Jerzy Kanclerz: Polscy działacze nie są bez winy

Zdaniem Jerzego Kanclerza, zakaz wprowadzony przez FIM pokazuje słabą pozycję polskich działaczy żużlowych. - Ten sport traci w kraju na znaczeniu, a winni są ci, którzy nim kierują - uważa.

W tym artykule dowiesz się o:

Zgodnie z uchwałą FIM, zawodnicy uczestniczący w cyklu SGP nie będą mogli startować w Indywidualnych Mistrzostwach Europy, zarządzanych przez polską firmę One Sport. Stanowczy sprzeciw wobec tej decyzji wyraził Tomasz Gollob, zapowiadając, iż nie przyjmie "dzikiej karty" na zawody SGP, które odbędą się w Bydgoszczy.

Zdaniem Jerzego Kanclerza, który w przeszłości pracował w bydgoskiej Polonii, decyzja Golloba powinna spotkać się ze zrozumieniem. - Tomkowi, co mówiłem już nie raz, trzeba po prostu zaufać. Było tak, gdy rezygnował ze stałego uczestnictwa w cyklu i podobnie powinno być w przypadku "dzikiej karty". Myślę, że osądzenie tej wojny, jaka wytworzyła się pomiędzy Grand Prix a SEC jest trudne zarówno dla mnie, kibiców, jak i Tomka Golloba. Tak naprawdę każdy patrzy na to inaczej. Turniej prowadzony przez BSI trwa od lat 90. a my, Polacy, nagle obudziliśmy się w sprawie mistrzostw Europy. Staram się przyjmować argumenty zwolenników, jak i przeciwników. Stwierdzenie, ze obecnie tych zawodów jest za dużo nie do końca mnie jednak przekonuje. Uważam, że jeśli któryś z zawodników chce startować zarówno w SEC, jak i Grand Prix, to nie powinno mu się tego zabronić - powiedział Jerzy Kanclerz w rozmowie z naszym portalem.

Jak zauważa były menedżer Polonii, zakaz wprowadzony przez FIM pokazuje słabą pozycję polskich działaczy żużlowych. Nie mieli oni bowiem nic do powiedzenia w sprawie decyzji zatwierdzonych na ostatnim posiedzeniu w Genewie. - Niestety sukcesy sportowe nie przekładają się na pozycję żużla w Polsce i za granicą. Przykładem jest chociażby to, że zdobycie Drużynowego Pucharu Świata przechodzi właściwie bez echa. Ten sport traci w Polsce na znaczeniu, a winni są ci, którzy nim kierują. Wiem, że nie jest to łatwe do zorganizowania, ale po zdobyciu kolejnego medalu, zawodnicy na drugi dzień powinni być przyjmowani przez Premiera - stwierdził.

Zdaniem Jacka Gajewskiego, eksperta naszego portalu, największym zaskoczeniem jest fakt, iż polskie środowisko żużlowe o zakazie FIM dowiedziało się dopiero kilka dni po jego ustanowieniu. W opinii Kanclerza krytyka działaczy także w tym przypadku wydaje się być zrozumiała. - Znam dobrze przewodniczącego GKSŻ, Piotra Szymańskiego i wiem, że bardzo się stara. Skrytykowano go w kontekście wizyty w Genewie i nawet, jeśli zarzuty nie były bezpodstawne, to wątpię, czy inna osoba, która byłaby na jego stanowisku, wskórałaby więcej. Problem ma bowiem całe środowisko, a nie poszczególne osoby. Obawiam się, że nikt z obecnych działaczy nie będzie w stanie podreperować tej dyscypliny. Liczyłem na to, że coś ulegnie zmianie, gdy do władz Ekstraligi dołączy pan Wojciech Stępniewski. Jego prezesura już jakiś czas trwa, a zmian, jakich bym oczekiwał niestety nie ma - dodał.

- Obawiam się, że nikt z obecnych działaczy nie będzie w stanie podreperować tej dyscypliny - uważa Kanclerz
- Obawiam się, że nikt z obecnych działaczy nie będzie w stanie podreperować tej dyscypliny - uważa Kanclerz

Pomimo zakazu FIM, zmagań SEC nie warto spisywać na straty. W opinii Kanclerza część zawodników zrezygnuje z biegiem czasu z SGP na rzecz Indywidualnych Mistrzostwach Europy. Głównym czynnikiem będą kwestie finansowe. - Popularyzacja żużla przez BSI nie jest tak duża jak kiedyś. Z mojej wiedzy wynika, że w Grand Prix zarabia jedynie kilku czołowych zawodników. Ci, którzy zajmują dwunastą czy trzynastą pozycję w zawodach do tego interesu dokładają. Jeżeli nie mają sponsora na cały cykl, to finansowo po prostu tracą. Zawodnicy zaczynają wobec tego mówić "pas". Skorzystać może na tym cykl SEC, który nie dość, że jest pokazywany przez Eurosport, to oferuje duże pieniądze - zauważył.

Jesteśmy na Facebooku. Dołącz do nas!

Źródło artykułu: