Wszystko wyhaftowane będzie złotymi królewskimi nićmi - rozmowa z Arkadiuszem Rusieckim, prezesem Startu Gniezno

Niespełna tydzień dzieli nas od II Indywidualnego Turnieju Żużlowego o Koronę Bolesława Chrobrego - Pierwszego Króla Polski. W rozmowie z portalem SportoweFakty.pl prezes Startu Gniezno, Arkadiusz Rusiecki, zdradza szczegóły związane z organizacją zawodów, a także informacje dotyczące całej otoczki turnieju.

Wojciech Prusakiewicz: Jak wspominasz pierwszą edycję turnieju?

Arkadiusz Rusiecki: Pamiętam dużą tremę, ponieważ przez osiem lat nie było w Gnieźnie odważnych do reaktywacji indywidualnych turniejów żużlowych. Zadawaliśmy sobie wówczas pytanie: dlaczego? Czy to jest tak kosztowne przedsięwzięcie, tak trudne technicznie do wykonania, czy po prostu nie stać było Gniezna? Prawdę powiedziawszy, odpowiedzi nie poznaliśmy do dzisiaj. Mówiąc szczerze, przestaliśmy jej szukać zaraz po tym, jak udało nam się doprowadzić do finalizacji projektu, który początkowo był bardzo nieśmiały. Zorganizować dziś turniej w średniej obsadzie może trudne nie jest, natomiast my staraliśmy się znaleźć receptę na to, aby miał on coś takiego, co pozwoli mu pozostać na powierzchni wśród głębokich wód wszelkich innych turniejów organizowanych w Polsce i w Europie. Myślę, że ją znaleźliśmy. Mam tutaj na myśli niepowtarzalny klimat, jaki udało nam się stworzyć wokół tej imprezy - niezwykłe tło i nagrody, których nie mają chyba dziś żadne inne zawody żużlowe w naszym kraju. To jest wyróżnikiem i wizytówką Turnieju o Koronę Bolesława Chrobrego. Mam nadzieję, że będzie on kontynuowany jeszcze przez wiele, wiele lat i, jak wspomnieliśmy dziś (15 maja - przyp. red.) na konferencji, będzie to wydarzenie, z którego powoli nie tylko gnieźnianie, ale i działacze, a przede wszystkim społeczność kibiców sportu żużlowego, będą mogli być dumni.

Ubiegłoroczna impreza na pewno kosztowała was, jako klub, sporo trudu. Organizując tę, która czeka nas już za tydzień, na pewno byliście bogatsi o doświadczenia. Czy pracowało wam się łatwiej i lżej, czy wręcz przeciwnie - wysiłek, jaki musieliście włożyć w organizację, był jeszcze większy?

- Z całą pewnością byliśmy bogatsi o doświadczenia. Mówiąc szczerze, praca przy tak dużym projekcie pochłania wiele miesięcy. Śmiem twierdzić, że pół roku. Przygotowania do drugiej edycji rozpoczęliśmy pod koniec zeszłorocznego sezonu, ciągle będąc drugoligowcami. Myślę, że ten czas niezbędny do tego, aby wszystko dopiąć na ostatni guzik, jest najlepszym wskaźnikiem, jak wielki był to trud organizacyjny. Na pewno teraz była mniejsza trema, wyciągnęliśmy wiele wniosków, byliśmy nieco bardziej okrzepnięci jako organizatorzy, było nam łatwiej. Natrafiliśmy jednak na nowe problemy do pokonania, na pytanie, jakim budżetem będziemy dysponować. Na szczęście dość szybko okazało się, że uzyskaliśmy zaufanie ze strony władz Gniezna i Rady Miasta, której na specjalnej komisji przedstawiliśmy projekt multimedialny. To wszystko zaowocowało tym, że budżet był większy, lepiej rozmawiało się z zawodnikami. Już dziś można powiedzieć, mimo iż to dopiero druga edycja turnieju, że oni sami pytają o niego, a nie my szukamy obsady.

Pierwszy turniej miał imprezy towarzyszące, na przykład występy zaaranżowane przez Miejski Ośrodek Kultury. W tym roku postanowiono pójść jeszcze dalej. W oknie gnieźnieńskiego EMPiK-u możemy oglądać wszystkie trofea, o jakie przyjdzie ścigać się zawodnikom. Jest również wystawa w galerii MOK-u, zatytułowana "Gnieźnieńskie Turnieje Żużlowe". Skąd taki pomysł?

- Chcieliśmy utrwalić ten projekt nie tylko poprzez organizowanie co roku turnieju na podobnym poziomie, ale i go rozwinąć. Postanowiliśmy położyć duży nacisk na jego wypromowanie, stąd właśnie wspomniane przez ciebie działania. Nie przypominam sobie, aby w Gnieźnie coś podobnego doczekało się kiedykolwiek realizacji. Udało nam się zainteresować Telewizję Polską, która pokaże nasze zawody dzień później na swojej antenie. Nawiązaliśmy bardzo owocną współpracę z redakcją "Tygodnika Żużlowego" - chyba najbardziej prestiżowego pisma w naszym kraju o speedwayu. Ukaże się w nim (19 maja - przyp. red.) specjalny dodatek w całości poświęcony turniejowi. Nie ukrywam, że mamy jeszcze ambitniejsze plany. Chcielibyśmy, aby przy okazji kolejnych edycji tych zawodów Gniezno przez parę dni stało się miejscem, do którego będą zjeżdżać nie tylko miłośnicy sportu żużlowego, ale również ci, którzy kochają historię: kwiat rycerstwa, wojowie i inni zapaleńcy, których w Polsce nie brakuje. Żeby mogli się spotkać, pogawędzić, powalczyć na miecze, bo wiem, że to kochają - w miejscu, w którym tak naprawdę zaczęła się nasza polskość.

Wiem, że już w tym roku pojawiły się te plany, o których wspomniałeś. Trzeba było je jednak odłożyć na później. Możesz zdradzić, dlaczego tak się stało?

- Pomysł pojawił się troszeczkę za późno i nie byliśmy w stanie podołać, jeśli chodzi o budżet. Prowadziliśmy daleko zaawansowane rozmowy w tym temacie i nie zaprzestaniemy ich, bo bardzo nam na tym zależy. Dosyć długo rozmawialiśmy z ludźmi w Gnieźnie i okolicach, którzy kochają historię właśnie w taki sposób, chociażby z panem Robertem Andrzejewskim - zastępcą prezydenta Jacka Kowalskiego. Obiecał nam on swoją pomoc. Mam zatem nadzieję, że to, czego nie udało nam się zorganizować w tym roku, uda się w kolejnych edycjach.

Jakich atrakcji możemy się więc spodziewać podczas samego turnieju?

- Myślę, że jego formuła, oparta o niepowtarzalny styl, sama w sobie jest atrakcyjna. Ciągle jednak to jest turniej, czyli czeka nas dwadzieścia wyścigów i bieg finałowy, ale chciałbym powiedzieć obrazowo, że wszystko to wyhaftowane będzie złotymi królewskimi nićmi. Nie wspomnę tutaj o insygniach, ale chociażby oprawa muzyczna tych zawodów będzie niepowtarzalna. Zabraknie tam nowoczesnej, dyskotekowej muzyki, pojawi się ta z epoki. Ponadto czeka nas niezwykła prezentacja. Zawodnicy nie wyjadą w luksusowych limuzynach tylko ciągnięci przez zaprzęg konny, w towarzystwie oddziału wojów. Niezwykła też jest dekoracja. To chyba jedyne miejsce żużlowe na świecie, w którym zwycięzcę turnieju traktuje się jak króla: sadza się go na tronie, na skronie wsuwa królewską koronę, do ręki daje mu się królewski miecz, przywdziewa się go w królewski płaszcz - po to by, zasymbolizować, że przez najbliższe dwanaście miesięcy to on będzie pełnił władzę w swoim królestwie.

Obsada drugiego turnieju będzie lepsza od tej z pierwszego. W Gnieźnie pojawią się bowiem tacy zawodnicy jak Greg Hancock, Tomasz Gollob bądź Adam Skórnicki. Czy była szansa, aby ściągnąć Nickiego Pedersena, Jasona Crumpa albo Leigh Adamsa?

- Oczywiście, że była, bo skoro udało nam się doprowadzić do finału rozmowy z takimi legendami żużla jak te, o których wspomniałeś, to myślę, że mieliśmy realne szanse na to, aby znaleźć porozumienie z Pedersenem, Crumpem czy kilkoma innymi. O ile z Jasonem rozmawialiśmy konkretnie, merytorycznie i w pewnym momencie po prostu poddaliśmy się, bo nie dysponowaliśmy odpowiednim budżetem, o tyle - powiem z ubolewaniem - Nicki w ogóle nie zainteresował się naszym projektem. Szybko zatem odpuściliśmy sobie pomysł, aby go tutaj zaprosić. Prowadziliśmy jednak wiele innych rozmów, z niemal całą stawką cyklu Grand Prix. Ich efektem jest pięciu zawodników (Greg Hancock, Sebastian Ułamek, Tomasz Gollob, Grzegorz Walasek i Emil Sajfutdinow - przyp. red.), a w przyszłości być może będzie ich więcej. Na pewno podejmiemy wysiłek.

Jeżeli chodzi o zawodników Startu, to co zadecydowało o wyborze takich, a nie innych?

- Już zimą, podczas obozu integracyjnego drużyny, przedstawiliśmy jasne zasady. Planowaliśmy trzy miejsca dla reprezentantów Startu w tym turnieju. Dwa dla najskuteczniejszych w danym momencie i jedno dla tego, którego wskażą kibice. Tak się stało. Dwóch najlepszych to Krzysztof Słaboń i Krzysztof Jabłoński, a tym wybranym przez fanów, w drodze sondy SMS-owej, jest, trochę chyba niespodziewanie, Peter Ljung. Myślę, że wpływ na taki wybór miały jego bieżące wyniki i bardzo dobra dyspozycja w spotkaniach ligowych.

Towarzystwo Żużlowe Start już od jakiegoś czasu angażuje się w działalność charytatywną. W przeszłości miały miejsce chociażby mecze piłki nożnej, podczas których zbierane były pieniądze na chore dzieci. W tym roku udało się nawiązać współpracę z Fundacją Mam Marzenie, dzięki czemu na turnieju również nie zabraknie charytatywnego akcentu...

- Przyznam szczerze, że to ważny element bieżącego funkcjonowania klubu. Dosyć poważnie podchodzimy do tego, aby, czerpiąc dużą radość ze zwycięstw, ze zdobywania punktów i z dobrych pozycji w tabeli, czerpać ją także z niesienia pomocy innym. Stąd, praktycznie od początku istnienia TŻ Start, angażujemy się w różnego rodzaju akcje polegające na wspieraniu potrzebujących. Najczęściej, oczywiście, dzieci. Tak samo będzie podczas tegorocznego turnieju. Już zimą, kiedy obmyślaliśmy jego plan, wpadliśmy na pomysł, aby nawiązać współpracę z Fundacją Mam Marzenie. Nie wiedzieliśmy wtedy, że jednym z jej podopiecznych jest Patryk, wielki miłośnik sportu żużlowego i fan Startu Gniezno. Jak tylko się o tym dowiedzieliśmy, postanowiliśmy, że musi być on honorowo podjęty na zawodach. W ten sposób spełnimy jego marzenie. Wprawdzie nie do końca dotyczy ono żużla, bo chłopiec marzy o czarnym laptopie z dostępem do Internetu. Oprócz tego Patryka czeka wiele innych niespodzianek. Zdradzę tylko jedną z nich: będzie na turnieju niemniej ważną osobistością jak ciągle panujący nam król - Rafał Dobrucki.

Na oficjalnym forum internetowym klubu pojawił się wątek dotyczący przygotowania toru na zawody. Jak wiemy, w Gnieźnie jest on bardzo twardy, co nieraz utrudnia walkę zawodnikom. Kibice chcą, żeby 23 maja było inaczej...

- Zaręczam, że tor przygotowany na Turniej o Koronę Bolesława Chrobrego będzie z całą pewnością bezpieczny. Zrobimy wszystko, aby umożliwiał walkę. Pewnie będzie się nieco różnił od tego, jaki mamy okazję oglądać podczas spotkań ligowych. Powodów jest kilka. W stawce zawodników imprezy są nasi rywale w pierwszej lidze (Sebastian Ułamek z Unii Tarnów i Adrian Gomólski z KM-u Ostrów Wlkp. - przyp. red.). Dajemy im zatem jak najmniej okazji do tego, aby mogli trenować na standardowo przygotowanym "owalu" (uśmiech).

Czego powinienem tobie życzyć w związku ze zbliżającymi się coraz to większymi krokami zawodami?

- Standardowo zwykło się mawiać: połamania kół. I... może wypadnięcia szlachetnych kamieni z korony? To, oczywiście, pół żartem, pół serio. Życzyłbym sobie, tak jak i wszystkim organizatorom, którym tą drogą należą się serdeczne podziękowania, bo poświęcają swój cenny czas i nie mają żadnych zysków, abyśmy przynieśli społeczności gnieźnieńskiego speedwaya wiele radości. Żeby każdy, kto 23 maja będzie opuszczał stadion przy Wrzesińskiej, czuł się w pełni usatysfakcjonowany, bo obejrzał ekscytujące widowisko sportowe.

Zaproś zatem kibiców na turniej.

- Każdego, kto tylko kocha żużel i do tej pory nie miał okazji oglądania go na co dzień na niezwykłym poziomie i podziwiania na gnieźnieńskim torze takich żużlowców jak Tomasz Gollob, Greg Hancock, Emil Sajfutdinow, Rafał Dobrucki, Grzegorz Walasek i wielu, wielu innych, zapraszam bardzo serdecznie, bo 23 maja będzie ku temu okazja. Gwarantuję wielkie sportowe emocje. Niech ci, którzy tego dnia na Wrzesińską nie zawitają, już dziś żałują, bo będzie to wielkie żużlowe święto całego naszego miasta i regionu!

Rozmawiał: Wojciech Prusakiewicz (www.start.gniezno.pl)

Komentarze (0)