Bezapelacyjnie największą gwiazdą wśród australijskich zawodników był Jason Crump, który w latach 2001-2010 w każdym sezonie zdobywał krążek IMŚ. Jego łączny bilans to trzy medale z najcenniejszego kruszcu, a także pięć srebrnych i dwa brązowe. Crump imponował zdecydowaną jazdą, praktycznie zawsze był świetnie przygotowany sprzętowo i sprawiał wrażenie wyjątkowo świadomego tego, o co walczy w cyklu SGP. Nie było dla niego straconych pozycji. Wyraźnie zapisał się na kartach historii światowego żużla.
W ostatnich dwóch latach swojej kariery również należał do czołówki, a schedę po nim przejął w 2012 roku Chris Holder, zdobywając tytuł Indywidualnego Mistrza Świata. Niestety nie zaliczył tak imponującej serii jak jego starszy kolega, natomiast pewna życiowa mądrość mówi, że zwycięzców się nie sądzi. Choć następne sezony nie były tak imponujące w jego wykonaniu, to przez wiele lat prezentował się solidnie i już na zawsze zostanie zapamiętany jako najlepszy żużlowiec globu w roku 2012.
Trzecim bohaterem tego odcinka jest Jason Doyle. Zawodnik, który dopiero mając blisko 30 lat na karku awansował do cyklu SGP. Co więcej, właśnie wtedy w ogóle zaczął jeździć na dobrym poziomie, ponieważ wcześniej dla większości kibiców czarnego sportu był on anonimowy. Mówi się, że prawdziwych mężczyzn nie poznaje się po tym jak zaczynają, a jak kończą i Australijczyk jest tego idealnym przykładem. Zadomowił się w światowej czołówce, a w 2017 roku zdobył złoty medal IMŚ.
ZOBACZ WIDEO Żużel. #MagazynBezHamulców. Prezes Włókniarza w ogniu pytań o Drabika, Cieślaka i Doyle’a
Zobacz także: Żużel. Najlepsza polska drużyna. Fogo Unia Leszno ligowym dominatorem
Pewnie cieszyłby się z niego rok wcześniej, kiedy dominował w cyklu, lecz niestety kontuzja pozbawiła go tytułu. Zresztą jego sukces rodził się w bólach, bowiem w sezonie, w którym w końcu dopiął swego również odzywały się problemy zdrowotne. Doyle był jednak bardzo zdeterminowany, aby osiągnąć cel i na niektóre zawody przyjeżdżał nawet o kulach.
Kolejną postacią znakomicie zapamiętaną przede wszystkim przez fanów Fogo Unii Leszno jest Leigh Adams. Przez wiele lat był w czołówce cyklu SGP. Na torze imponował mądrością i kulturą jazdy. Wielu uważa go za nieukoronowanego mistrza i z całą pewnością coś w tym jest. Choć zdobył tylko dwa medale IMŚ - srebrny oraz brązowy, to odcisnął piętno w pamięci niezliczonej ilości fanów speedway'a na całym świecie.
W 2002 roku po swój pierwszy i jedyny medal IMŚ sięgnął Ryan Sullivan, prezentując się z dobrej strony praktycznie w każdej z rund cyklu SGP. Choć jest to tylko jeden brązowy krążek, to dziesięć miejsc na podium w karierze, z czego cztery na najwyższym jego stopniu nie są powodem do wstydu, tym bardziej, że Sullivan przez wiele lat prezentował naprawdę solidny poziom na żużlowych torach.
Z Australii regularnie wyławiane są perełki, które przebijają się na arenie międzynarodowej. Obecnie największe szanse na dużą karierę mają tacy zawodnicy jak Max Fricke, Jack Holder, Brady Kurtz czy Jaimon Lidsey. W następnych latach pewnie dojdą do nich nowe nazwiska, więc australijscy fani raczej mogą spać spokojnie myśląc o przyszłości. Kolejne medale w IMŚ powinny być kwestią czasu.
Zobacz także: Żużel. Złote dzieci za młodu, a w dorosłym życiu klapa