Winnym zajścia uznano Rosjanina, ale Duńczyk nie był już w stanie wyjechać na tor, co totalnie pokrzyżowało gospodarzom plany. Przed zeszłoroczną edycją DPŚ wycofano bowiem przepis mówiący o możliwości wystawienia przez każdą reprezentację zawodnika rezerwowego, który w każdej chwili mógł zastąpić kontuzjowanego kolegę. - Nie rozumiem, dlaczego zmieniono przepis zezwalający na wystawianie sześcioosobowych składów. Przecież według regulaminu zawodnik pod numerem szóstym wchodził do gry jedynie w przypadku, gdy lekarz zawodów orzekał o niezdolności do jazdy jednego z jego kolegów z drużyny. Powinniśmy wrócić do sześcioosobowych składów, bo jeśli żużlowiec dozna kontuzji już w swoim pierwszym starcie to drużyna momentalnie traci szanse na zwycięstwo. A to niesprawiedliwe - powiedział Hans Andersen, kapitan Duńczyków, którego uraz dłoni wykluczył z udziału w sobotnim półfinale.
W czwartkowym barażu w Lesznie podopieczni Staechmanna zmierzą się z reprezentacjami Australii, Szwecji oraz Wielkiej Brytanii. Do sobotniego finału na Stadionie im. Alfreda Smoczyka awansują dwie najlepsze ekipy.