Jan Krzystyniak: Z Przemka Pawlickiego robią kozła ofiarnego. Niech Komarnicki spojrzy na Zmarzlika

WP SportoweFakty / Tomasz Jocz / Bartosz Zmarzlik i Przemysław Pawlicki
WP SportoweFakty / Tomasz Jocz / Bartosz Zmarzlik i Przemysław Pawlicki

- Mam wrażenie, że w Gorzowie starają się obwinić za brak awansu do finału Przemka Pawlickiego. To błędne myślenie. Niech Władysław Komarnicki spojrzy na Bartosza Zmarzlika, który wygrał w niedzielę tylko jeden bieg - mówi Jan Krzystyniak.

W Gorzowie panuje wielkie rozczarowanie, bo Cash Broker Stal nie odrobiła strat z Wrocławia i po remisie (45:45) nie awansowała do finału PGE Ekstraligi. Po meczu wypowiedzi na gorąco udzielił nam honorowy prezes klubu, Władysław Komarnicki. Skrytykował wówczas Przemysław Pawlicki, który zdobył tylko trzy punkty i bonus.

- Pokazał, jak się jeździ do tyłu - mówił bez ogródek Komarnicki. - To on zawiódł nas najbardziej. Zdobył trzy punkty, a to zdecydowanie za mało. Kompletów nikt tu od niego nie oczekiwał, ale miał być mocną drugą linią - dodawał.

Zniesmaczony słowami honorowego prezesa Stali jest były trener i zawodnik, Jan Krzystyniak. - Uważam, że taka wypowiedź paść nie powinna. Panu Komarnickiemu i innym osobom z Gorzowa łatwo jest zrzucać winę na Przemka, ponieważ nie jest ich wychowankiem, tylko pochodzi z Leszna. Robi się z niego kozła ofiarnego. Stal nie przegrała jednak przez tego jednego zawodnika, a dlatego, że w końcowej fazie zawodów poniżej oczekiwań pojechała cała drużyna - zaznacza Krzystyniak.

Nasz rozmówca dziwi się, że nikt w Gorzowie nie miał pretensji do Bartosza Zmarzlika. Krzystyniak zauważa, że nie był to dobry mecz w jego wykonaniu. - To Bartek pojechał w tym kluczowym, piętnastym biegu i wraz z Martinem Vaculikiem przegrał go podwójnie. Poza tym w przeciągu całych zawodów wygrał zaledwie jeden wyścig, co biorąc pod uwagę jego umiejętności i znajomość toru, jest wręcz zaskakujące. Chcąc być obiektywnym i sprawiedliwym, pan Komarnicki powinien skrytykować też właśnie Zmarzlika. Tymczasem oberwało się samemu Przemkowi - dodaje Krzystyniak.

Były trener i zawodnik zauważa przy tym, że bardziej niż samych zawodników, klub z Gorzowa mógłby winić osoby, które przygotowały tor. - Stal bez przeszkód wjechałaby do finału, gdyby nawierzchnia nie zmieniła się w drugiej fazie zawodów. Początkowo było lekko przyczepnie i gospodarze budowali swoją przewagę. Tor się jednak zmienił i zrobiło się bardzo twardo. To było jak woda na młyn dla wrocławian. W tych kluczowych biegach liczył się start i krawężnik, czyli to, co Sparta uwielbia najbardziej - kwituje.

ZOBACZ WIDEO Budowa motocykla żużlowego

Źródło artykułu: