Starsi kibice pamiętają Polonię Bydgoszcz walczącą o najwyższe cele. W ostatniej dekadzie z żużlem nad Brdą nie było jednak tak kolorowo, bo klub wpadł w ogromne długi. Prezesi nie potrafili wyprowadzić tego ośrodka na prostą. Dopiero Władysław Gollob przykręcił kurek z kasą i przy dużym udziale miasta spłacił większość zobowiązań. Gdy najstarszy z klanu przejmował klub, to mówiło się o pięciu milionach długu.
Rządy twardą ręką zakończyły się odejściem najlepszych zawodników i spadkiem na samo dno, czyli do 2. Ligi Żużlowej. Część fanów nie chciała przyglądać się jak ten zasłużony klub upada, dlatego stadion przy ulicy Sportowej świecił pustkami. Frekwencja nie powalała na kolana. Przykro patrzyło się na takie obrazki, bo Polonię kojarzymy z medalami.
Normalność nastała dzięki Jerzemu Kanclerzowi. Nowy prezes dokończył dzieło Golloba i wyzerował dług. W dodatku zbudował silny zespół i Gryfy wróciły do 1. Ligi Żużlowej. Widać, że powoli wraca moda na żużel - są kibice i sponsorzy. Bydgoszczanie obecnie mogą pochwalić się budżetem w wysokości 3,7 miliona złotych. Pojawiło się światełko w tunelu, wracają lepsze czasy? Sternik Polonii dał się poznać z dobrej strony. Wydaje się, że w końcu znalazła się odpowiednia osoba do przywrócenia ekipie znad Brdy dawnego blasku.
ZOBACZ WIDEO Żużel. #MagazynBezHamulców. Prezes Włókniarza w ogniu pytań o Drabika, Cieślaka i Doyle’a
Przypomnijmy teraz sobie mniej pozytywne historie. Kogo bydgoscy kibice żałowali, że nie mogą już oglądać przy ulicy Sportowej? Wielkim ciosem na pewno było odejście Tomasza i Jacka Gollobów po sezonie 2003. Młodszy z braci nigdy nie wrócił do macierzystego klubu w roli zawodnika i swój jedyny tytuł Indywidualnego Mistrza Świata świętował w barwach Stali Gorzów. W styczniu 2019 roku został dyrektorem sportowym Polonii.
Szymon Woźniak to kolejny wychowanek z sukcesami - młody, miły, skromny, a co najważniejsze - pracowity. Chciał się rozwijać, dlatego musiał opuścić zespół z Bydgoszczy. Szybko udowodnił, że postąpił słusznie. Obecnie można nazwać go wyróżniającym się krajowym seniorem w PGE Ekstralidze oraz indywidualnym mistrzem Polski. Kibice Polonii wspierają go na każdym kroku. Cieszyli się, że w gorzowskim finale sprawił sensację, choć z kolei mogli odczuwać smutek, że nie zrobił tego reprezentując ich klub.
Nie można zapomnieć o Gregu Hancocku. Amerykanin startując nad Brdą nie potrafił zaprezentować swojej najlepszej formy i klub spadł z elity. Mowa oczywiście o sezonie 2013. Żużlowiec domagał się dopłaty 350 tysięcy złotych, skierował sprawę do sądu, jednak przegrał i nie dostał choćby złotówki. Chodziło o to, że działacze podpisali z nim umowę i zobowiązali się, że nie obetną mu wynagrodzenia, nawet w przypadku spadku w rankingu indywidualnym. Polonia przelała na jego konto mniej kasy, a wściekły Hancock skierował sprawę najpierw do Trybunału Polskiego Związku Motorowego, a następnie do sądu. Niesmak pozostał.
Z Gryfem na plastronie nie sprawdził się Tomasz Chrzanowski. W podobnym tonie można wypowiedzieć się również o występach Wiktora Kułakowa. Rosjanin był tylko drugą linią, a kilka lat później został najlepszym zawodnikiem ligi. W rozgrywkach 2020 przyjedzie z rywalem zza miedzy, eWinner Apatorem Toruń. Pamiętamy też o konflikcie Władysława Golloba z juniorami - Damianem Stalkowskim i Patrykiem Sitarkiem. Straciła na tym każda strona.
Naprawdę trudno przyczepić się do działań Jerzego Kanclerza. Prezes przed rokiem idealnie trafił z transferami i zobaczymy, czy to samo powiemy po zakończeniu tegorocznych zmagań. Wypada tylko głębiej się zastanowić, dlaczego tak łatwo oddał Marcina Jędrzejewskiego. Wychowanków w drużynie jak na lekarstwo, a ten zawodnik wcale nie odbiega poziomem od Kamila Brzozowskiego i Josha Grajczonka. Przynajmniej na własnym torze mógł od czasu do czasu przywozić dwucyfrówki.
Słabe wyniki w poprzednim sezonie na wypożyczeniu osiągał Marcel Studziński. Młody żużlowiec miał obiecujący start, ale później wpadł w duże problemy sprzętowe. Był pozostawiony sam sobie i rozważał nawet zakończenie kariery. W listopadzie trafił na zasadzie transferu definitywnego do Car Gwarant Startu Gniezno. - Bydgoszcz to skończony temat. Miałem chęć jazdy, ale nie było warunków - tłumaczył w rozmowie z Aforti StartTV.
Kiedyś brak kasy doprowadził do odejścia Andreasa Jonssona i Emila Sajfutdinowa. Obaj byli kochani przez kibiców. Pamiętacie jeszcze inne wpadki bydgoszczan, których tutaj nie uwzględniliśmy? Jeśli tak, to napiszcie o nich w komentarzach.
Zobacz także: Żużel. Tobiasz Musielak: Nie żałuję, że poszedłem do Łodzi. Wyniki wynagrodziły mi ból (wywiad)
Zobacz także: Żużel. Przegląd tygodnia oczami kibiców. Koronawirus i ciąg dalszy sprawy Drabika