dno, oderwano od czci i wiary. Po dwóch kolejkach tor powiedział "sprawdzam". Wcześniej, pomni casusem innego nowicjusza Motoru Lublin dawaliśmy sobie bufor, wentyl bezpieczeństwa. Powoli jednak zaczynamy dochodzić do wniosku, że nic dwa razy się nie zdarza.

Ktoś złośliwy powie, że tutaj pomoże już tylko modlitwa. Nie zadawane są pytania w stylu, czy ROW jakimś cudem się utrzyma, tylko, czy licznik w przekroju całego sezonu ruszy z zera. Trudno znaleźć punkty zaczepienia, aczkolwiek w ROW-ie naprawdę nie podpisano umów z przypadkowymi grajkami, co trzęsą portkami przed gwiazdami. Gdyby zsumować im do kupy tytuły i medale z poważnych imprez, uzbierałaby się solidna gablota z trofeami.

Przebłyski miewa Vaclav Milik, rozkręcał się Lebiediew, ale złamał nogę. kapitan Kacper Woryna ma predyspozycje do liderowania, ale musi wyeliminować chimeryczność. Roberta Lamberta ponosi jeszcze młodzieńcza, ułańska fantazja, co nie zmienia optyki, że w rybnickim koglu-moglu wygląda najsolidniej. Tym bardziej trudno zrozumieć, iż jest przetrzymywany do drugiej serii i nie w pełni wykorzystywany. Z MrGarden GKM-em wręcz powinien pojechać sześć razy, a dostał biegów pięć. W końcówce goniono go na złamanie karku.

Gość Adrian Miedziński raczej nie będzie zbawicielem na miarę Jarosława Hampela, którego trener Kędziora już wpisywał powoli do programu swojego zespołu. Torunianin nie zacznie nagle trzaskać dwucyfrówek, skoro nawet najlepszy polski menedżer Marek Cieślak rzucał go w ostatnich latach we Włókniarzu na doparowego. Nie ten rozmiar kapelusza.

Zawodnicy marzący o dalszych występach w PGE Ekstralidze muszą zdawać sobie sprawę, każdym biegiem walczą o swoją przyszłość. Dla niektórych, to ostatni dzwonek, aby pokazać, że to nie są dla nich za wysokie progi. Później zginąć w czeluściach niższych poziomów jest bardzo łatwo. Paru turlało się na nazwisku aż wreszcie cierpliwość prezesów sięgnęła granic.

W mediach społecznościowych trwa krucjata wobec rządów Mrozka. Kibice tracą do niego zaufanie. Nie dają wiary w słowa, obarczają go winą za całą degrengoladę w klubie. Trudno zresztą, żeby było inaczej, skoro on chwyta za stery na tym statku. Lista grzechów rośnie z szybkim tempie. Od rzeczy błahych po bardzo poważne. Wszystkich nie będziemy teraz wyliczać. Nie ma to najmniejszego sensu. Wiadomo, że atmosferę nakręcają wyniki. Tych nie ma i mleko z miski rozlewa się strumieniami.

Żeby wziąć nieco w obronę wszędobylskiego szefa ROW-u krawiec kraje ile mu materii staje. Można mu zarzucać, że porwał się z motyką na słońce, szedł po trupach do celu, aby zaspokoić ambicje swoje, ale i sympatyków drużyny z Górnego Śląska. Mrozek zawsze podkreśla, że porusza się w określonych ramach finansowych, których nigdy nie przekroczy. Życie na krechę to nie u niego. Dlatego m.in. brał udziału w licytacji o Hampela.

Podejście racjonalne, ale zobaczymy, czy sprawdzi się na podsumowaniu sezonu 2020. Z boku przygląda się i wnioski wyciąga jeden z głównych sponsorów - prezydent Piotr Kuczera. Rybnicki żużel wszedł w ostry wiraż i najbliższe tygodnie pokażą, czy uda się wyjść z niego obronną ręką.

Sam nie wierzę w to co piszę, ale jeśli jednak trenerowi Kędziorze udałoby się uratować ROW przed degradacją, przy Gliwickiej powinni mu już zacząć rzeźbić pomnik i dać dożywotni kontrakt.

Póki co zmartwień jest tryliard. Najpierw musi pobawić się w psychologa i pozbierać do kupy rozbitą ekipę. W niedzielę spotkanie z podtytułem noża na gardle. Może to mylne obserwacja, od razu za nią doświadczonego pana Leszka przepraszam, ale mam wrażenie, że on coraz częściej zaczyna sobie śpiewać pod nosem piosenkę z repertuaru Elektrycznych Gitar: Co ty tutaj robisz?

CZYTAJ TAKŻE: Canal+ liczył na większy głód żużla po lokaucie
CZYTAJ TAKŻE: Noga Hampela była w ośmiu kawałkach. Dostał drugie życie od lekarzy

Źródło artykułu: