Nie wszystko zależy już od Unii Tarnów. Musi liczyć na "pomoc" ROW

WP SportoweFakty / Łukasz Trzeszczkowski
WP SportoweFakty / Łukasz Trzeszczkowski

Po piątkowej porażce z Ekantor.pl Falubazem Zielona Góra (39:51) zespół Unii Tarnów znalazł się w niezwykle trudnym położeniu. Na cztery kolejki przed końcem rundy zasadniczej drużyna ta jest niemal pewnym kandydatem do spadku z PGE Ekstraligi.

W tym artykule dowiesz się o:

Tak naprawdę już przed batalią mówiło się, że podopieczni trenera Pawła Barana rozpoczynają serię meczów o "życie" i z zielonogórzanami muszą zwyciężyć. Najlepiej tak, aby wypracować sobie przewagę pozwalającą myśleć o bonusie w rewanżu. Wyszło całkowicie na odwrót. Tarnowianie wyłożyli się więc już na pierwszej przeszkodzie, co może okazać się gwoździem do trumny dla zespołu z Małopolski. - Przykra sprawa. Wiedzieliśmy, że nie możemy popełnić błędu u siebie. Niestety przydarzyła się nam porażka i to nam mocno komplikuje sprawę jeśli myślimy o utrzymaniu. Oczywiście wciąż mamy na to szanse. Zostały nam cztery mecze, ale co gorsze nie wszystko jest w naszych rękach. Musimy liczyć na "pomoc" rybniczan. Potrzebujemy ich przegranych na swoim obiekcie - nie tracił optymizmu trener Unii Tarnów Paweł Baran.

Gospodarze ani raz nie wyszli na prowadzenie. Do połowy rywalizacji nie pozwalali jednak odjechać przyjezdnym na większą różnicę niż dwa "oczka". Później przewaga urosła i uwypukliły się mankamenty, z którymi szkoleniowiec Unii zmaga się od pierwszej kolejki. Brak solidnej drugiej linii, przez co ciężar zdobywania większości punktów został przerzucony na barki trzech liderów. - Początek zawodów może też wyglądał tak, a nie inaczej, bo Jason Doyle pojechał słabiej, ale błyskawicznie się poprawił i dopasował. Ale to jeździec z czołówki światowej. Patryk Dudek jest w sztosie. My ze swojej strony też pomagaliśmy. Były dwa wyścigi, w których prowadziliśmy podwójnie, ale na końcu je remisowaliśmy. Nie umniejsza to siły rywala, ale też nie mieliśmy za wielu atutów, by się przeciwstawić. Kenneth, Leon i Janusz zdobyli w sumie trzydzieści jeden punktów, Arek Madej dorzucił pięć. Mamy więc jasność jak kto się pokazał - opisywał.

- Może najlepiej by było teraz wymienić pół zespołu. Testować nowych zawodników i zobaczylibyśmy, czy takie roszady mają sens. Zawsze są nadzieje, że zawodnik pokaże się lepiej. Mikkel potwierdził, że potrafi się ścigać, ale niestety tylko raz. On od siebie wymaga więcej, my od niego też. Liczyliśmy, że te sześć oczek będzie woził. Jak się go obserwuje, to widać, że walczy, stara się. Brakuje jednak tej kropki nad "i". Piotrka widzieliście sami. Nie będę go nawet próbował bronić, bo się nie da. Powtarzam to za każdym razem. Liderzy nie są w stanie zawsze robić kompletów. Na nich ciąży ogromna odpowiedzialność. Wiedzą, że jak zawalą jakiś bieg, to może się to przełożyć na wynik końcowy - dodał.

Przed wszystkimi drużynami dłuższa pauza na Drużynowy Puchar Świata. Po niej Jaskółki rozegrają kolejne spotkanie na swoim stadionie. Do Mościć przybędzie Get Well Toruń. Mimo, że teraz morale spadły, Uniści liczą na dodatkowy punkt za dwumecz. Na Motoarenie przegrali nieznacznie - 42:48. Triumf "za trzy" pozwoliłby złapać tarnowianom trochę oddechu, ale raczej nie spokoju. - Mamy teraz dwa tygodnie przerwy, a później następna potyczka na własnym torze. Nie możemy się teraz poddać i złożyć broni. Będzie walczyć do końca we wszystkich meczach, które nam jeszcze pozostały do końca sezonu. Nie mogę patrzeć w ten sposób, że przyjeżdża Toruń i znów dostaniemy lanie. Nie byłoby wtedy sensu wstawać rano, przychodzić do pracy i organizować treningu. Doskonale zdajemy sobie sprawę w jakim jesteśmy położeniu. Nie ferujmy teraz wyroków. Usiądziemy na spokojnie w kolejnych dniach i spróbujemy się zastanowić jak się podnieść - przekazał.

ZOBACZ WIDEO Serbowie o polskich kibicach. "Czujemy się tutaj jak w domu" (źródło TVP)

{"id":"","title":""}

Źródło artykułu: