Kibice PGG ROW-u Rybnik w listopadzie przeżyli rollercoaster. Bo jednego dnia Krzysztof Mrozek przedstawił im skład bez Grega Hancocka, a już kolejnego ogłoszono, że w godzinach nocnych Amerykanin odesłał do klubu podpisany kontrakt. Tyle że to nic nie oznacza.
Wiemy, że dla Hancocka najważniejsze jest zdrowie małżonki i rodzina. Nawet jeśli ostatnio ze Stanów Zjednoczonych napływają pozytywne wieści na temat walki Jennie Hancock z nowotworem (czytaj więcej o tym TUTAJ), to ostateczna decyzja o powrocie 49-latka nie zapadła. A nawet jak zapadnie, to były mistrz świata wcale nie musi jeździć w Rybniku. Kontrakt go do tego nie zmusza.
Czytaj także: Debata na temat juniorów bez Skórnickiego
Wystarczy popatrzeć na social media Hancocka. Amerykanin jest w nich obecny niemal 24 godziny na dobę. Gdy dostał "dziką kartę" na starty w SGP, od razu o tym poinformował. Publikował też w ostatnich miesiącach szereg zdjęć związanych z rodziną czy treningami w ojczyźnie. Czy dał jakikolwiek znak, że parafował umowę z PGG ROW-em? Nie.
ZOBACZ WIDEO Żużel. Bartosz Zmarzlik o sukcesie, drodze do złota i marzeniach, które się spełniają
To mniej więcej pokazuje jego stosunek do PGE Ekstraligi w sezonie 2020. Niby coś podpisał, ale nic wiążącego, bo bez gwarancji finansowych i startowych. Dlatego Hancock sprytnie w żaden sposób nie zadeklarował związku z PGG ROW-em. Może się okazać, że na wiosnę po byłego mistrza świata ruszy ktoś inny. Niemożliwe? Wystarczy sobie przypomnieć casus Grigorija Łaguty.
Dlaczego o tym piszę? Bo wielu widzi w Hancocku zbawcę rybnickiej ekipy. Wydaje mi się, że lepiej dla rybniczan byłoby, gdyby szykowali się do sezonu ze świadomością, że Amerykanin nie przyjdzie na białym koniu. To trochę jak z pewną partią polityczną, która liczyła, że pewien polityk z Brukseli wróci do Polski i uratuje ich przed klęską wyborczą. Nie wrócił i nie uratował.
"Rekinom" do klęski jeszcze daleko. Aby się przed nią uchronić, trzeba będzie tak pracować nad zawodnikami, jakby Hancock nie istniał. I wydaje mi się, że właśnie taką strategię zamierza obrać trener Piotr Świderski. Świadczy o tym chociażby zakontraktowana liczba zawodników. Oczywiście, jeśli nie wliczymy do niej Hancocka.
PGG ROW musi mieć przygotowany wariant jazdy bez Hancocka również z innego względu. Należy pamiętać jak w tym roku został potraktowany beniaminek PGE Ekstraligi przy tworzeniu terminarza. Speed Car Motor Lublin większość meczów jeździł w piątek, bo miał być nieatrakcyjny dla kibica. Należy oczekiwać, że podobny los czeka "Rekiny" w roku 2020, bo skład tej drużyny również nie rzuca na kolana.
Tymczasem dla Hancocka od lat rozgrywki indywidualne są ważniejsze od tych ligowych, nawet jeśli to w Polsce zarabia miliony. Lista klubów, które zostały w ten sposób wystawione do wiatru przez żużlowca z Kalifornii jest bardzo długa. Nieprzypadkowo zresztą w tym roku Amerykanin kilkukrotnie tweetował na temat piątkowych spotkań PGE Ekstraligi, które kolidowały z treningami przed turniejami SGP.
Zwłaszcza że sporo mówi się o tym, że kontrakt Hancocka z Monster Energy zmusza 49-latka do brania udziału w treningach przed SGP i imprezach promocyjnych, jakie towarzyszą mistrzowskiemu cyklowi.
Czytaj także: MRGARDEN GKM znów może nie awansować do play-offów
Terminarza PGE Ekstraligi na sezon 2020 jeszcze nie znamy, ale oby nie okazało się, że nawet jeśli Hancock ostatecznie zwiąże się z PGG ROW-em, to przed którymś z kluczowych spotkań nie zadzwoni on do Krzysztofa Mrozka i nie zacznie rozmowy od słów "sorry mate, but…".