Fogo Unia Leszno po rozbiciu Ekantor.pl Falubazu Zielona Góra była murowanym faworytem meczu z Betard Spartą Wrocław. Dość nieoczekiwanie z sukcesu cieszyli się jednak goście, którzy objęli prowadzenie po drugim wyścigu i systematycznie powiększali swoją przewagę. Już po szóstym biegu menedżer Piotr Baron mógł stosować rezerwy taktyczne. Opiekun gospodarzy nie robił jednak zmian. Czekał z nimi aż do wyścigu dwunastego.
- Łatwo oceniać po spotkaniu, ale uważam, że można było działać wcześniej. Ja na pewno bym to zrobił - komentuje Jacek Frątczak. - Każdy menedżer ma prawo do swojej taktyki, ale ja zawsze wychodziłem z założenia, że należy korzystać z możliwości w momencie, kiedy one się pojawiają. Od ósmego do dziesiętego biegu prosiło się o zmiany. Jestem bardzo ciekaw, jak potoczyłoby się to spotkanie, gdyby w wyścigu ósmym nie pojechał Nicki Pedersen, a w dziesiątym Piotr Pawlicki, którym miał zerowy dorobek po dwóch biegach - zastanawia się Frątczak.
Z drugiej jednak strony ktoś mógłby powiedzieć, że gospodarze stosowali rezerwy w końcówce spotkania i odrobili większość strat. Gdyby Nicki Pedersen nie dał się wyprzedzić w wyścigu czternastym, to Fogo Unia miałaby szanse na remis. - Mecz to emocje i ważna jest sfera mentalna. Trzeba trzymać drużynę przy życiu - tłumaczy Frątczak. - Jeśli na własnym torze drużyna przegrywa różnicą dwunastu punktów i taka wiadomość dociera do zawodników, to może dojść do podcięcia skrzydeł. Gospodarze się podnieśli, zaczęli odrabiać, ale zostawili sobie zbyt dużo dystansu na koniec meczu. Proszę też pamiętać, że przed biegiem 15 kwestia zwycięstwa była rozstrzygnięta. W jeździe zawodników gości nie było już widać specjalnej agresji - podsumowuje Frątczak.
ZOBACZ WIDEO Ligue 1: Paris Saint-Germain na łopatkach! [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]