ROW zrobił świetny interes. Mają talent czystej wody

WP SportoweFakty / Bartosz Przybylak / Max Fricke
WP SportoweFakty / Bartosz Przybylak / Max Fricke

Max Fricke ma świetny początek w PGE Ekstralidze. Australijczyk udowadnia, że opinie o jego wielkim talencie nie były przesadzone. Na torze imponuje nowoczesną sylwetką, techniką jazdy i chłodną głową.

ROW Rybnik u progu sezonu 2016 zaskakuje wielu kibiców. Drużyna miała w ocenie ekspertów bić się o utrzymanie, a sprawia problemy czołowym ekipom w naszym kraju. W minioną niedzielę Rekiny zremisowały z mistrzem Polski w Lesznie, co było wielką niespodzianką. Po raz kolejny bardzo pozytywne wrażenie pozostawił po sobie Max Fricke. Australijczyk to jak na razie jedno z objawień tego sezonu w PGE Ekstralidze. Tak punktującego żużlowca drugiej linii w swoich szeregach chciałby mieć każdy trener. Max ma dopiero 20 lat. Na większości torów ekstraligowych będzie w tym roku debiutować. Jak na razie nie robi to na nim żadnego wrażenia. Jego średnia biegopunktowa na własnym torze jest taka sama jak na wyjazdach. Wynosi ona 1,800.

- Na pozycji seniorskiej zdobywa bardzo ważne punkty, a co najważniejsze wygrywa im biegi na wyjazdach. To jest ogromne wsparcie dla drużyny. A Max ma przecież niewielkie doświadczenie na torach ekstraligowych. W wielu przypadkach mówimy o debiutach. Spodziewałem się po nim jazdy na poziomie od trzech do pięciu punktów, a jest znacznie lepszy. To języczek u wagi w rybnickim zespole - mówi w rozmowie z portalem WP SportoweFakty Sławomir Kryjom. Co ciekawe, to z jego osobą wiążą się początki Maxa Fricke w lidze polskiej. Jeśli chodzi o ludzi związanych ze sportem żużlowym w naszym kraju, to były menedżer Unibaksu jako pierwszy nawiązał z młodym Australijczykiem kontakt. Naturalną konsekwencją był dwuletni kontrakt podpisany z ekipą z Motoareny.

- Poznaliśmy się z nim i jego ojcem podczas zawodów Gold Trophy na minitorze w Rybniku w 2011 roku. Pełniłem wtedy funkcję kierownika zawodów. Max i Brady Kurtz reprezentowali Australię. Jego sylwetka przypominała mi do złudzenia Leigh Adamsa. Po krótkiej rozmowie okazało się, że on bardzo blisko żyje z całą jego rodziną. Tak zaczęła się nasza znajomość - wspomina Kryjom.

ZOBACZ WIDEO "Tor na Narodowym wytrzyma dwie takie imprezy" (źródło TVP)

{"id":"","title":""}

Fricke trafił jednak w Toruniu na zły okres. Nie jeździł, bo w klubie była presja na wynik. To sprawiało, że nie było czasu na eksperymenty. Wtedy z pomocą przyszedł Rybnik i Marian Maślanka. Były prezes częstochowskiego Włókniarza odegrał ważną rolę w transferze Australijczyka do ROW-u. - Widziałem Maxa w Anglii i zobaczyłem chłopaka z wielkim potencjałem. Rozeznałem temat i wiedziałem, że w jego kontrakcie z Toruniem jest opcja przejścia do niższej ligi. Starałem się zrobić wszystko, żeby wylądował w Rybniku, bo wiedziałem, że tam będzie dobry grunt do rozwoju jego talentu - przypomina Maślanka.

Australijczyk bardzo szybko przekonał do siebie prezesa Krzysztofa Mrozka. - Widziałem w nim umiejętności, które były nieprzeciętne jak na tak młodego chłopaka. Nie tylko to miało jednak znaczenie. Max ujął mnie czymś jeszcze. Ma perfekcyjne podejście do żużla, a do życia jeszcze lepsze. Jest skromny i opanowany. Pamiętam, jak w zeszłym sezonie jechaliśmy sparing. Odbywał się on w sobotę, a w niedzielę miała być liga. Po zawodach wszyscy moi zawodnicy wzięli prysznic i ruszyli w miasto. Max zrobił to samo, ale później przebrał się do spodenek, założył gumowe buty i mył sprzęt razem ze swoim mechanikiem. Bardzo mi to zaimponowało - wspomina prezes ROW-u.
[nextpage]
W Rybniku nie wszyscy byli pewni słuszności tego transferu. Wątpliwości miała część kibiców i sponsorów. Fricke wszystkich jednak bardzo szybko do siebie przekonał. - Pamiętam jego pierwsze zawody w Gnieźnie. Dzień wcześniej przyjechał potrenować do Rybnika. Pan Janek Grabowski nie był wtedy przekonany, czy to jest dobry ruch. Ja byłem jednak pewny, że Max odpali. Wtedy kibice i sponsorzy wysyłali zresztą do trenera smsy, że całe to posunięcie jest złe. Australijczyk wystartował ostatecznie w parze z Sebastianem Ułamkiem i pokazał się z bardzo dobrej strony. Potwierdził swoje wszystkie atuty. Niewiele mu zabrakło do wyniku dwucyfrowego - przypomina Krzysztof Mrozek.

Australijczyk skończył dopiero 20 lat, ale kompletnie nie widać po nim braku doświadczenia. Na torze imponuje spokojem i przemyślaną jazdą. - Zawsze mówię mu, żeby podchodził do wszystkiego ze spokojem i pokorą. To zawodnik dobrze zaopatrzony w sprzęt. Ma nowoczesną sylwetkę, myśli na torze, jest bardzo opanowany i nie przeprowadza, mimo młodego wieku, szalonych akcji. Sporo pracy przed nim, bo brakuje jeszcze równości. Zdarzają mu się w meczach słabsze biegi, ale to nic złego. Jeździ coraz dojrzalej i agresywniej. Idzie w naprawdę dobrym kierunku. Jemu nie grozi woda sodowa. Ważne jest w tym przypadku otoczenie. Ojciec bardzo kocha syna. To charakterny facet. Jest w pewnym sensie cholerykiem. Chciałby zrobić wszystko szybko i od razu. Bardziej trzeba hamować jego niż Maxa. To jednak nic złego. Ojciec chce dla syna wszystkiego, co najlepsze. Mama to bardzo ułożona i spokojna kobieta. Chłopak ma właściwe otoczenie - dodaje Maślanka, były prezes częstochowskiego Włókniarza.

Dobre występy Maxa Fricke robią wrażenie nie tylko na działaczach i kibicach ROW-u Rybnik. Nie jest tajemnicą, że do młodego żużlowca odzywają się już przedstawiciele innych klubów. Krzysztof Mrozek do tego tematu podchodzi jednak ze spokojem. - Podstawowe pytanie brzmi, jak zachowa się zawodnik. Wierzę, że Max pozostanie tym chłopakiem, którego znam. Będą kluby, z których dostanie lepszą ofertę pod względem finansowym. Liczę jednak, że zadziała coś takiego jak głos rozsądku. Wtedy czasami wybiera się ofertę słabszą finansowo, ale pod wieloma innymi względami korzystniejszą. To niesamowity człowiek i jestem przekonany, że się z nim dogadam - uspokaja prezes rybnickiej ekipy.

Niektórzy mogą powiedzieć, że na zachwyty nad Maxem Fricke jest zbyt wcześnie, bo w Ekstralidze odjechał zaledwie kilka dobrych spotkań. Nasi eksperci przypominają jednak, że jak na 20-letniego żużlowca to i tak duży wyczyn. Poza tym, nikt nie ma wątpliwości, że kariera Australijczyka pójdzie we właściwym kierunku. - Może nie będzie to typ wielkiego wojownika w stylu Nickiego Pedersena, aczkolwiek ma szanse zostać kimś podobnym ze stylu jazdy i charakteru do Leigh Adamsa. Jestem przekonany, że będzie się prawidłowo rozwijać. Wkrótce reprezentacja Australii powinna mieć duże wzmocnienie i zawodnika, którego będzie trzeba brać na poważnie przy ustalaniu składu na Drużynowy Puchar Świata - przekonuje Sławomir Kryjom. - Max naprawdę przypomina Leigh Adamsa. Jedzie podobnie do niego. Oczywiście, to nie jest to samo, bo być nie może. Niemniej jednak dojrzałość na torze, technika i opanowanie - to cechy, które ich łączą. Leigh też taki był. Max chce iść w tym kierunku i oby mu się to udało - dodaje na zakończenie Marian Maślanka.

Źródło artykułu: