Janusz Michaelis (trener Polonia Piła): Liczyłem, że będzie większa przewaga i wszystko tak się układało. W połowie meczu nastąpił przełom, odskoczyliśmy do rywala, ale ostatnie dwa biegi, to była katastrofa. Wiem, że w biegu czternastym, po wykluczeniu Gomólskiego byłoby 5:1 lub 4:2, natomiast patrząc na zdobycze punktowe zawodników, to również w piętnastym powinniśmy wygrać. Niestety tak się nie stało i teraz mamy duży problem. Gniezno na swoim torze jest bardzo groźne i jeżeli utrzymają ten skład, to czeka nas wyjątkowo trudna przeprawa.
Dariusz Śledź (trener Łączyńscy-Carbon Start Gniezno): Ten ostatni bieg wlał trochę nadziei w nasze serca, ale to i tak jest wynik, przy którym trzeba się w rewanżu mocno sprężać. Nie ma co ukrywać, że jest co odrabiać. Pilanie postawili twarde warunki i trzeba im pogratulować zwycięstwa. Bądźmy obiektywni - pojechali dobre spotkanie. U nas każdy z zawodników mógł te kilka punktów dołożyć. Rzadko jeździmy w Pile, a dopasowanie sprzętu jest niezwykle ważną sprawą. Szczególnie ten początek meczu mieliśmy bardzo niemrawy.
Piotr Świst (Polonia Piła): Ze zdrowiem wszystko jest w porządku. Jestem poobijany, ale na rewanż będę w pełni gotowy. Te jedenaście punktów oczywiście, że możemy utrzymać. Musimy jechać tak jak dzisiaj, czyli z zębem i ambicją. Nie możemy jednak tracić głupich punktów, bo to miało dziś miejsce.
Bjarne Pedersen (Łączyńscy-Carbon Start Gniezno): Było to bardzo trudne spotkanie. Gdybyśmy przegrali może czterema-pięcioma punktami mniej, to byłoby zdecydowanie łatwiej w rewanżu, a tak w następną niedzielę musimy mocno popracować nad wygraną w dwumeczu. Cały czas jednak wierzę w nasz zespół, bo dwa dobre biegi już mogą pozwolić niemalże odrobić całą stratę. Gomólski, Kościuch czy Suchecki bardzo dobrze czują się na domowym torze, dlatego mam nadzieję, że wyjdziemy z tego pojedynku zwycięsko. Ja również w rewanżu jestem do dyspozycji klubu.
Patryk Dolny (Polonia Piła): Podchodziłem do tego spotkania jak do każdego innego i to pozwala mi w miarę dobrze punktować. Gdybym zaczął się spinać, kombinować, czy rozpamiętywać ostatni mecz, to pewnie nic by z tego nie wyszło. Nie chcę też gdybać, co by było, jakbym to ja jechał w ostatnim biegu. Inni mieli więcej punktów, a wiadomo, że tam jadą najlepsi. Ja się cieszę, że w czternastym obroniłem się przed atakami Norberta Kościucha, bo walczył do samej kreski.