Historię Dariusza Karwackiego przedstawialiśmy na koniec poprzedniego sezonu, kiedy "Kazek" zdał egzamin w Pile na licencję Ż (więcej TUTAJ). 45-latek zamierzał pójść o krok dalej i zaliczyć debiut w zawodach. Na przeszkodzie stanął jednak koszmarny wypadek, którego zawodnik doznał w pracy.
Przerwane marzenie
Dariusz Karwacki, który na co dzień pracuje jako kierowca ciężarówki, miał wypadek podczas załadunku w Niemczech. Najechał na niego wózek widłowy, wskutek czego zawodnik doznał rozległych obrażeń obu nóg. - Próbowałem odskoczyć, ale już było za późno. Od razu wiedziałem, że sytuacja jest nieciekawa - powiedział zawodnik.
45-latek w ciągu kilku minut został przewieziony do szpitala. - Kiedy się obudziłem, przyszedł do mnie lekarz i bardzo spokojnie wytłumaczył, co się stało, że operacja się udała i na koniec dodał, że będę biegał.
ZOBACZ WIDEO PGE Ekstraliga: trofeum przechodnie
"Kazek" doznał skomplikowanego złamania obu nóg, konieczny był przeszczep skóry. Łącznie zawodnik Euro Finannce Polonii Piła przeszedł kilka operacji. Początkowo rokowania nie były najlepsze, a w pewnym momencie groziła mu nawet amputacja stopy. Kiedy zagrożenie minęło, Karwacki mógł rozpocząć żmudny proces rehabilitacji.
Powrót do sprawności
Niespełna dwa miesiące po wypadku Dariusz Karwacki zaczął chodzić przy pomocy kul. Z każdym dniem wykonywał coraz dłuższe spacery i to mimo tego, że musiał zmagać się z bardzo dużym bólem. - Dostawałem najsilniejsze leki, ale nie zawsze one pomagały. Gdyby nie szyna usztywniająca moją nogę, chyba chodziłbym po suficie.
- Lekarze nie wierzyli, że w tym roku będę mógł wsiąść na motocykl. Uważali, że to niemożliwe, a ja mówiłem sobie, że byłoby idealnie, gdyby udało się wyjechać na tor, żeby zachować licencję. Już w maju, kiedy rozpoczynałem rehabilitację, widziałem oczyma wyobraźni siebie biegnącego maraton i wyjeżdżającego na tor.
W czerwcu "Kazek" został przewieziony do Szpitala Wojskowego w Bydgoszczy, gdzie kontynuował leczenie. - Kiedy rehabilitowałem się w Szpitalu Wojskowym w Bydgoszczy to wszytko robione było w tym kierunku, żeby pobiec maraton, a także wyjechać na tor i uratować żużlową licencję. Decyzję o starcie w maratonie podjąłem już w szpitalu w Niemczech. Dwa tygodnie po wypadku, gdy przyjechali policjanci, żeby spisać protokół. Powiedziałem im, żeby się nie martwili, że wszystko będzie dobrze i że jeszcze przebiegnę maraton. Nie powiedziałem im jednak, że chcę to zrobić w tym roku, bo chyba zamknęliby mnie w wariatkowie.
30 czerwca na torze w Ostrowie odbył się mecz charytatywny Drużyna Kazka - Drużyna Pędzącego Wiatru. Początkowo Dariusz Karwacki miał się pojawić na trybunach jako gość honorowy, ale ostatecznie jego stan zdrowia na to nie pozwolił.
Znów na torze
Choć dawano mu niewielkie szanse na powrót do pełnej sprawności i pomimo tego, że nikt nie wierzył, że jeszcze w tym sezonie "Kazek" wsiądzie na motocykl, on po raz kolejny zadziwił wszystkich. Dopiął swego i w drugiej połowie września wrócił na tor.
- Moje trzy priorytety na ten rok były takie: zachować licencję, przebiec maraton i wrócić do pracy. Na chwilę obecną mam już jeden trening odjechany. Chciałem wyjechać na tor i zobaczyć, co się będzie działo. A jak wyjechałem na tor, w ogóle nie czułem bólu.
- Od razu poczułem frajdę, może nie jechałem idealnie, ale znów byłem jak surfer na fali. Zdaję sobie sprawę, że nie jestem jeszcze w szczytowej formie i nie prezentuję poziomu zawodowego, bo różnica między amatorami a zawodowcami jest kolosalna i że przede mną jeszcze wiele nauki - opowiada zawodnik.
Zachować licencję
Aby Dariusz Karwacki zachował licencję musiałby odjechać pięć wyścigów w zawodach zgłoszonych w PZMot. Obecnie trwają starania, aby 45-latek znalazł się w obsadzie któregoś z turniejów kończących sezon. - Ja chętnie pojadę wszędzie. Tam, gdzie nikt nie będzie chciał pojechać, ja pojadę. Nawet wiedząc, że nie zdobędę żadnego punktu. Moim marzeniem jest znalezienie turnieju, żeby zachować licencję. Żeby znalazł się ktoś, kto będzie chciał pomóc i powie, żeby sobie odjechał te pięć wyścigów. Jeśli się nie uda, to nie będę rozpaczał, ale się nie poddam.
Historia Dariusza Karwackiego śmiało mogłaby posłużyć jako scenariusz filmowy. "Kazek" już przed rokiem zadziwił wszystkich, kiedy w wieku 44 lat, zdał egzamin na licencję "Ż", choć od jego pierwszego podejścia minęło 27 sezonów. Teraz zaskoczył ponownie. Nie poddał się po koszmarnym wypadku i wrócił na tor szybciej, niż ktokolwiek by się tego spodziewał. Do pełni szczęścia brakuje jedynie startu w zawodach, aby utrzymać tę wymarzoną licencję. Dodajmy, że 14 października "Kazek" wystartuje w poznańskim maratonie.