Żużel. Coraz mniej transferów w polskiej lidze. "Zawodnicy mają dobrze w swoich klubach"

WP SportoweFakty / Mateusz Wójcik / Na zdjęciu: Nicki Pedersen.
WP SportoweFakty / Mateusz Wójcik / Na zdjęciu: Nicki Pedersen.

W ostatnich sezonach zauważyć można trend, że zawodnicy nie są już tak chętni do częstych zmian klubowych. Obecnie okienko transferowe, zwłaszcza w PGE Ekstralidze, ogranicza się jedynie do kosmetycznych zmian w poszczególnych zespołach.

W tym artykule dowiesz się o:

1 listopada w Polsce ruszy okienko transferowe. Zanosi się na to, że spektakularnych ruchów będzie jak na lekarstwo. Przykład m.in. Fogo Unii Leszno pokazuje, że działacze coraz chętniej budują zespoły na lata, w których dochodzi ewentualnie do kosmetycznych zmian pomiędzy sezonami.

- Od dobrych trzech, czterech lat ta sytuacja się ustabilizowała. Myślę, że przede wszystkim duży wpływ miało na to zarządzanie PGE Ekstraligą. Duży plus dla nich, że tak doprowadzili rozgrywki pod względem organizacyjnym, że kluby zostały wręcz zmuszone do tego, żeby być na bieżąco z finansami - tłumaczył w rozmowie z WP SportoweFakty Wojciech Dankiewicz.

Czytaj także: Ostafiński i Hynek biorą się za łby: Czy w poniedziałek strzelimy sobie w stopę? Debata nad zagranicznym juniorem

- Obecnie w PGE Ekstralidze jest tak, że nie ma przelewek, jest krótka piłka. Prezesi i zarządy to ludzie profesjonalnie podchodzący do spraw biznesowych. Nie ma zmiłuj, to jest czysta ekonomia. Wszystko musi się bilansować. Każdy szyje garnitur na miarę swoich możliwości - dodał nasz rozmówca, porównując obecne czasy do tego, jak wyglądał żużel jeszcze kilka lat temu, kiedy kluby miewały problemy z wypłacalnością.

ZOBACZ WIDEO Różnica zdań w kwestii obcokrajowca pod numerem młodzieżowym. Chcemy ratować inne kraje, za chwilę obudzimy się z ręką w nocniku?

Wojciech Dankiewicz zwraca także uwagę na to, że kluby walczące o mistrzostwo Polski, mogą liczyć z tego tytułu na spore profity. W grę wchodzą spore pieniądze, w tym te z kontraktu telewizyjnego. - Ten twór jest flagowy i powinien dawać przykład. Podobnie dzieje się w Nice 1. LŻ. To powoduje, że w klubach jest stabilizacja. Jeżeli wszystko jest okej, to nie ma wielkich roszad. Ruchów transferowych jest bardzo mało, są one wymuszone ewentualnie poprzez spadek. Zawsze się spadkowicza rozbiera - powiedział.

Przed laty jednym z niewielu obcokrajowców startujących przez kilkanaście sezonów w jednym klubie był Leigh Adams. Australijczyk stał się dzięki temu legendą Unii Leszno, choć otrzymywał również oferty z innych zespołów.

- Pamiętam taką sytuację z Leszna, kiedy ja tam byłem i w tym czasie startował Leigh Adams. Wiem doskonale, że często miał o wiele lepsze oferty z innych klubów, ale był wierny Unii. To kolejny dowód, że finanse to nie wszystko, co zawodnik bierze pod uwagę. Leigh Adams przyjeżdżając do Leszna czuł się jak u siebie - wspominał Wojciech Dankiewicz.

Czytaj także: Dariusz Ostafiński: (Nie)wierny jak Kasprzak. Kiepski z niego aktor. Wolałem go jako didżeja (komentarz)

Stagnacja w klubach jest sporym problemem dla beniaminków. Speed Car Motor Lublin, czy w tym sezonie PGG ROW Rybnik, mają problem, aby wyciągnąć z innych drużyn klasowych zawodników.

- Nie mam żadnego pomysłu, co ma zrobić beniaminek, szczerze im współczuję, bo mają naprawdę trudny orzech do zgryzienia zarządzający drużynami, które uzyskały awans. Widzimy, że lubelski Motor pokazał, że można. Drużyna skazywana na porażkę potrafiła bardzo dobrze walczyć i nawet uniknęła baraży. Pamiętamy, że Unia Tarnów rok wcześniej do samego końca dzielnie walczyła o utrzymanie - ocenił nasz rozmówca.

- Beniaminkowi jest zawsze ciężko, prezesi muszą zagryźć zęby. W Lublinie np. Paweł Miesiąc wspaniale się zaprezentował i to on jest jednym z ojców sukcesu. Problem polega na tym, że jest coraz mniej zawodników i za parę lat może być jeszcze gorzej pod tym względem - zakończył Wojciech Dankiewicz.

Źródło artykułu: