Z drugiej strony ekranu to felieton Gabriela Waliszki, dziennikarza nc+.
***
W takich sytuacjach jak finał najbardziej nieprzewidywalnej ligi świata decydują detale. I coś więcej niż tylko sportowa dyspozycja dnia czy niezawodność najlepszych sprzętów. Na końcowy wynik wpływ mają klubowe zachowania, ale też wiara w siebie i kolegów czy wewnętrzny spokój i koncentracja. Będąc sześć godzin przed i dwie po olimpijskim finale na stadionie Sparty odniosłem wrażenie, że Unia była lepiej przygotowana na żużlowe igrzyska. Umocniona i zmobilizowana.
W parku maszyn zwracali uwagę trzej charakterystyczni panowie. Najpierw witający się po gospodarsku Piotr Baron, który przyjechał na swój stadion w roli trenera burzącego misternie ułożony plan niedawnych pracodawców. Później rzucał się w oczy postawny Piotr Rusiecki, który prezesowskim okiem pilnował żeby nic złego nie stało się jego zawodnikom. No i wreszcie rozgadany Nicki Pedersen, w maju jeszcze czyny żużlowiec, a od niedawna przez złośliwców nazywany żużlowym księciem Monaco. Duńczyk przyleciał na wielki finał z jednej strony jako najbardziej doświadczony zawodnik Unii służący radą, z drugiej występując w roli dobrego ducha zespołu. Dla mnie był też swego rodzaju straszakiem na rywali z przeciwległych boksów. Podpowiadał, tłumaczył, biegał, zagrzewał do walki. Był i działał.
Gospodarze długo przed rewanżowym finałem troszczyli się o wyprodukowanie złotych plastronów. A chwilę przed najważniejszym starciem bardzo o pogodę. - Najważniejsze żeby dziś nie padało - dało się słyszeć z różnych kątów na Olimpijskim. Wiadomo, deszcz mógłby zniweczyć bardzo szybko atut własnego toru, choć reakcja nawierzchni po dwóch dobach pod plandeką wcale też nie była łatwa do przewidzenia. No i jeszcze ta mowa (ciała) podczas przedmeczowych wywiadów dawała do myślenia.
- Co będzie wytrychem do mistrzostwa - spytaliśmy Jacka Frątczaka na początku finałowego studia. - Głowa - rzucił bez zastanowienia nasz ekspert. Przywalił w punkt. Mocno wytykany palcami w pierwszym meczu Vaclav Milik ewidentnie nie był w rewanżu sobą, a dwukrotny mistrz świata w dwóch najważniejszych startach finału przywiózł ledwie punkt. W leszczyńskiej ekipie atmosfera była dobrze pilnowana. - Brałem chłopaków, podpowiadaliśmy sobie, rozmawialiśmy - opowiadał już po wszystkim Piotrek Pawlicki. Kapitan Unii - na przekór krytykom po leszczyńskim incydencie - pokazał dużą dojrzałość zarówno na torze, w parku maszyn, jak i w naszym magazynie. Mówił ciekawie, bez ogródek, konkretnie. A po 13. biegu we Wrocławiu mobilizował kolegów jak chyba nigdy dotąd. Robił to w tym samym czasie, kiedy wrocławianie sprawiali wrażenie rozbitych i nieprzekonanych o swojej sile, mimo że na tamtą chwilę byli mistrzami Polski. W szeregach spartan tylko Maciek Janowski znał z przeszłości smak złota, podczas gdy w drużynie Unii jedynie Peter Kildemand nigdy nie zasmakował tytułu. Również dlatego mistrzostwo zgarnęły Byki. Mistrzostwo bardziej zuchwałe i rutynowane.
ZOBACZ WIDEO Budowa motocykla żużlowego
Ekantor.pl Falubaz Zielona Góra - Cash Broker Stal Gorzów. Choć typowanie było siedem dni temu to zaszły nowe okoliczności. Zmieniła się pogoda, a zastępujący kontuzjowanego Jacoba Thorsella Andriej Karpow będzie mógł/chciał coś komuś pokazać lub udowodnić. Dlatego stawiam na wyższe niż prognozowane ostatnio zwycięstwo gospodarzy. Zielonogórzanie pojadą raczej rozluźnieni niż spięci, więc wierzę w emocje do ostatniego wyścigu. Typ: 52:38.
Get Well Toruń - Zdunek Wybrzeże Gdańsk. Pierwszy mecz barażowy zdecydowanie padnie łupem gospodarzy. Może dwóch albo maksymalnie trzech gdańszczan postawi się torunianom jakoś mocniej, ale taka postawa nie wystarczy do przyzwoitego wyniku. Inny scenariusz wydaje się science fiction. Typ: 57:33.
Gabriel Waliszko, dziennikarz nc+