Rodzice nie chcieli, by został żużlowcem. Jeździ amatorsko i prowadzi Polonię Piła

Tomasz Żentkowski mógł być żużlowcem i po dziś dzień jeździć w Ekstralidze lub Nice 1. Lidze. Zgody, by poszedł w tym kierunku, nie wyrazili jednak rodzice. Swój pierwszy motocykl kupił w wiek 18 lat, ale wtedy na karierę było już za późno.

37-letni Tomasz Żentkowski to znana postać w środowisku żużlowym. Jest menedżerem i wiceprezesem pierwszoligowej Euro Finannce Polonii Piła. Realizuje się jednak też w innej roli. Od lat jeździ amatorsko na żużlu - i to z całkiem niezłymi wynikami.

- Patrząc na turnieje, w jakich występowałem, najgorsze miejsce jakie zająłem to chyba piąte. Często kręcę się w okolicach podium, a czasem nawet na nim staję. Cieszę się z tych wyników, zwłaszcza, że nie jeżdżę tak często jak wielu innych amatorów. Nie robię jednak tego dla sukcesów, a dla frajdy. Jazda mnie poza tym odstresowuje i pozwala oderwać się od codzienności - opowiada nam Żentkowski.

Pytamy więc naszego rozmówcę, dlaczego nie został po prostu żużlowcem. Okazuje się, że przeszkodą byli rodzice. - W czasach, gdy chłopcy zapisywali się do szkółki, konieczna była oczywiście zgoda mamy i taty. Ja takowej nie dostałem. Mama się o mnie martwiła i nie chciała, bym był żużlowcem - wspomina Żentkowski. Nigdy nie porzucił jednak swego marzenia, jakie miał od 1994 roku.

- Gdy skończyłem 18 lat i mogłem decydować już samodzielnie o sobie, było już za późno, by zaczynać żużlową karierę. Chciałem jednak sam dla siebie spróbować jazdy na żużlu, więc kupiłem sobie motocykl. Zaczęło wychodzić mi to nieźle i jeżdżę po dziś dzień w zawodach amatorskich - mówi.

Pasja pomaga Żentkowskiemu w pracy w roli menedżera. - Łatwiej mi zrozumieć zawodników. Sam zresztą jeżdżę z nim na torze podczas treningów. Wiem dzięki temu jak odpowiednio przygotować nawierzchnię, by naszej drużynie odpowiadała. Zawodnicy chętnie wymieniają się ze mną poglądami na temat toru, bo wiedzą, że doskonale ich rozumiem - przyznaje.

ZOBACZ WIDEO Tomasz Gollob: Nikt nie będzie musiał mi robić zdjęć z ukrycia

Żentkowski zaznacza jednak, że nie ma do swoich rodziców żalu. - Czasem myślę o tym, co by było gdyby, ale nigdy nie wiadomo jak wszystko by się potoczyło. Gdyby mi nie szło w profesjonalnym żużlu, to na pewno bym tego nie ciągnął. W tamtych czasach konkurencja w Pile była sporo, bo byli tu Hampel, Pecyna czy Okoniewski. Ciężko byłoby się załapać do składu, choć kto wie. Może jeździłbym w lidze do dnia dzisiejszego - zastanawia się Żentkowski.

37-latek nie ma obecnie żadnego kompana do amatorskiego żużla w Pile. - W 2017 roku w Polsce odbyło się sporo turniejów dla takich entuzjastów jak ja. To dość droga rozrywka i jak wiadomo, nie każdego na to stać. Myślę jednak, że amatorski żużel idzie w dobrym kierunku. Sam staram się, by choć raz w sezonie organizować w Pile takie zawody. Obecnie jestem osamotniony, bo Radek Maciejewski zajął się inną pasją, jaką jest nurkowanie. Zazdroszczę ośrodkowi w Zielonej Górze, bo jest to wzór, jeśli chodzi o amatorski żużel w naszym kraju - kwituje Żetnkowski.

Źródło artykułu: