Konieczność rozliczenia się z zawodnikami do końca października dla klubów pierwszoligowych niby nie jest niczym nowym. Taki zapis w regulaminie funkcjonuje już od dawna. W ostatnich latach komisja licencyjna była jednak bardzo wyrozumiała dla działaczy, którzy mieli problemy z płatnościami i wyrażała zgodę na ich spłatę w późniejszym terminie. Wszystko po to, żeby w pierwszej lidze startowała odpowiednia liczba klubów. Najczęściej mówiło się wtedy, że to działania dla dobra polskiego żużla.
W ubiegłym sezonie z dobrego serca zespołu licencyjnego skorzystały między innymi kluby z Piły i Krakowa, które rozliczały się z żużlowcami wiele miesięcy po regulaminowym terminie. Od przyszłego roku takiej możliwości nikt mieć nie będzie.
Termin 31 października będzie świętością. Jeśli ktoś nie wywiąże się do tego czasu ze wszystkich zobowiązań, to nie otrzyma licencji i wyleci z ligi. Czemu ma służyć takie rozwiązanie? Władze polskiego żużla chcą w ten sposób z jednej strony wymusić "normalne" umowy kontraktowe, a z drugiej zapewnić wypłacalność zawodnikom. Nikt nie chce słyszeć już o żadnych ugodach. Pierwsza liga ma stać się dzięki temu zdecydowanie bardziej profesjonalna.
Dodajmy, że nowe zwyczaje będą dotyczyć na razie tylko pierwszej ligi. Na najniższym szczeblu rozgrywek wszystko zostaje "po staremu".
ZOBACZ WIDEO Kołodziej o Unii Tarnów: "Musiałem odejść. Gdybym został, to musiałbym zakończyć karierę"