Na początku muszę powiedzieć, że Słowenia to najbardziej gościnny kraj, w jakim byłem do tej pory. Wszechobecna sympatia ze strony ludzi i malownicze położenie stadionu w Krsko bardzo przypadły mi do gustu. Podzielam opinię, że same zawody były nudne jak malowanie kombajnu, ale nie ma to dla mnie większego znaczenia. Jeszcze tam wrócę, i to niejeden raz.
Regularnie bywam w parkingu podczas różnych zawodów, ale w Grand Prix wszystko wygląda inaczej. Widać inny poziom profesjonalizmu. Żużlowcy niemal wszystko mają w barwach swojego teamu: słuchawki, ręczniki, dywany, serwetki, czy nawet… bieliznę. To już chyba lekki narcyzm. Nie zdradzę, który zawodnik chodzi w majtkach ze swoim nazwiskiem, ale bardzo mnie to rozbawiło.
Nerwowy trening Holdera
Podczas piątkowego treningu jest spokojnie. Wszyscy są w szampańskich nastrojach, śmieją się i rozmawiają. Dyskusje toczą się na przeróżne tematy. Przeważnie każdy rozmawia z każdym, choć są wyjątki. Chris Holder nie ma zamiaru podjąć z nikim dialogu. Widać, że ma problemy pozasportowe. Gdy ktoś go zaczepi, reaguje obcesowo, a nawet przeklina. Nie podoba mi się to, ale to nie mój problem.
Deszcz niweczy plany zapoznania się z torem. Teraz dopiero zaczyna się cyrk. Wszyscy w popłochu pakują się do busów, chcąc uniknąć zamoczenia sprzętu. Każdy biega w inną stronę, jeden zderza się z drugim. Momentami jest niebezpieczne, ale wygląda to zabawnie. Najważniejsze, że nikomu nic się nie stało. Gdy spoglądam w niebo i na tor, zaczynam się zastanawiać czy zawody w ogóle odbędą się w sobotę.
Wściekły Nicki Pedersen
Na szczęście, gdy budzę się w sobotę rano, pogoda jest już zupełnie inna. Słonecznie, bardzo ciepło, a przede wszystkim bez deszczu. Nie jest już jednak tak luźno, jak w piątek. Powiem więcej: jest niewyobrażalnie nerwowo. Widzę to po osobach funkcyjnych, widzę to po zawodnikach, wreszcie widzę to po Maticu. Trudno mi opisać słowami, jak bardzo on chciał tam dobrze wypaść. Wiem o tym, bo znam go.
Zaczynają się standardowe procesy przed zawodami. Kontrola sprzętu, dopasowanie ustawień, briefing z szefem cyklu - dostępny tylko dla zawodników. Czuć, że robi się poważnie. Biorę sobie jednego Monstera na pobudzenie, ale smak niekoniecznie mi podchodzi. Zawodnicy powoli muszą już ubierać kevlary. Matic jedzie w stroju klubowego kolegi, Tomasza Orwata. Miał zamówiony nowy dla siebie na te zawody, ale opóźnienie w dostawie spowodowało, że musieliśmy skorzystać z uprzejmości teamu Tomka, za co należy bardzo podziękować.
W parkingu jest już coraz mniej ludzi. Media musiały już opuścić strefę dla żużlowców, podobnie jak zaproszeni goście. Jest bardzo głośno, wszyscy grzeją motocykle. Zaczyna się. Tor strasznie się sypie, Matic zjeżdża po biegu cały zasypany. Ledwo widzę jego oczy. Dobrze, że wziąłem na zawody specjalną szczotkę, bo nie doczyściłbym kevlaru. Jest bardzo zły, miał Pawlickiego na widelcu.
Nagle słyszę wielki huk i krzyk. Byłem pewny, że zderzyły się co najmniej z cztery osobówki na drodze obok stadionu, ale to nie to. To tylko Nicki Pedersen przywalił w ściankę z nazwami sponsorów, taki był wściekły. - What a shit - nie krył uwag na temat sprzętu, bądź czegoś innego, co mu nie pasowało. Potem rzucił jeszcze goglami. Fajnie widzieć starego, dobrego Nickiego. Osobiście zawsze go lubiłem. Może zmieniłbym zdanie, gdyby kiedyś to do mnie skierował podobne pretensje.
Czołówka zawodów krystalizuje się. Wiadomo już, kto pojedzie w półfinałach. Wiadomo też, że nie wystąpi tam Matic, który zwyczajnie za bardzo chciał. Nie oczekiwałem od niego, że wygra te zawody. Chciałem, żeby dobrze się bawił. I jestem pewny, że taki występ już mu się nie powtórzy. Holder też ostatnio zrobił pięć zer, i co? Czy to oznacza, że ma skończyć karierę i zająć się filetowaniem ośmiornic? Nie. Zawody do zapomnienia i tyle.
Łzy w oczach Sławomira Dudka
Finał oglądam stojąc zaraz obok ojca Patryka Dudka. Pan Sławek już na początku trzeciego okrążenia ma łzy w oczach, ogromnie się wzruszył. Jako jeden z pierwszych składam mu gratulacje, po cichu licząc że za parę lat to mi ktoś takie złoży, gdy Matic Ivacic z dobrej strony pokaże się w cyklu. Wiem, jak to brzmi po takim turnieju. Ale ja zdaję sobie sprawę, jaki jest jego rzeczywisty poziom sportowy. Słaby żużlowiec nie może pokonać na trasie Milika, Miedzińskiego, czy Porsinga (i to na jego torze).
Powoli gasną światła, a parking pustoszeje. Matic jest zrozpaczony, nigdy go takiego nie widziałem. Wyganiam kamerzystę z boksu, uważam że to chwila prywatna i nie musi być to pokazane. Zrozumiał to i poszedł filmować radość u Dudka. Cóż, sporo wrażeń jak na tych kilka godzin. Teraz wszyscy jednak są już mentalnie w Teterow. Zwłaszcza Tai Woffinden i Bartosz Zmarzlik. Wyraźnie widzę, że Brytyjczyk ma już mocno "w gaciach". Słabnie w oczach, nie tylko na torze, ale też poza nim.
Po turnieju jestem smutny, ale też pełen optymizmu. Wiem, że taki występ Ivacicowi się już nie powtórzy. Może być tylko lepiej. Najwidoczniej tak samo myśli jego wspaniała rodzina, która organizuje mu wielką, niezapowiedzianą imprezę urodzinową. Świetny pomysł. Uśmiech wraca na jego twarz. Chwilę z nimi siedzę, a następnie zbieram się do drogi powrotnej. Pakuję sobie na pamiątkę kopertę z akredytacją dla mnie, podpisaną "Miha Konarski". Bardzo mnie to rozbawiło. Spotkałem na miejscu niezwykle towarzyskie osoby. Na pewno tam wrócę.
Michał Konarski
ZOBACZ WIDEO Marcin Majewski, nSport+: Jamróg największą niespodzianką sezonu. Powinien zostać w PGE Ekstralidze