Kluczowa ze strony częstochowian w meczu 10. rundy PGE Ekstraligi, i to nie tylko w tym spotkaniu, ale i w końcówce sezonu zasadniczego, będzie postawa tercetu: Matej Zagar - Adrian Miedziński - Paweł Przedpełski. I absolutnie nie chodzi tu o jakieś grillowanie tejże trójki czy publiczne linczowanie, tylko podkreślenie, że nie da się w pojedynkę czy dwójkę wygrać meczu. Oni sami najlepiej zdają sobie sprawę, że ich punkty mają niebagatelną wartość. Wystarczyło, że Przedpełski z Miedzińskim zapunktowali na swoim oczekiwanym poziomie, a już Falubaz z Częstochowy wyjechał z niczym innym poza bzdurnymi pretensjami co do przygotowania toru. We Wrocławiu jednak koszmary wróciły.
Jakie są przesłanki ku temu, że akurat ze strony tychże zawodników w Lesznie będzie lepiej? Tak między Bogiem a prawdą, to żadne. Paweł Przedpełski musiałby sobie przypomnieć najlepsze momenty z juniorskiej kariery, kiedy to "na Smoczyku" wyskoczył jak Flip z konopi i zdobył 16 punktów. Obecnie połowa tego dorobku w jego wykonaniu przez Włókniarz i kibiców Lwów zostałaby potraktowana jako wybitny sukces.
Gdzie się podział "Fast Freddie"?
Wiele osób zwraca uwagę na to, że problemy Get Well Toruń, aktualnie ostatniej w tabeli PGE Ekstraligi drużyny, biorą się m.in. z tego, że poniżej oczekiwań spisuje się Niels Kristian Iversen. Tymczasem naprawdę niewiele lepiej poczyna sobie Fredrik Lindgren, który legitymuje się jedynie odrobinę wyższą średnią od Duńczyka.
ZOBACZ WIDEO Robert Kempiński stracił pamięć. Sprawdź dlaczego
Szwed wrócił na ziemię z orbity, nie jest już kosmitą, który wszystkich nakrywał czapką w zeszłym sezonie, zwłaszcza na jego początku. To też jeden z problemów Włókniarza, że Lindgren za bardzo odstaje od lidera, którym jest Leon Madsen. Na plus na pewno to, że Szwed nie szuka wymówek, tylko niepowodzenia, ujmując to kolokwialnie, "przyjmuje na klatę" i winy szuka w sobie.
To jednak marne pocieszenie dla częstochowian. Przecież Włókniarz był typowany jako pewniak do uczestnictwa w fazie play-off, a na ten moment jest poza strefą medalową. I tak pozostanie, jeśli biało-zieloni nie wygrają przynajmniej jednego z trzech meczów wyjazdowych, które im pozostały (i zakładając, że wygrają dwa u siebie za maksymalną liczbę "oczek"). Analizując wszystkie dotychczasowe rywalizacje Lwów, nie zawodzili jedynie Madsen oraz juniorzy. Nie ma się więc co dziwić kapitanowi częstochowian, który w sposób bardzo stanowczy i wyrazisty wypowiadał się po klęsce Włókniarza we Wrocławiu (ZOBACZ CAŁOŚĆ ->>).
Czy jest natomiast coś, co może przeszkodzić mistrzom Polski w odniesieniu kolejnego zwycięstwa? Forma zawodników w drużynie dowodzonej przez Piotra Barona jest optymalna, więc wydaje się, że jedynie warunki torowe mogą im pokrzyżować szyki. W tym sezonie często bywa tak, że to właśnie gospodarze mają większe problemy z dopasowaniem się do nawierzchni niż goście.
W bieżących rozgrywkach już przynajmniej raz tor nie był sprzymierzeńcem Unii. Miało to miejsce podczas starcia Byków z gorzowską Stalą. Wówczas wynik długo oscylował w okolicach remisu, a leszczynianie wyraźnie szukali sposobu na własny owal. Gdy go znaleźli, z rywali nie było co zbierać. Fogo Unia wygrała trzy ostatnie biegi podwójnie i odniosła zdecydowane zwycięstwo. Siła rażenia Byków jest potężna.
Dlatego biorąc pod uwagę wszystkie okoliczności, gospodarze nie powinni mieć najmniejszych problemów z dopisaniem do swojego dorobku kolejnej wygranej. A z racji tego, że w Częstochowie mistrzowie roznieśli Włókniarz 59:31, za dwumecz z Lwami zgarną wówczas pełną pulę. Przeczytaj relację z pierwszego starcia ->>.
Początek meczu zaplanowano na piątek, na godzinę 18:00.