Finał w pigułce. Stal przekombinowała z torem. O złotym medalu może zapomnieć (komentarz)

WP SportoweFakty / Łukasz Trzeszczkowski / Na zdjęciu: Szymon Woźniak, Bartosz Zmarzlik
WP SportoweFakty / Łukasz Trzeszczkowski / Na zdjęciu: Szymon Woźniak, Bartosz Zmarzlik

Stal Gorzów miała wygrać z Fogo Unią różnicą 6-8 punktów, a skończyło się na zaledwie 2- punktowej zaliczce. Gospodarzom nie pomógł tor, który tym razem nie był ich atutem. A to wszystko sprawia, że w Lesznie czeka ich małe mission impossible.

[b]

KOMENTARZ.[/b] Nie tak miał wyglądać pierwszy mecz finałowy w wykonaniu Cash Broker Stali Gorzów. Tragedii co prawda nie ma, bo ostatecznie udało się wygrać z Fogo Unią Leszno, ale zaliczka dwóch punktów przed rewanżem to praktycznie żadna przewaga. Wszyscy z pewnością liczyli na więcej. Gdyby ktoś przed spotkaniem powiedział, że Janusz Kołodziej nie zdobędzie żadnego punktu, to pewnie w tej sytuacji wszyscy postawiliby krzyżyk na zespole mistrzów Polski. A tymczasem goście, bez pomocy swojego lidera, wywalczyli 44 punkty i są na autostradzie do ponownego zdobycia tytułu.

Problemem Stali był tor, który miał być ich atutem, a w gruncie rzeczy niewiele im pomógł (jeśli nie zaszkodził). W zasadzie na swoim poziomie pojechał jedynie Bartosz Zmarzlik, bo reszta mocno się męczyła. Szczególnie na skuteczności stracił Krzysztof Kasprzak, a i Martin Vaculik miał spore tąpnięcie w połowie zawodów. Nawierzchnia mocno utrudniała jakiekolwiek ściganie. Chyba nie będzie wielkim nadużyciem, jeśli powiemy, że zwyczajnie wiało nudą. Cuda na motocyklu próbował wyprawiać Zmarzlik, choć i nawet jemu niezwykle trudno było kogokolwiek wyprzedzać.

Gorzowianie mają nad czym myśleć przed rewanżem, bo chyba mało kto wierzy w ich sukces w Lesznie. Fogo Unia po raz kolejny udowodniła, że jest kompletnym i bardzo wyrównanym zespołem. Jak nie jedzie jeden, to drugi potrafi go zastąpić. No i na dokładkę juniorzy, którzy znów zrobili różnicę.

BOHATER. Piotr Pawlicki zaczął niemrawo, bo w pierwszym starcie miotał się na motocyklu i co chwilę oglądał za plecy. Brakowało mu szybkości, ale znalazł ją w trybie błyskawicznym. Kolejne biegi to popis kapitana Fogo Unii. Kapitalny moment startowy i mądra jazda na dystansie. Majstersztyk w jego wykonaniu to wyścig 15., w którym pokonał samego Bartosza Zmarzlika. Swoją drogą Pawlicki kolejny raz udowodnił, że w najważniejszych meczach drużyna może na niego liczyć. Rok temu był bohaterem finałów z Betard Spartą Wrocław, a teraz znów może się okazać, że pociągnie Unię do drugiego z rzędu tytułu.

ZOBACZ WIDEO Tomasz Dryła, nSport+: W piątce najlepszych trenerów widziałbym Adama Skórnickiego

KONTROWERSJA. Bieg piąty i wykluczenie Janusza Kołodzieja. Zawodnik gości na wyjściu z pierwszego łuku zahaczył o Huberta Czerniawskiego, co skończyło się upadkiem obydwu. Sędzia szybko zdecydował o winie żużlowca Unii i chyba trudno się z tym werdyktem nie zgodzić. Sam zainteresowany miał nieco inny punkt widzenia tłumacząc, że junior Stali zaczął ostro ścinać do krawężnika. Pewnie trochę w tym racji było, ale koniec końców Kołodzieja nieco pociągnęło, dlatego sędzia nie mógł podjąć innej decyzji.

AKCJA MECZU. Generalnie niewiele działo się na gorzowskim torze, gdy idzie o spektakularne akcje. A jeśli już, to autorem tych wydarzeń był Bartosz Zmarzlik. Fajnie patrzyło się na jego powyginaną na wszystkie strony sylwetkę. Gorzowianin w wyścigu jedenastym po nie najlepszym starcie piękną i zdecydowaną szarżą minął Brady'ego Kurtza i przebił się za plecy Grzegorza Walaska. Prędkość w swoim motocyklu miał olbrzymią, dlatego niewiele potrzebował czasu, aby minąć także kolegę z pary.

CYTAT. "Ktoś go kur** musi założyć" - te słowa skierował do swoich zawodników trener Piotr Baron, kiedy dokonywał wyboru zawodników do biegów nominowanych. A tym, który miał być założony, był oczywiście Zmarzlik. Tego zadania podjął się Pawlicki i jak się później okazało, wykonał je bezbłędnie.

LICZBA 2. Tyle wynosi przewaga Stali nad Fogo Unią przed meczem rewanżowym. Trochę mało, z czego doskonale zdają sobie wszyscy sprawę w Gorzowie. Zremisować w jaskini lwa będzie przecież piekielnie ciężko. A tylko remis, bądź wygrana, da podopiecznym trenera Stanisława Chomskiego złoty medal.

Źródło artykułu: